2013 rok. Biwak blisko Chryszczatej. Mija pierwszy tydzień pomieszkiwania w całkowitej
inności prawdziwego odludzia. Rzecz dzieje się stopniowo, bo na początku nie
byłem na odludzie gotowy, dlatego miesiąc biwakowałem na terenie Krysi Rados w Łupkowie. Biwakowałem, a odludzie wabiło.
Więc jestem ci ja na tym odludziu wreszcie i o poranku schodzę po wodę do potoku. Dzień zapowiada się piękny, mgły już się podniosły, ale trawy jak zwykle ociekają - spływają rosą.
Zdobywałem dopiero doświadczenia biwakowe, dlatego już w połowie zejścia miałem przemoczone buty. Zaniedługo atoli zmieniłem system – po wodę schodziłem nieco później, kiedy słońce już rosę wysuszyło. A potem to ta rosa przestała mnie obchodzić, bo przy namiocie chodziłem tylko na bosaka i skóra na stopach szybko stwardniała - mogłem schodzić boso.
Więc schodzę ci ja zadowolony wielce, od nieba uderzył właśnie pierwszy ostry krzyk orlika, z dołu słychać już śpiew ptaków, oddycham pełną piersią, nie myślę o niczym specjalnym. Akurat doszedłem do miejsca na zboczu, z którego już widać w dole drogę leśną Bystre – Żebrak. Nagle oko rejestruje na drodze ruch – idzie pojedynczy człowiek. A ja jednocześnie czuję niepokój i natychmiast kucam skrywając się w zielsku. Skryłem się i myślę o tym, co zrobiłem. Oto odkryłem, że jestem zwierzęciem! Jestem zwierzęciem, ponieważ widząc człowieka poczułem się jak zwierzę, dla którego człowiek jest zagrożeniem i właśnie wykonałem klasyczny odruch zwierzęcy – kryj się! Przeczekałem kilka minut aż piechur z plecakiem przejdzie i zszedłem tam, gdzie miałem zejść. Nie miałem bowiem ochoty na rozmowę, a sam widok piechura oceniłem jako dyskomfort. Z jednej strony dyskomfort, a z drugiej satysfakcja, bo ja go widziałem, a on mnie nie zobaczył. Czyli wykonałem prawidłowy ruch czujnego zwierzęcia.
A to ci dopiero! Odezwało się we mnie zwierzę! No tak: - kto z kim przestaje takim się staje. Co dzień widzę tu orły, sarny, kozły, jelenie, lisy, wieczorem słyszę puchacza i tak mi w tej samotności dobrze, że nie wiadomo kiedy zapomniałem o istnieniu ludzi. Do świata ludzi, do Baligrodu schodziłem raz w tygodniu po jedzenie. Kupowałem i zaraz wracałem. A idąc powtarzałem sobie: - idę i czuję, że jestem. Albo inaczej: - idę, więc jestem!
Uczucia nie kłamią, a ten pierwszy osobisty odruch
zwierzęcy który zarejestrujesz, jest niepowtarzalny, odświeżający, resetujący, uzdrawiający, daje
dreszczyk Nieznanego. Co ciekawe każdy może tak
mieć, trzeba tylko się odczłowieczyć - pospać tydzień pod dachem nieba,
posłuchać nocnego wycia watahy i masz to uczucie jak w banku.
I takiego cennego uczucia życzę Czytelnikom,
zwłaszcza dziś, gdy władze usiłują nas zamknąć w indywidualnych klatkach
mieszkalnych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz