Listy do samego siebie: - Fereczata po raz kolejny.
No pokochałem tę kolejną górę, ciągnie mnie tu jakaś szczególna magia miejsca. Oczywiście nie chodzi tylko o przyjście na szczyt i krótkotrwałą kontemplację, ale o to, aby tu pomieszkać.
Więc dom postawiony i się zmierzcha.
Ostatnia para młodych turystów przechodziła tędy od strony Smereka w stronę Cisnej kiedy słońce było już nisko. Właściwie przemknęli prawie biegiem.
Zatrzymali się tylko na moment i zapytali: - Czy tu są wilki?
- Są - odpowiedziałem krótko. Dziewczyna przestępuje z nogi na nogę (może jej się sikać zachciało?), chłopak tylko stoi. Stoją i milczą - jakby czekali jeszcze na coś, więc dodaję informacyjnie: -Trzysta metrów stąd leży kościotrup zeżartego jelenia. Chcecie zobaczyć zdjęcie?
Nie chcieli. Chwycili się za ręce i poszli.
Nie zdziwiłem się - koniec sierpnia, słońce zachodzi zaraz po 19.00, będą na Okrągliku na godzinę przed zachodem, potem do przodu po równym, a dalej czeka ich wielogodzinne, bo już po ciemku, schodzenie do Cisnej w terenie wilczym. No otuchy jakby im nie dodałem ....
Czy jednak powinienem dodawać otuchy? Czy jestem matką Joanną od Aniołów z Kalkuty?
I tak informacja była niepełna: - nie powiedziałem o świeżych śladach niedźwiedzia, pozostawionych tuż przy źródle, tudzież o dwóch żmijach - jedną wyprosiłem z miejsca pod namiot, druga wygrzewała się na skraju jagodzin.
Zapytali - dostali odpowiedź i święto lasu!
Kolory zachodu gasną, a mnie przypomina się melodia i słowa piosenki „Czarnoksiężnik”. Oczywiście w wykonaniu Jana Młynarskiego i z zawodzeniem piły.
No pokochałem tę kolejną górę, ciągnie mnie tu jakaś szczególna magia miejsca. Oczywiście nie chodzi tylko o przyjście na szczyt i krótkotrwałą kontemplację, ale o to, aby tu pomieszkać.
Więc dom postawiony i się zmierzcha.
Ostatnia para młodych turystów przechodziła tędy od strony Smereka w stronę Cisnej kiedy słońce było już nisko. Właściwie przemknęli prawie biegiem.
Zatrzymali się tylko na moment i zapytali: - Czy tu są wilki?
- Są - odpowiedziałem krótko. Dziewczyna przestępuje z nogi na nogę (może jej się sikać zachciało?), chłopak tylko stoi. Stoją i milczą - jakby czekali jeszcze na coś, więc dodaję informacyjnie: -Trzysta metrów stąd leży kościotrup zeżartego jelenia. Chcecie zobaczyć zdjęcie?
Nie chcieli. Chwycili się za ręce i poszli.
Nie zdziwiłem się - koniec sierpnia, słońce zachodzi zaraz po 19.00, będą na Okrągliku na godzinę przed zachodem, potem do przodu po równym, a dalej czeka ich wielogodzinne, bo już po ciemku, schodzenie do Cisnej w terenie wilczym. No otuchy jakby im nie dodałem ....
Czy jednak powinienem dodawać otuchy? Czy jestem matką Joanną od Aniołów z Kalkuty?
I tak informacja była niepełna: - nie powiedziałem o świeżych śladach niedźwiedzia, pozostawionych tuż przy źródle, tudzież o dwóch żmijach - jedną wyprosiłem z miejsca pod namiot, druga wygrzewała się na skraju jagodzin.
Zapytali - dostali odpowiedź i święto lasu!
Powoli zapada noc - coraz wyraźniej widać księżyc. Cisza absolutna.
Oto siedzę otulony Pierzyną Zadowolenia w tym przestrzennym bieszczadzkim odludziu, a w głowie układa się zrozumienie daru samotności.
Pojmuję, co to znaczy tylko siedzieć. Bo że coś mogę, ale nic nie muszę – to wiedziałem już wcześniej.
Oto siedzę otulony Pierzyną Zadowolenia w tym przestrzennym bieszczadzkim odludziu, a w głowie układa się zrozumienie daru samotności.
Pojmuję, co to znaczy tylko siedzieć. Bo że coś mogę, ale nic nie muszę – to wiedziałem już wcześniej.
Jednak tu, na dachu lokalnego świata, gdzie kontakt z ziemią trzymam bosymi stopami, a na niebie zapalają się pierwsze lampiony gwiazd, ta prawda jaśnieje jasnością.
Wiem, że to są banały, atoli jakoś obrazują aktualny stan ducha.
Wiem, że to są banały, atoli jakoś obrazują aktualny stan ducha.
Kolory zachodu gasną, a mnie przypomina się melodia i słowa piosenki „Czarnoksiężnik”. Oczywiście w wykonaniu Jana Młynarskiego i z zawodzeniem piły.
Tak mówią ludzie, że życie jest niby sen
I że człowiek wciąż śni
Snem są noce i dni
Gdybym miał skarby świata całego
Do nóg bym je dał dziewczęcia mego
Gdybym miał władzę czarnoksiężnika
To cud by się stał na rozkaz jej
Zamieszkali byśmy z daleka od ludzi
By nikt nie przebudził
Snu wybranki mej
Do nóg bym je dał dziewczęcia mego
Gdybym miał władzę czarnoksiężnika
To cud by się stał na rozkaz jej
Zamieszkali byśmy z daleka od ludzi
By nikt nie przebudził
Snu wybranki mej
(Każdemu wolno kochać) ......
W nocy następuje sławne bieszczadzkie gwałtowne przebudzenie: - na kamiennej dróżce, dziesięć metrów od namiotu słychać stąpania wielu istot kopytnych.
To przechodzi stado saren - przyszły na nocny popas jagodowy - oceniam i śpię dalej.
I już warto się obudzić, bo dnieje.
Niebo czyste. Słońce wynurzy się od strony Wetliny i połonin.
Samotność – nie trzeba nosić żadnej maski, siedzę albo chodzę otoczony niepowtarzalną atmosferą miejsca i czuję się jakbym wpadł w białą chmurę przenikniętą światłem. Jestem w niej cały, kąpię się w niej i piję z niej świeżość, jak z krynicy.
Dopiero w takiej chwili można się dzielić. Jak
mówił Osho efektem zrozumienia
samotności jest miłość. Pewnie tak jest, jednak wolę powiedzieć skromniej – przeniknięty zostałem
radością. I to nią właśnie się dzielę garściami.
Kiedy chmura jest brzemienna deszczem – spada deszcz i nie pyta co dostanie w zamian, a chmura jest szczęśliwa, że uwolniła się od ciężaru.
Jeszcze o poranku niebo zaciągnęło się chmurami i zaczęło padać.
Deszcz, samotność, odludzie, to wszystko pomaga zapaść się w siebie.
Samotność jest największym skarbem, prawdziwym bogactwem, prawdziwym królestwem. Ludzie uciekają od samotności nieraz przez całe życie.
Jeśli posmakujesz samotności w całej pełni,
jeśli zanurkujesz w niej razem z głową, wtedy wynurzysz się jako nowo
narodzony. I przypomnisz sobie słowa: - narodzić
się na nowo, wejść do królestwa. Każdy takie królestwo nosi w sobie.
Było już popołudnie, kiedy deszcz ustał.
- Dziś nikt przez Fereczatę nie przechodził i chyba jest już za późno, aby ktokolwiek pokazał się na szlaku. Och! Jak dobrze mi tu samemu! - pomyślałem uśmiechając się szeroko.
Krople wody potrafią wyczarować niecodzienny klejnot.
Nazbieram jagód i połażę trochę.
Było już popołudnie, kiedy deszcz ustał.
- Dziś nikt przez Fereczatę nie przechodził i chyba jest już za późno, aby ktokolwiek pokazał się na szlaku. Och! Jak dobrze mi tu samemu! - pomyślałem uśmiechając się szeroko.
Krople wody potrafią wyczarować niecodzienny klejnot.
Nazbieram jagód i połażę trochę.
Kiedy dziecko opuszcza łono matki, w tym nowym nieznanym świecie odkrywa podświadomie słowo osamotnienie. To pragnienie powrotu, ucieczki, myśl, że oto zabrakło czegoś lub kogoś. Potem dochodzą doświadczenia odstawienia od piersi, odejścia z domu i zamieszkania wśród obcych.
Lekarstwem na osamotnienie dla dziecka jest misio, lub inna zabawka. Dla dorosłego szukającego ucieczki od osamotnienia lekarstwem bywa ktoś drugi chorujący na to samo, a wtedy choroba staje się podwójna.
Kolejny poranek.
Do uschniętych łodyg jagodzin wystarczy tylko przyłożyć zapałkę i już bucha ogień. Nie ma znaczenia że są mokre. Na podpałkę nadają się lepiej od brzozowej kory. Z pewnością w suchych listkach są olejki eteryczne.
Myląc chore osamotnienie ze zdrową samotnością, uciekamy od samotności uważając, że ona jest destrukcyjna. A to błędna diagnoza, ponieważ to, co niby mnie gnębiło, od czego uciekałem przez tyle lat, w rzeczywistości jest darem – do tego od samotności nie da się uciec. Rodzimy się samotni i tacy umieramy.
Tak samo jak rodzimy się nadzy i nago (bez dóbr doczesnych) umieramy.
Nie da się niczego ze sobą zabrać na tamten świat.
Co więc robić?
Nic.
Po prostu przestać uciekać, bo nie ma sposobu, żeby od siebie uciec. Zatrzymać się, uspokoić, ochłonąć.
A pamiętając o konieczności polubienia siebie, przygarnąć do serca także klejnot samotności. Samotność bowiem jest skarbem, ponieważ to jest wolność, wyzwolenie od bliźnich.
Oto nie musisz się spotykać z kimś (z rodziny, albo szefem, albo...) kto działa ci na nerwy.
Wtedy czujesz, że znalazłeś się na zielonych pastwiskach, jesteś kompletny. Dociera do ciebie, że zawsze byłeś kompletny, tylko o tym nie wiedziałeś. Znika zaborczość, znika wysiłek.
Po prostu przestać uciekać, bo nie ma sposobu, żeby od siebie uciec. Zatrzymać się, uspokoić, ochłonąć.
A pamiętając o konieczności polubienia siebie, przygarnąć do serca także klejnot samotności. Samotność bowiem jest skarbem, ponieważ to jest wolność, wyzwolenie od bliźnich.
Oto nie musisz się spotykać z kimś (z rodziny, albo szefem, albo...) kto działa ci na nerwy.
Wtedy czujesz, że znalazłeś się na zielonych pastwiskach, jesteś kompletny. Dociera do ciebie, że zawsze byłeś kompletny, tylko o tym nie wiedziałeś. Znika zaborczość, znika wysiłek.
Ogarnia ciebie radość, masz jej boski nadmiar i wtedy dopiero możesz się dzielić. Bo dzielić możesz się tylko tym, co masz.
Oto przytrafiło się coś niezwykle cennego.
Oto przytrafiło się coś niezwykle cennego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz