poniedziałek, 22 lutego 2021

Tajemnicza siła Weroniki


Wokół nas dzieją się rzeczy niepojęte, jak mówi pismo święte.

Byłem naocznym świadkiem wielu wydarzeń niezwykłych, niemożliwych do wyjaśnienia, przeczących prawom fizyki. Część z nich działa się w Domu na Górze u Jana Gabriela. Coś tam opisywałem, część czeka na swoją kolej. Być może wszystko sprowadza się do energii pokrewnej – polityk trzyma z politykiem, ksiądz z księdzem, głupi szuka towarzystwa jemu podobnych, a poszukiwacz prawdy dostaje zagadki.

Dziś otacza nas taka góra informacyjnych śmieci, że można pod nią utonąć. Dlatego tak często wracam do wiadomości starych i sprawdzonych po wielokroć.

               Poltergeist.



Relacji o działaniu tej niewidzialnej Siły mamy wiele. O przyczynie można powiedzieć jedno: - przydarza się to w najbliższym otoczeniu przeważnie dziewczynek, które dojrzewają i niedługo będą miały pierwszą miesiączkę. Jedni mówią, że Siła wychodzi od dziewczyny, inni twierdzą, że dziewczyna tylko otwiera portal – bramę, przez którą wpadają duchy złośliwe.



Sprawa z Weroniką wydarzyła się w roku 1998. Weronika ma 12 lat, ale pomimo młodego wieku, jest już dzieckiem po przejściach. W tragicznych okolicznościach straciła rodziców, wychowuje ją przyrodni brat, Maciej Szwajlik. Maciej jest osobą paranormalną – to człowiek-magnes. Przylepiają się do jego ciała metalowe przedmioty, nie tylko drobne, także na przykład żelazko.

Weronika jest dzieckiem zamkniętym w sobie, nieufnym, właściwie nie lubi ludzi. Jest już na tyle duża, że brat pozwala jej przyjechać samodzielnie do babci, do Malborka. Jest Boże Narodzenie 1998, opowiada babcia: - „Wnuczka zaraz po przyjeździe poszła do łazienki i tak cicho tam siedziała, że się jej spytałam: - Co tam robisz Weronisiu? Ona na to – bawię się z karpiem (Karp pływał w wannie – takie były czasy, ja także pamiętam taką zabawę – autor bloga). Coś mnie tknęło i poszłam do łazienki, otworzyłam drzwi, a w tym momencie szmata do podłogi, która leżała w kuchni, uniosła się w powietrze i podleciała pomiędzy mnie a Weronikę. Zawisła w powietrzu bez ruchu, a potem nagle opadła. I to było ostatnie takie zdarzenie. Na szczęście ostatnie, bo wcześniej to bywało tragicznie” – mówi babcia Helena Bierniukowicz. W głosie 72. letniej kobiety słychać ulgę. Nic dziwnego – w czasach apogeum wyczynów Poltergeista (nieznanej siły) babcia była na granicy palpitacji serca.

Koniec sierpnia 1998, Malbork – miasto znane z  budowli unikalnych na skalę europejską. Jednak centrum zainteresowania stanowi banalna kamienica przy ul. Westerplatte. To tu na pierwszym piętrze mieszka pani Berniukowicz.

Lokal jest mały, bez przedpokoju – wchodzi się od razu do kuchni, na wprost pokój, z boku niewielka łazienka. Pani Helena od kilku miesięcy doświadcza emocjonalnych nieprzyjemności. A dzieje się to zawsze, kiedy przyjeżdża wnuczka. W nocy z 14 na 15 sierpnia agresywna siła znowu dała o sobie znać. Weronika właśnie przyjechała do babci na święto Wniebowstąpienia Matki Boskiej. Jednak nocy nie dało się przespać spokojnie.

Pościel zaczęła się poruszać na łóżkach, przewróciło się krzesło, włączył się telewizor, a kanały przełączały się samoczynnie. Budzik uniósł się w powietrze, zaczął krążyć po pokoju, a potem rozbił się o podłogę. Ale to wszystko mało. Niewidzialna siła teraz chwyta babcię i wnuczkę za ramiona i zaczyna nimi potrząsać. Wreszcie wokół szyi pani Heleny owinęła się pończocha zdjęta przed chwilą z nogi i zaczyna kobietę dusić!

Nic dziwnego, że babcia wespół z wnuczką doznań mają dość i wybiegają na korytarz. Ponownie wezwano policję i pogotowie ratunkowe.

A co było wcześniej?

Pierwsza manifestacja przydarzyła się 14 lutego 1998. Weronika Bierniukiewicz, mieszkająca w Nowym Dworze Gdańskim u swojego starszego o kilkanaście lat brata, Macieja Szwajlika, przyjechała wtedy do babci na święto Matki Boskiej Zielnej.

Opowiada babcia: - „ Z soboty na niedzielę to się zaczęło. Wszystkie meble w mieszkaniu zaczęły się przesuwać. Wnuczka wstała, ja też wstałam. I pies zaczął wyć, doberman Weroniki. Wył, stroszył sierść i widać było, że strasznie się boi. Pierwsze, co się stało, to wersalka sama się otworzyła  i wyszła z niej schowana tam pościel. Wyszła i idzie prosto na mnie! Ja chcę pobiec w jej stronę, a by coś z tym zrobić, a tu czyjeś ręce najpierw zatrzymują mnie za ramiona, a za chwile pchają na wersalkę! Straszne uczucie! Nikogo nie ma, a tu takie strachy! Tak to przeżyłam, że znowu trzeba było do mnie pogotowie wzywać.

Rano zajrzała sąsiadka, zwabiona nocnym rozgardiaszem.  Wcześniej sąsiadka się nie bała. Mówiła: - „Ja w duchy nie wierzę, a takie rzeczy u pani się dzieją, bo Weronika ma w sobie zbyt dużo energii”.

I ta sąsiadka wchodzi rano, a tu kawałek starego koca, co on leżał przy maszynie do szycia, podrywa się w powietrze, frunie do sąsiadki i owija się szczelnie na jej głowie! Sąsiadka odwinęła koc, ale widać, że struchlała, zaniemówiła i usiadła blada na krześle w rogu pokoju. Siedzi blada, zbiera myśli, a tu pudełko z szachami, które leżało na szafie, podrywa się do lotu i fruwa esami floresami, zakręca w powietrzu i trach! Spada sąsiadce na głowę. Całe szczęście, że płaską stroną, a nie kantem, boby jej rozbiło czoło. To pudełko strasznie szybko leciało! Tak szybko, że jak przeleciało, to w powietrzu jeszcze gwizdało. Jak bym tego nie widziała, tobym nie uwierzyła”.

Co można czuć w takich chwilach? Tylko trwogę! I taką trwogę musiała poczuć sąsiadka, bo tak uciekała, że aż w drzwiach się przewróciła.

A co z policją?

Oddajemy głos babci: - „ Nie wiedzieliśmy co robić i poszłyśmy z Weroniką na policję. Policjanci śmiali się z nas, a ja powiedziałam, że jak z tym czegoś nie zrobią, to będziemy nocować na komisariacie, bo ja się boję tego, co się dzieje w mieszkaniu. Wtedy policjanci poszli z nami do domu. Trzech ich było. I jak tylko weszliśmy, zaraz z kuchni, z kuchenki gazowej, wyrwała w powietrze gorąca podstawka spod garnka (gotowało się jedzenie na małym gazie). Ta podstawka łupnęła w ścianę nad futrynę drzwi, obok krzyża, stamtąd odbiła, zakręciła w powietrzu i jak nie łupnie jednego z policjantów w głowę! I wtedy policja nam uwierzyła.

Poza tym, jak tylko policyjny radiowóz podjechał pod nasz dom, to radiostacja policjantom wysiadła. Taka mocna była ta siła!”

Na koniec babcia dodaje jedno przeżycie, które szczególnie utkwiło jej w pamięci: - „ No bałam się strasznie. Jednego razu to moje kapcie same za mną szły, krok w krok i tak szurały przy tym po podłodze”…..



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz