Mędrcy tradycyjnej medycyny chińskiej, tybetańskiej, czy ajurwedyjskiej, od zawsze byli zgodni, że leczyć trzeba całość – zarówno ciało jak i duszę. Leczona musi być przyczyna, która często znajduje się poza ciałem. Choroba ciała zwykle jest zewnętrzną manifestacją stanu emocji – emocji wypartych ze świadomości. Człowiek zabronił sobie doświadczać niektórych emocji i uczuć, uznając je za zbyt przykre.
To nienawiść, złość, odtrącenie, zaszczepienie niewiary w siebie, których to uczuć doświadczał w dzieciństwie. Kiedy te uczucia pojawiają się w dorosłym życiu, człowiek ze zranioną psychiką nie potrafi się od nich uwolnić. Zamknął się w sobie i trzyma je w ukryciu. A one go trawią od środka i wywołują choroby.
Dlatego starożytne systemy medycyny wschodniej zawsze opierają się na holistycznym podejściu do człowieka jako jedności dusza - ciało.
Mędrcy tybetańscy mówią: - Martwisz się? Uważasz, że masz dużo problemów? To dlatego jesteś chory. Nie martw się, staraj się dostrzegać dobre strony spraw, bo w każdym problemie jest promień światła. Bądź zadowolony, a nawet szczęśliwy – to jest najlepsze lekarstwo.
Albo higiena psychiczna słowami autora bloga:
- Koń ma większą głowę od mojej, niech więc on się martwi.
- Należy się martwić po fakcie, bo bardzo niezdrowo jest w trakcie.
- Na luziczku gościu!
- Nie ma takiej rury, której nie można odetkać. Nie ma!
I to wcale nie jest podejście lekkoducha, ono opiera się na statystyce życiowej - z początkowych dziesięciu niby problemów, czas czyści dziewięć, a nam pozostaje zmierzyć się tylko z jednym. Mamy piątek, proszę nie zapominać o wypoczynku, który jest obowiązkiem. Jaki plan na poniedziałek?
Tudzież pamiętajmy, że maki nie zawsze są czerwone. Mak himalajski.
Świetny artykuł!
OdpowiedzUsuń