czwartek, 25 lutego 2021

Przełęcz ponad Cisną


Bieszczadzkie rowerowania. Droga leśna Solinka. Czerwiec 2017.

Zjazdy: - zjazd z Balnicy od Wojtka Judy do Maniowa, zjazd z Solinki do Żubraczego, zjazd od punktu widokowego na przełęczy ponad Cisną do Majdanu, wreszcie zjazd z tego samego punktu widokowego do Woli Michowej. Szybkość, pęd powietrza wali po twarzy, szum w uszach, wizg opon, super klimaty! Samochodem tego się nie odczuje, chociaż także pojazd z wyłączonym silnikiem osiąga tu 80 km/godz. na odcinku z przełęczy do wypału. 

Przydarzyło się, że w czerwcu 2017 byłem w odpowiednim czasie na miejscu i wszedłem na wczoraj postawioną wieżę widokową. Tu wieża sfotografowana pod słońce stojące w zenicie, a więc jakaś ciemna. Ale to tylko złudzenie.



Miłe uczucie: - drewno świeżo okorowane. Nie obróbka, jakaś kantówka, krokwie, tylko sama natura. Wieża nówka ma szkielet zbudowany z drągowiny! Drągowina jest najbardziej naturalna. Oczywiście, żeby miastowi nie marudzili, podłoga każdego piętra jest z desek. Ale klimat natury, lasu, utrzymany.





Drewno jaśnieje w słońcu, nozdrza się rozchylają, łowiąc wszechogarniający zapach świeżyzny - w tym żywicy. A ja jestem zdrowy, oraz sam, co oznacza, że nikt nie zakłóca prawidłowości prądów powietrznych, które mnie otaczają, no i ten widok oczywiście. Wchodzę po schodach – drabinie i im jestem wyżej, staję się coraz bardziej zadowolony. Myślę sobie: - jeszcze kilka pięter i radość porwałaby mnie do samego nieba?







Także fotografuję to, co z boku, oraz od tyłu, żeby broń boże jakiś ksiądz pedofil nie zajechał mnie z tej strony. Niemiły żart? Ale co mam zrobić, jak od sukienkowych odrzuca mnie od dzieciństwa? 





Na górze pełna radość, właściwie czuję się jak w raju. A uczucia nie kłamią. Stoję, robię zdjęcia i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przypomina się wierszyk na temat:

Każdy Aniołek ma dwa skrzydełka i leci na nich prosto do raju.                    Inaczej było w życiu Pawełka – on miał odloty tylko na haju.

                                                    Ewa Szczawińska


A potem to już tylko dosiąść czekającego na dole roweru i na luziczku, na zjeździe, bratać się z szumem wiatru w uszach.


PS. Wpis dedykuję Rafałowi z Białegostoku, który tak niedawno wczasował w Maniowie, a od tej pory rozmnożył się na potęgę.

1 komentarz:

  1. Dziękuję. Tak to były dobre wczasy. Do zobaczenia :)Rafał

    OdpowiedzUsuń