W pewnym zamku mieszkał król ze swą
małżonką. Życie ich było pełne smutku, ponieważ nie mieli dzieci, a więc i
radości na stare lata.
Pewnego razu król wyruszył w podróż
morską, a jego okręt, po wielu miesiącach podróży utknął w miejscu.
Naradzano się i robiono co tylko było
możliwe. Nic wszakże nie pomagało i w końcu śmierć zaczęła grozić żeglarzom.
Wtedy z morza wyłonił się Wodnik i tak rzekł do króla:
Jeśli dasz mi to, co urodziło się w
twoim domu, to pomogę ci zepchnąć okręt. Inaczej zginiesz tu marnie.
Król rozmyślał: - jeśli moja piękna klacz urodziła źrebaka, to
dam go chętnie, bo cóż innego mogło się urodzić?
I przyrzekł Wodnikowi dać mu to, co
urodziło się w domu. Wtedy okręt ruszył z miejsca i żeglarze szybko wrócili do
domu, bo dalszej podróży już im się odechciało.
Na spotkanie króla wyszła szczęśliwa
żona i stała na przystani trzymając w objęciach dwoje dzieci – dziewczynkę i
chłopca, które się tymczasem urodziły.
Rozradował się król wielce, że został
ojcem, jednak radość trwała krótko, ponieważ zaraz przypomniał sobie o Wodniku
i przyrzeczeniu.
Nic nie powiedział atoli żonie,
martwił się jakiś czas okrutnie, aż z tego wszystkiego sczerniał i schudł. W
końcu wpadł na pomysł ukrycia dzieci, co też wykonał.
Minął czas jakiś i do króla zgłosił
się Wodnik.
- Dasz
mi już to, co przyrzekłeś?
Król zaproponował źrebię, ale Wodnik
nie chciał o tym rozmawiać i żądał tego, co urodziła królowa.
Król kupił wówczas we wsi chłopca i
dziewczynkę i dał je Wodnikowi.
Wodnik zaniósł dzieci do Wodnikowego
Domu, a tam zaczął je przepytywać:
- Powiedzcie,
co jest najsłodsze.
- Miód
– powiedziały dzieci.
- A
co jest najbardziej miękkie ze wszystkich rzeczy?
- Najbardziej miękka jest puchowa poduszka.
- A co jest najtwardsze?
- Kamień.
- A co jest najgęstsze ze wszystkich gęstych rzeczy?
- Smoła.
- Nie, wy nie jesteście królewskimi
dziećmi – orzekł Wodnik, odprowadził dzieci do zamku, a sam zaczął szukać
kryjówki prawdziwych królewiątek.
Szukał tu i tam, szukał wszędzie. Aż
wreszcie sroka zdrajczyni wskazała kryjówkę.
Wodnik wypytał dzieci:
- Co
jest najsłodsze?
- Mleko
matki – usłyszał,
- Co
jest najbardziej miękkie ze wszystkich miękkości?
- Matczyne łono.
Gdy to Wodnik usłyszał, był już
pewien, że ma przed sobą królewskie dzieci, zabrał je do Wodnikowego Domu, a
tam uczynił z nich sługi.
Mijały lata, a oni żyli we trójkę.
Dzieci dorosły i martwiły się jak tu wrócić do swoich rodziców. Dziewczyna
wszakże martwiła się jakby mniej, przyzwyczaiła się bowiem do Wodnika i żyła z
nim jak żona z mężem.
To z kolei jeszcze bardziej martwiło
chłopca, który stawał się coraz smutniejszy.
Pewnego razu wstał o północy, wyszedł
za tylne wrota chałupy i gorzko zapłakał nad swoim losem.
Nadbiegł wilk i spytał:
- Czemu
płaczesz chłopcze? Jeśli chcesz stąd odejść, to wsiadaj na mój grzbiet.
- Ale ja mam siostrę!
- To przyprowadź ją, oboje was wyzwolę.
Chłopak wszedł do izby – siostra
spała z Wodnikiem. Ściągnął ją z łóżka i oboje wskoczyli na grzbiet wilka.
Wilk powiedział: - Jeśli zobaczysz jak Wodnik nas goni, powiedz
mi. I popędził, jak tylko mógł najprędzej.
Pędzili jakiś czas, gdy chłopiec
krzyknął:
- Już
idzie!
Wilk zatrzymał się i powiedział do
chłopca:
- Weź
teraz krzemień, który jest pod moim ogonem, wsadź go w ziemię i wypowiedz
zaklęcie: - Niech się wzniesie krzemienna góra!
Chłopiec wykonał polecenie wilka i
natychmiast wyrosła krzemienna góra, wyrosła pod samo niebo i zatarasowała
przed Wodnikiem drogę.
Wodnik przekonał się, że nie wdrapie
się na górę i rzekł gniewnie:
Muszę wrócić do domu po oskard i
wiertło – przewiercę tę górę.
Wrócił prędko do domu, przyniósł
oskard i wiertło, przewiercił górę, przeczołgał się tunelem i już miał pogonić
za uciekinierami, kiedy przypomniał sobie o swoich narzędziach leżących na
drodze, które ktoś mógł ukraść. Kopał więc dół, aby ukryć je w ziemi, a wtedy
zaczęła śpiewać sikora:
Ti ti ti, ja, mała sikora
do patrzenia jestem
skora.
Stary tu coś
ukrywa
ja widziałam i
powiem wam.
- Ach ty pleciugo – zakrzyknął Wodnik
– muszę doprawdy zanieść narzędzia do
domu, inaczej ktoś je tu znajdzie.
Ruszył natychmiast do domu, po czym
wrócił i pognał za uciekinierami. Dopadł ich w końcu i zaprowadził do swej
chałupy, gdzie żyli jak dawniej. Dziewczyna wyraźnie polubiła życie z
Wodnikiem, ale chłopak czuł się jeszcze bardziej żałośnie niż przedtem.
Pewnego razu znowu siedział za
chałupą i płakał gorzko, gdy pojawił się czarny szerokogłowy niedźwiedź:
- Czy nie chciałbyś stąd uciec? – zapytał.
- Chętnie!
Ale mam siostrę.
- To dawaj ją!
Dziewczyna i Wodnik jak zwykle leżeli
na łóżku, chłopak wziął siostrę na ręce i zaniósł na grzbiet niedźwiedzia.
Niedźwiedź ruszył drobnym krokiem
mówiąc:
- kiedy
zobaczycie Wodnika, powiedzcie mi.
Nie uciekli jeszcze daleko, gdy dał
się słyszeć tupot za nimi.
- Już
idzie! – krzyknął chłopiec.
- Nie trwóżcie się – powiedział
niedźwiedź zatrzymując się – weźcie spod
mego ogona szczotkę, rzućcie ją za siebie i powiedzcie: - Niechaj wyrośnie
grzbiet górski do samego nieba!
Siostra się nie kwapiła, więc chłopak
zrobił jak niedźwiedź pouczył. Zaraz wyrósł grzbiet górski do samego nieba, po
czym powtórzyła się historia z Wodnikiem, oskardem, wiertłem i sikorką.
Wodnik musiał znowu wrócić do domu,
zostawić tam narzędzia, po czym dogonił uciekinierów i zapowiedział, że jeśli
jeszcze raz uciekną, to ich zje.
Wrócili do Domu Wodnika i żyli jak
przedtem.
Którejś nocy chłopak nie wytrzymał i
znowu płakał z żalu za chałupą. Przydreptał lis:
- Nie uciekłbyś stąd na moim grzbiecie?
- Uciekłbym, ale mam siostrę, poczekaj, pójdę po nią.
Dziewczyna jednak, przytulona do
Wodnika, tym razem nie chciała uciekać, chłopak musiał więc użyć siły.
Wsiedli na lisa i uciekają.
Lis zapowiedział: - gdy usłyszycie Wodnika, dajcie znać.
Pomimo tego, że lis biegł szybko, na
horyzoncie pojawił się goniący ich Wodnik,
- Nadchodzi!
– krzyknął chłopak.
- Pod
moim ogonem jest krzesiwo – odezwał się lis – rzuć je za siebie, a zobaczysz co się stanie.
Chłopak rzucił krzesiwo i oto powstał
ogromny wodospad, którego Wodnik w żaden sposób nie mógł sforsować. Stanął na
krawędzi wodospadu i płakał, wyjąc przy tym jak wilk, ale uciekinierom nie mógł
już nic zrobić, bo odgrodzili się od niego na amen.
Widząc, że nic już im nie zagraża,
chłopak z siostrą zeszli z lisa i wybudowali sobie blisko wodospadu dom, w
którym zamieszkali. Po jakimś czasie, gdy dom był już dobrze zagospodarowany,
przyszedł wilk, aby zobaczyć to nowe mieszkanie.
- Czy nie przyjąłbyś mnie na towarzysza swych zabaw? – zapytał chłopaka.
- Czemu
nie? I przyjął wilka za towarzysza.
Potem przyszedł niedźwiedź w
odwiedziny i też został w towarzystwie. Jako ostatni przyszedł lis, którego
chłopak przyjął najchętniej, bo przecież to jemu zawdzięczał ocalenie.
Któregoś dnia tylko dziewczyna
została w domu, a całe towarzystwo poszło zabawić się w lesie.
Cniło jej się do Wodnika, pobiegła
więc do wodospadu i zaczęła rzucać do niego kamienie. Rzucała bez przerwy, aż
woda się uspokoiła i Wodnik mógł się do niej przedostać. Zaprowadziła go do
domu brata, gdzie spali jak mąż z żoną, ale gdy nastał dzień Wodnik zamienił
się w igłę, którą dziewczyna ukryła w ścianie, aby brat jej nie znalazł.
O brzasku wróciła ekipa z bratem na
czele. Zwierzęta natychmiast wyczuły obcego w domu i zaczęły drapać ściany z
belek, szukając intruza.
Dziewczyna się przeraziła: - Uspokój bracie swych towarzyszy bo zrujnują
nam dom!
Chłopak krzyknął na zwierzęta, a one
zaprzestały poszukiwań.
Nazajutrz chłopak wybrał się wraz z
kompanami ponownie do lasu, aby zostać tam na noc.
Wodnik natenczas wrócił do swej
postaci i legł z dziewczyną w łożu. O brzasku zamienił się w igłę, którą
dziewczyna ukryła tym razem w pościeli.
Wróciło towarzystwo z lasu, poczuli
obcy zapach, zaczęli szukać w pościeli, dziewczyna udała chorą i poprosiła: - uspokój zwierzęta bracie, bo całkiem nam
pościel zniszczą i wyślij kochany braciszku swych towarzyszy, aby zza
dziewięciu żelaznych drzwi przynieśli mi maść na moje boleści.
Chłopak uwierzył po raz kolejny
słowom siostry i wysłał zwierzęta po maść. Wtedy drzwi się za nimi zatrzasnęły
odcinając drogę powrotną. Wodnik się pojawił, złapał chłopaka i rzekł: - teraz ciebie zjem.
Rozpoczęły się przygotowania, aby
uśmiercić biednego chłopaka: - siostra napaliła porządnie w piecu, przygotowała
ogromną patelnię i zaczęła obierać cebulę potrzebną do przysmaczenia
pieczystego. Wodnik tymczasem zaprowadził chłopaka do sauny, aby ten nieco
skruszał przed pieczeniem.
Tymczasem zwierzęta kopały w ziemi
przejścia po kolejnymi żelaznymi drzwiami, aby przyjść przyjacielowi z pomocą.
Chłopak siedział w saunie, Wodnik co
pewien czas sprawdzał czy już dostatecznie skruszał, aż orzekł, że starczy: - jesteś już dość kruchy, można cię upiec.
I chciał chłopaka chwycić, lecz ten się wyrwał i skoczył na ścianę sauny, bo
usłyszał, że na dachu sauny usiadła sroka i zajazgotała: - synu królewski wytrzymaj jeszcze trochę, przyjaciele twoi są
tuż tuż!
Chłopak wyrywał się ze szponów
Wodnika i kiedy wydawało się, że już jest po nim, nadbiegły zwierzęta i podarły
Wodnika na wąskie paski.
Na wszelki wypadek, aby Wodnik się
nie odrodził, spalili na popiół saunę razem z popaskowanym Wodnikiem.
Syn królewski nagrodził swych
towarzyszy za uratowanie od śmierci, wydając wspaniałą ucztę na złotych i
srebrnych talerzach, na które siostra nakładała same smakołyki.
Kiedy towarzystwo najedzone i napite
usnęło, dziewczyna poszła na spalenisko, przeszukała starannie popiół i znalazła
w końcu jedną nadpaloną kość z Wodnika. Zabrała ją do domu i wsunęła pod
poduszkę, na której spał brat. Wówczas kość wbiła się w głowę chłopaka i
chłopak umarł. Wtedy siostra wzięła zwłoki brata i zakopała w ziemi.
W ten sposób zemściła się za spalenie
Wodnika.
Kiedy zwierzęta się obudziły, zaczęły
węszyć i odkryły zapach ziemi. Odkopały zwłoki, ogarnęła ich wielka żałość,
zaczęły rozpaczać, ale i deliberować: - Musimy
go przywrócić do życia.
Obejrzeli starannie nieboszczyka i
odkryli w jego głowie kość Wodnika.
Niedźwiedź rzekł wtedy: - oprę
głowę na tej kości, może ona przeskoczy do mojej głowy.
I tak uczynił, kość przeskoczyła do
głowy niedźwiedzia, chłopak ożył, a teraz niedźwiedź był umarty.
Powiedział wilk: - to na mnie kolej, ja przyłożę głowę do kości, pewnie ona przeskoczy w
moją głowę, dzięki czemu niedźwiedź ożyje. I rzecz wykonał.
Teraz wilk był nieżywy, a niedźwiedź
wstał.
Lis to wszystko pilnie obserwował i
pomyślał: - nie bez przyczyny nazywają
mnie chytrusem, już ja coś wykombinuję z tą przeskakującą kością.
Przykląkł i oparł swoją głowę o głowę
wilka. Kość jakby tylko na to czekała – jak nie wystrzeli z głowy wilka mierząc
w lisa! Ale lis był na to przygotowany i się uchylił. Kość świsnęła mu tylko
koło ucha i wbiła się w wielki świerk, który ma się rozumieć natychmiast
obumarł.
- A
niech sobie obumiera, w lesie jest dużo innych – podsumował lis, radując
się, że jemu się to nie przytrafiło.
Tymczasem i wilk się obudził, a
wszyscy byli nawet bardziej żywsi niż przedtem. Poszli wespół do domu,
poczynili przygotowania, zabrali siostrę, po czym ruszyli do domu rodzinnego,
bo czas był na to już najwyższy.
Kiedy uszli już kawał drogi, natknęli
się na stary kościół, który był tak stary, że jego dach już się zapadł. W
kościele znajdował się ksiądz, jak to nieraz bywa w kościele, oraz dwoje
starych ludzi, którzy modlili się do Boga. Byli to rodzice chłopaka, a byli już
tak starzy, że nie byli w stanie rozeznać co jest co.
Królewicz wyjął wtedy z zanadrza
buteleczkę Wody Życia i skropił nią głowy rodziców.
Król i królowa natychmiast
pojaśnieli, zrobili się młodzi, piękni, pełni wigoru i od razu poznali swe
dzieci. Zapanowała ogólna radość, a potem wszyscy udali się do zamku
królewskiego, gdzie chłopak opowiedział ojcu co przecierpiał, kończąc słowami: - Dzięki mojej siostrze byłem już pod
ziemią!
Siostra się nie odzywała, spuściła
jeno głowę.
Ojciec słuchał opowieści stopniowo
czerwieniejąc na twarzy, po czym rzekł: - Mój
synu kochany, rozgniewałem się ja bardzo słuchając ciebie. Toż to sama zgroza!
Oto okazuje się, że królewska córka zachowała się niestety jak zwykła blać, czy
też kurew jakaś!
Po czym rozkazał wyprowadzić
dziewczynę przed bramę, gdzie ją zastrzelono.
Na wszelki wypadek z armaty.