Księżyc wyszedłszy zza chmury,
trzy krople dostrzegł z góry.
Błyszczały na liściu konwalii,
jak gdyby je ktoś zapalił.
Pochylił się, nadstawił ucha
i oto co podsłuchał
Zielone zrodziło mnie morze,
którz ze mną równać się może?
Windą słoneczną jechałam,
dla mnie hołdy i chwała.
Tyś mnie tu całą doniósł
wietrze mój srebrny koniu.
Urodą morską się szczycę,
złóżcie mi pokłon siostrzyce.
Mnie inna siła poczęła!
Druga kropla szepnęła.
Nie morzu i nie obłokom
zawdzięczam życie. Mnie oko
zrodziło młodej dziewczyny
ze szczęścia na zaręczyny.
Pierścień o stu diamentach
mniej wart jest, bom poczęta
z wzruszenia, z uczuć świeżych...
Mnie się ten hołd należy!
Zaszumiał strumyk w dole,
Teraz na trzecią kolej.
Zwracają się tamte do niej,
a ona nic tylko płonie.
Więc księżyc niżej schodzi
i pyta skąd pochodzi
Ja jestem potem drwala
co w lesie drzewa zwalał.
Ptaki przedrzeźniał, wołał,
zgubił mnie, spadłam z czoła
kiedy siekierę ostrzył
Gdzie mi do twoich siostrzyc?
Wzruszony jej słowami
księżyc z wrażenia zamilkł.
Potem podniósł ją z ziemi
i w jasną gwiazdę zmienił.
Ludwik Jerzy Kern
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz