czwartek, 7 października 2021

Pośpiech wskazany tylko przy łapaniu pcheł

Po powrocie z wakacji pomału odparowuję z wrażeń. Jeszcze odpisuję na maile wakacyjne i ogarniam się niespiesznie z bieżącym materiałem do bloga. Niespiesznie, bo pośpiech jest wskazany tylko przy łapaniu pcheł. Gromadzę treść do kilku wpisów o finansach i datach zwrotu, ale upłynie jeszcze chwila do momentu publikacji.

W czasie tegorocznego bieszczadzkiego wędrowania odwiedziłem rzecz jasna miejsce, gdzie rośnie arnika. Niestety, był to już czas, kiedy arnika przekwitała.


Tu oczywiście zanocowałem i w pierwszą noc spałem jak suseł, bo gdy doszedłem do Huczwic






na liczniku miałem już 18 km. Więc było jeszcze hop na górę, godzina na zdjęcia, ale potem siły stopniały i z coraz większym trudem, noga za nogą, wykonałem zakręt na te sławne łąki pod Hryszczatą.


Następnego dnia odpoczywałem, jako że żyję niespiesznie. Pochodziłem po znajomych zakątkach, upichciłem super gęstą zupę z borowikiem w kaszy i w miejscach bardziej zacienionych, w wysokiej trawie, jednak odkryłem kilka arnik dalej w pełni kwitnienia. 





Kozioł

Drugiej nocy spałem już lekko i budziłem się kilkakrotnie - z doliny od łemkowskiego cmentarza wołał puchacz, poszczekiwał lis, a w końcu gdy już szarzało, z nagła bardzo blisko namiotu zrobił się niezły rwetes. Najpierw jakby coś ryknęło, a potem z charakterystycznym fuchaniem, rzucił się do ucieczki spłoszony kozioł. Być może znienacka wyszedł z krzaków prosto na namiot i się przestraszył? To przecież jego teren, chodził tędy codziennie, znał każdy kamyk, idzie, patrzy, a tu na drodze coś obcego stoi! Dał dyla w dół zbocza i jeszcze z minutę słychać było jego oddalający się krzyk. Kto słyszał głos zaniepokojonego kozła, wie jak on się drze. W każdym razie dla mnie już było wtedy dzień dobry panu jaki piękny mamy dzień, czy jest pan zadowolony? Byłem zadowolony i to bardzo, bo ten kozioł mam wrażenie mógł mnie azaliż nieco podeptać.



       

Gościu

Upał. Koło południa, mocno spragniony doszedłem do Cisnej, gdzie przysiadłem z zimnym piwem do stołu. Naprzeciwko siadał właśnie spocony mały gościu w wieku średnim, właściciel wyjątkowo dużego plecaka. No temu to się pewnie chce pić bardziej niż mnie! - pomyślałem. Siedzimy więc, w lokalu chłodek przyjemny, miejsce wydaje się z każdą chwilą coraz milsze. Oczywiście dzień dobry, a pan skąd i dokąd, a następnie wymieniliśmy z gościem (niespiesznie) kilka ogólnych, tudzież banalnych uwag o życiu. I chyba przypadłem gościowi do gustu, bo on wziął i się otworzył. Uzupełniałem brak płynów w organizmie i zostałem słuchaczem, a on wygłosił następującą refleksję:

„Bez dzieci człowiek jest wolny, ponieważ odpowiada tylko za siebie. A dziś mieć dzieci to jeszcze większa odpowiedzialność niż dawniej. Czy nie tak jest kaman? Mnie wystarczy mieszkanie 30 m2, jaka taka praca i można pięknie żyć. Znajomi, spotkania, podróże, hobby. Świadome decydowanie się na dzieci to heroizm. Bo liczyć w tej materii na państwo to utopia, a do tego każą ci rodzić pokręcone dzieci i bujaj się człowieku. A Owsiak? On jest ok jako człowiek, ale w sumie robi niedobrą robotę. Kiedyś była selekcja naturalna, słabe dzieci umierały. Teraz nawet największego zdechlaka utrzymuje się na siłę przy życiu. Dla takiego dziecka, jego rodziców, to katorga, a dla państwa ogromne koszty. No i dochodzi psucie genetyki narodu.                                                                                                          Oto dylemat ludzi myślących. W ogóle planowanie czegokolwiek w oparciu o transfery państwa to krańcowa nieodpowiedzialność. Wielu rozsądnych ludzi rozumie, że na dzieci po prostu ich nie stać. A tak zupełnie ogólnie to uważam, że homo sapiens namnożył się  w sposób zatrważający i tu nastąpią zmiany, bo muszą. Polactwo to wrzód na dupie cywilizowanego świata. A wirus to zrobił w sumie dobrą robotę, bo wybił część społeczeństwa z głupiego rytmu życia i wymusza nowe myślenie". 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz