Wokół nas dzieją się rzeczy niepojęte, jak mówi pismo święte.
Byłem naocznym świadkiem wielu wydarzeń
niezwykłych, niemożliwych do wyjaśnienia, przeczących prawom fizyki. Część z
nich działa się w Domu na Górze u Jana Gabriela. Coś tam opisywałem, część
czeka na swoją kolej. Być może wszystko sprowadza się do energii pokrewnej –
polityk trzyma z politykiem, ksiądz z księdzem, głupi szuka towarzystwa jemu
podobnych, a poszukiwacz prawdy dostaje zagadki.
Dziś otacza nas taka góra informacyjnych śmieci,
że można pod nią utonąć. Dlatego tak często wracam do wiadomości starych i
sprawdzonych po wielokroć.
Poltergeist.
Relacji o działaniu tej niewidzialnej Siły mamy wiele. O przyczynie można powiedzieć jedno: - przydarza się to w najbliższym otoczeniu przeważnie dziewczynek, które dojrzewają i niedługo będą miały pierwszą miesiączkę. Jedni mówią, że Siła wychodzi od dziewczyny, inni twierdzą, że dziewczyna tylko otwiera portal – bramę, przez którą wpadają duchy złośliwe.
Sprawa z Weroniką
wydarzyła się w roku 1998. Weronika ma 12 lat, ale pomimo młodego wieku, jest
już dzieckiem po przejściach. W tragicznych okolicznościach straciła rodziców,
wychowuje ją przyrodni brat, Maciej
Szwajlik. Maciej jest osobą paranormalną – to człowiek-magnes. Przylepiają
się do jego ciała metalowe przedmioty, nie tylko drobne, także na przykład
żelazko.
Weronika jest dzieckiem zamkniętym w sobie,
nieufnym, właściwie nie lubi ludzi. Jest już na tyle duża, że brat pozwala jej
przyjechać samodzielnie do babci, do Malborka.
Jest Boże Narodzenie 1998, opowiada
babcia: - „Wnuczka zaraz po przyjeździe poszła do łazienki i tak cicho tam
siedziała, że się jej spytałam: - Co tam robisz Weronisiu? Ona na to – bawię
się z karpiem (Karp pływał w wannie –
takie były czasy, ja także pamiętam taką zabawę – autor bloga). Coś mnie
tknęło i poszłam do łazienki, otworzyłam drzwi, a w tym momencie szmata do
podłogi, która leżała w kuchni, uniosła się w powietrze i podleciała pomiędzy
mnie a Weronikę. Zawisła w powietrzu bez ruchu, a potem nagle opadła. I to było
ostatnie takie zdarzenie. Na szczęście ostatnie, bo wcześniej to bywało
tragicznie” – mówi babcia Helena
Bierniukowicz. W głosie 72. letniej kobiety słychać ulgę. Nic dziwnego – w
czasach apogeum wyczynów Poltergeista
(nieznanej siły) babcia była na granicy palpitacji serca.
Koniec sierpnia 1998, Malbork – miasto znane z
budowli unikalnych na skalę europejską. Jednak centrum zainteresowania
stanowi banalna kamienica przy ul. Westerplatte. To tu na pierwszym piętrze mieszka
pani Berniukowicz.
Lokal jest mały, bez przedpokoju – wchodzi się od
razu do kuchni, na wprost pokój, z boku niewielka łazienka. Pani Helena od kilku miesięcy doświadcza emocjonalnych
nieprzyjemności. A dzieje się to zawsze, kiedy przyjeżdża wnuczka. W nocy z 14
na 15 sierpnia agresywna siła znowu dała o sobie znać. Weronika właśnie przyjechała do babci na święto Wniebowstąpienia Matki Boskiej. Jednak
nocy nie dało się przespać spokojnie.
Pościel zaczęła się poruszać na łóżkach, przewróciło
się krzesło, włączył się telewizor, a kanały przełączały się samoczynnie.
Budzik uniósł się w powietrze, zaczął krążyć po pokoju, a potem rozbił się o
podłogę. Ale to wszystko mało. Niewidzialna siła teraz chwyta babcię i wnuczkę
za ramiona i zaczyna nimi potrząsać. Wreszcie wokół szyi pani Heleny owinęła się pończocha zdjęta
przed chwilą z nogi i zaczyna kobietę dusić!
Nic dziwnego, że babcia wespół z wnuczką doznań
mają dość i wybiegają na korytarz. Ponownie wezwano policję i pogotowie
ratunkowe.
A co było wcześniej?
Pierwsza manifestacja przydarzyła się 14 lutego
1998. Weronika Bierniukiewicz,
mieszkająca w Nowym Dworze Gdańskim u
swojego starszego o kilkanaście lat brata, Macieja
Szwajlika, przyjechała wtedy do babci na święto Matki Boskiej Zielnej.
Opowiada babcia: - „ Z soboty na niedzielę to się
zaczęło. Wszystkie meble w mieszkaniu zaczęły się przesuwać. Wnuczka wstała, ja
też wstałam. I pies zaczął wyć, doberman Weroniki.
Wył, stroszył sierść i widać było, że strasznie się boi. Pierwsze, co się
stało, to wersalka sama się otworzyła i
wyszła z niej schowana tam pościel. Wyszła i idzie prosto na mnie! Ja chcę
pobiec w jej stronę, a by coś z tym zrobić, a tu czyjeś ręce najpierw
zatrzymują mnie za ramiona, a za chwile pchają na wersalkę! Straszne uczucie!
Nikogo nie ma, a tu takie strachy! Tak to przeżyłam, że znowu trzeba było do
mnie pogotowie wzywać.
Rano zajrzała sąsiadka, zwabiona nocnym
rozgardiaszem. Wcześniej sąsiadka się
nie bała. Mówiła: - „Ja w duchy nie
wierzę, a takie rzeczy u pani się dzieją, bo Weronika ma w sobie zbyt dużo
energii”.
I ta sąsiadka wchodzi rano, a tu kawałek starego
koca, co on leżał przy maszynie do szycia, podrywa się w powietrze, frunie do
sąsiadki i owija się szczelnie na jej głowie! Sąsiadka odwinęła koc, ale widać,
że struchlała, zaniemówiła i usiadła blada na krześle w rogu pokoju. Siedzi
blada, zbiera myśli, a tu pudełko z szachami, które leżało na szafie, podrywa
się do lotu i fruwa esami floresami, zakręca w powietrzu i trach! Spada
sąsiadce na głowę. Całe szczęście, że płaską stroną, a nie kantem, boby jej
rozbiło czoło. To pudełko strasznie szybko leciało! Tak szybko, że jak
przeleciało, to w powietrzu jeszcze gwizdało. Jak bym tego nie widziała, tobym
nie uwierzyła”.
Co można czuć w takich chwilach? Tylko trwogę! I
taką trwogę musiała poczuć sąsiadka, bo tak uciekała, że aż w drzwiach się
przewróciła.
A co z policją?
Oddajemy głos babci: - „ Nie wiedzieliśmy co robić i poszłyśmy z Weroniką na policję.
Policjanci śmiali się z nas, a ja powiedziałam, że jak z tym czegoś nie zrobią,
to będziemy nocować na komisariacie, bo ja się boję tego, co się dzieje w
mieszkaniu. Wtedy policjanci poszli z nami do domu. Trzech ich było. I jak
tylko weszliśmy, zaraz z kuchni, z kuchenki gazowej, wyrwała w powietrze gorąca
podstawka spod garnka (gotowało się jedzenie na małym gazie). Ta podstawka
łupnęła w ścianę nad futrynę drzwi, obok krzyża, stamtąd odbiła, zakręciła w powietrzu
i jak nie łupnie jednego z policjantów w głowę! I wtedy policja nam uwierzyła.
Poza tym,
jak tylko policyjny radiowóz podjechał pod nasz dom, to radiostacja policjantom
wysiadła. Taka mocna była ta siła!”
Na koniec babcia dodaje jedno przeżycie, które szczególnie utkwiło jej w pamięci: - „ No bałam się strasznie. Jednego razu to moje kapcie same za mną szły, krok w krok i tak szurały przy tym po podłodze”…..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz