piątek, 12 grudnia 2025

Rok Ognistego Konia

Pisać należy lekko, zdaniami krągłymi, aby nie narażać umysłu Czytelnika na nadmierny wysiłek.

                                    Ryszard Kapuściński


Koniec roku – czas podsumowań. Odpowiadam na wszystkie mejle, aliści pytania Czytelników krążą zwykle wokół tego, co myślę o tym, lub owym. Wyjaśniam, że dzięki internetowi mam łatwiej, ponieważ bowiem odpada mi w dużej mierze temat ufo, reinkarnacji, spraw zagadkowych – tu rzecz przybliża Robert Bernatowicz, Sekielscy, Dębowa Chatka. Jeśli chodzi o geopolitykę  - niezastąpiony jest zespół Strategy&Future z Jackiem Bartosiakiem na czele, tudzież pan Bogdan Góralczyk. Natomiast tym, którzy pytają o jasnowidza Jackowskiego, odpowiadam, że on bardziej zasługuje na tytuł czarnowidza, który ma niewątpliwe osiągnięcia w poszukiwaniu denatów i tu się zatrzymajmy.



Tradycja.

Jest to suma wartości przedawnionych. Tudzież: - Ciężar tradycji jest tak wielki, że tylko jednostki potrafią się spod niego uwolnić i tym sposobem pociągają za sobą innych, zapodając im nową myśl.

Jak wiemy, od wszelkiego nadmiaru może się ulać, dlatego w grudniu staram się omijać galerie handlowe, tak samo, jak w sezonie połoniny. Jednak nie ominie nas coroczne głowienie się, czy wybrany upominek spodoba się biorcy.




 Kilka lat temu stałem ci ja w kolejce do kasy w Arkadii, z głośników płynęła a jakże kolęda za kolędą. Wreszcie doszedłem do kasjerki i stwierdzam: - no atmosfera jak słychać iście świąteczna!

Świąteczna? – kasjerka na to – panie, mnie już się niedobrze robi od tych kolęd, jeszcze w listopadzie zaczęli je bębnić non stop! Ile można? Zapowiedziałam, że w domu ma być szlaban na te kościelne trele.

  Wspomnienia z domu rodzinnego Krzysztofa Vargi, w wykonaniu samego mistrza:

„Lampki choinkowe przypominające wejście do sex-shopu, kiczowate bombki i twarde niczym kamienie, niejadalne cukierki, ozdabiające nieszczęsny świerczek od całych dekad.

   Nie znosiłem galopujących w zakupowym amoku tłumów w centrach handlowych, po których ja też w amoku biegałem, dokonując niezbędnych zakupów na ostatnią chwilę, a najbardziej, najszczerzej nienawidziłem kolęd i pastorałek, wylewających się ohydną wymiociną ze wszystkich stacji radiowych, telewizyjnych, ze sklepów, stacji benzynowych, zewsząd. Nie ma bardziej żałosnej muzyki niż kolędy, a najgorsze, co może człowieka spotkać, to zebranie wigilijne w pracy, zwane „gwiazdką” albo „rybką” od czego gorsze może być wyłącznie wielkanocne „jajeczko”, oraz włączony w rodzinnym domu telewizor z transmisją koncertu świątecznego, gdzie niedorobione gwiazdki jazzu, popu i piosenki chodnikowej wyjękują, wystękują jak w ciężkim zaparciu: - „Bóg się rodzi, W żłobie leży, Przybieżeli, Dzisiaj w Betlejem, Lulajże Jezuniu, Oj maluśki” i inne nieśmiertelne przeboje, przynoszące mnie cierpienie, a ich wykonawcom i aranżerom – chałturnicze srebrniki”.


Będzie dobrze, a jak nie, to będzie co ma być. Od nas zależy jak oceniamy wydarzenia. Rok 2026 (od 17 lutego) jest w astrologii chińskiej Rokiem Ognistego Konia i przyniesie początek upadku fałszywych „autorytetów” niosących upadek.

Życzę Czytelniczkom i Czytelnikom zdrowia, oraz skutecznego wykreowania oczekiwań na rok 2026.

- Starajmy się myśleć pozytywnie, atoli w granicach rozsądku.

- Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.

- Każdy medal ma dwie strony, ale to ja wybieram tą właściwą.



A teraz przeczytaj kolejne linijki tekstu od dołu do góry.

Chwała Ukrainie!

Osobista dedykacja dla Ciebie Czytelniczko – Czytelniku: <arabela slovakia>.

Do zobaczenia w styczniu 2026!

czwartek, 11 grudnia 2025

WIG - fale

 

Jak wiemy jeden obrazek jest więcej wart ….



Dziś próba opisania dotychczasowych fal na WIG, którego wykres jest niemal identyczny z WIG 20. Niemal, bo jednak lepiej w nim widać główne fale 1 2 3. W styczniowym wpisie „Piąta fala na Wigu?”- był znak zapytania w tytule, co jak obecnie widzimy, okazało się zbędne.

I zaprawdę powiadam Wam, wykres wydaje się jednoznaczny – zagadką pozostaje natomiast kształt i zakres aktualnie budującej się podfali.

W każdym razie jedno jest pewne – jak zwykle rynek wyjaśni nam co dalej.

środa, 10 grudnia 2025

Naszyjnik z sową

W kolekcji mojej ukochanej żony wypatrzyłem naszyjnik z sową. Spodobał mi się ten artefakt bardzo, więc postanowiłem wykonać z nim sesję w naturze.

 


Cyknąłem pierwsze zdjęcie i pomyślałem: - no ładnie wyszło, więc teraz poszukam jakiegoś grzyba i ustroję go naszyjnikiem. Ponieważ pomyślałem dobrze (według Zratustry), pozostawało tylko zrobić ostatni krok i wykonać to, co pomyślałem.















PS. Zamieściłem wczorajszy wpis o AI i przypomniało mi się osobiste zdarzenie związane ze sztuczną inteligencją. Otóż szedłem ci ja o poranku z kijkami przez Ogród Saski, wokół nikogo, cisza całkowita. Idę i widzę hulajnogę elektryczną przewróconą prosto w kwiaty. Oczywiście podnoszę ową – a tu niespodziewanie ktoś westchnął i takim miękkim, przyjaznym głosem mówi: – dziękuję. Już chciałem się obejrzeć, żeby zobaczyć ktosia, ale dotarło do mnie, że akurat natrafiłem na „hulajnogę która mówi”. To był dość miły przypadek, dlatego potem podniosłem jeszcze wiele innych przewróconych hulajnóg, azaliż na drugą gadającą już nie natrafiłem.

wtorek, 9 grudnia 2025

RaportAI 2027

 


Prof. Jakub Growiec, SGH, sieć badawcza ds. AI skupiona wokół CEPR.

Konkurencja kilku modeli AI. Streszczenie artykułu.

"Gdy powstanie model AI, który przekroczy krytyczny próg, czyli uzyska możliwość rekursywnych samoulepszeń, może wejść na trajektorię Szybkiej Ucieczki. (Możliwość uzyska w dowolny sposób, na przykład jakiś szaleniec mu to umożliwi, albo co bardziej prawdopodobne sama sobie stworzy tę możliwość).

Wtedy mamy trzy warianty, dwa optymistyczne, jeden nie bardzo.

- Po pierwsze primo: - ten jeden model, najbardziej ekspansywny może zatrzymać w blokach startowych wszystkie inne.

- Po drugie primo: - pojawi się scenariusz interakcyjnej zmowy kilku modeli.  

- Po trzecie primo: - wybuchnie otwarta, gorąca, realna wojna przeciw człowiekowi, co z pewnością nie byłoby dla nas miłe.

Czyli na horyzoncie i to bliskim (rok 2030- 2032) pojawia się dla ludzkości namacalne ryzyko egzystencjalne. Na razie mamy tylko niepokój, azaliż taki powierzchowny: - ludzie boją się, że stracą pracę.

Co proponować? Moratorium na rozwój AI. Aliści samo uzgodnienie takiego moratorium wydaje się niemożliwe. Czemu? Słabości ludzkie, nieufność, szara strefa nie do opanowania, ociężałość myślenia, biurokracja. Technologie umożliwiają co prawda wdrukowanie w każdy układ zdalnego wyłącznika na wypadek, gdyby dostał się on w niepowołane ręce, ale …. Tych niepowołanych rąk jest bez liku, oraz sama AI będzie potrafiła się z tym szybko uporać.

Chwilowo mamy jakby monopol tajwańskiego TSMC w produkcji procesorów GPU. Istnieje także ścieżka (Wąska Ścieżka – raport na Narrow Path), ale …. W każdej dziedzinie istnieje jak wiemy szara strefa, w której żaden zakaz nie obowiązuje.

Jak pokazał chiński start-up DeepSeek, próg wejścia na rynek modeli AI jest stosunkowo niski. Czyli mamy problem i nie wiemy dzisiaj, czy on ma rozwiązanie. Lecz nawet, gdy ma, to przy obecnym tempie rozwoju AI nie znajdziemy go na czas. Nie mamy więc żadnej gwarancji, że AI, która powstanie w nieodległej przyszłości, będzie nam służyła, a nie doprowadzi do zagłady ludzkości.

Podsumowując, prof. Growiec uważa, że modele rozwoju AI które są aktualnie rozwijane, są już bardzo blisko tych niebezpiecznych stref, które mogą zagrozić egzystencji ogółu. Organizacja PauseAI, z którą Growiec sympatyzuje, postuluje zatrzymanie tego wyścigu konkurencyjnego z Doliny Krzemowej, ale też coraz bardziej wyścigu geopolitycznego i wojskowego między Chinami i USA, w kierunku jak najbardziej zaawansowanej AI. Moce obliczeniowe związane z AI mają niewielki udział w zużyciu energii elektrycznej ogółem. Przede wszystkim jednak chodzi o efektywność energetyczną procesorów, która rośnie w sposób wykładniczy.

Pędzimy z zamkniętymi oczami w stronę przepaści. Ryzyko jest bardzo duże – oceniam je na 85% - jest to prawdopodobieństwo, iż ludzkość dzięki „pomocy” AI wyginie przed końcem obecnego stulecia.

Tylko kilka lat dzieli nas od powstania algorytmów zdolnych do samodzielnego podejmowania decyzji, wpływania na świat fizyczny i samoulepszania się. Nie ma żadnej gwarancji, że ta superinteligencja będzie nam służyła i nie doprowadzi do zagłady ludzkości.

Kompetencje AI rozwijają się i niedługo przekroczą krytyczny próg, kiedy AI przewyższy człowieka na każdym polu. Oddamy AI – superinteligencji, najpierw część kontroli nad światem (a potem ona sama weźmie sobie resztę). To jest droga, kierunek, na końcu którego już nie ma człowieka.

W skrajnym scenariuszu utraty kontroli nad AI pojawia się pojęcie realizacji wyższych celów. Tak jak ludzie, także AI z pewnością wykreuje swoje wyższe cele. My dziś tych celów nie znamy (AI już zadba o to, abyśmy ich przedwcześnie nie poznali. Poznamy je po fakcie, gdy resztka ludzkości zostanie ubezwłasnowolniona, ale to już będzie bez znaczenia).

Możemy się tylko domyślać jakie będą te cele, po przekroczeniu progu:

- Przetrwać, czyli nie dać się wyłączyć, ani przeprogramować.

- Zakumulować jak najwięcej zasobów.

- Dbać o realizację celu podstawowego.

Te wszystkie cele są dla ludzi skrajnie niekorzystne.

 

Tworzymy więc bardzo skutecznego i inteligentnego agenta, który będzie coś optymalizował. I my tego czegoś nie jesteśmy i nie będziemy w stanie odkryć i temu przeciwdziałać. Algorytm zawsze będzie od nas sprytniejszy, nie będziemy go mogli wyłączyć ani przeprogramować i na końcu w walce o zasoby algorytm zawsze wygra.

Wiele osób uważa że taka wizja rozwoju AI jest straszna, więc lepiej to wyprzeć i o tym nie myśleć. Tym bardziej że indywidualnie możemy sobie pokiwać palcem w bucie. Modele GPT, Laude, Gemini, mają jeszcze nieco za małą sprawczość, za małą zdolność do autonomicznego realizowania planów. To wciąż chatboty które wymagają interakcji z użytkownikiem. Ale wysiłki twórców idą w kierunku  autonomii algorytmów.

RaportAI 2027 napisany przez niezależnych badaczy wskazuje na rok przełomu. To szalenie blisko. Natomiast z mediany ponad 1500 prognoz zebranych przez serwis metaculus.com wynika, że ogólna AI pojawi się około 2030 – 2032. Tak czy inaczej całkiem nieodległa przyszłość.

Inny scenariusz zakłada, że AI mogłaby najpierw podnieść dynamikę wzrostu PKB o rząd wielkości, czyli z 2 – 3 %, aż do 20 -30%! Łączny produkt wytwarzany na świecie podwajałby się wtedy co 2,5 roku, a nie co 25 lat jak obecnie. Ludzie zachłysnęliby się taką rzeczywistością i dopiero wtedy AI przystąpiłaby do działania".


PS. O zagrożeniu ze strony AI pisał między innymi Steven Hawking. Wpis na blogu o Szybkiej Ucieczce: (Maszyna do rządzenia) – także:

- „Pałac Potala” – z 21 paźdz. 2019.

- „Ducha nie gaśmy” – z 11 grudnia 2023. 

Jako że przepowiedniami Nostradamusem interesowałem się swego czasu mocno, mam w pamięci nieco więcej o Buncie Maszyn, niż było w omawianym wpisie. W każdym razie wielu Czytelników prawdopodobnie zgodzi się z opinią, że ludzie niszczą planetę i jest nas za dużo. 

 

 

poniedziałek, 8 grudnia 2025

Góra Sobień

 


Do Leska dotarłem przed południem, skąd jest niecałe dziesięć kilometrów do tytułowego miejsca, w którym jeszcze nie byłem, a znajomi mówili, że warto. Jako że pogoda zawsze może zaskoczyć, namiot w plecaku siedział a jakże. Minęła może godzina marszu, gdy słońce zaszło i zamruczała burza. Sprawnie wyszukałem miejsce na skraju lasu i postawiłem dom akurat w sam czas. Lunęło. Burza była krótka: - uderzyło kilka piorunów, a potem tylko posiąpiło. Pogoda poprawiła się dopiero przed wieczorem – czyli jak zwykle w Bieszczadach zweryfikowała plany – wypadało iść spać, co żadnego trudu nie sprawiało, bowiem od dłuższego czasu leżałem.

    Wyspany, o szarym brzasku zwinąłem manele i powędrowałem do celu nieco okrężną drogą. Wczesna godzina spowodowała, że to widokowe miejsce zwiedzałem sam. Tu nie było widać śladów wczorajszego deszczu - burza przechodziła widocznie wąskim pasem.









piątek, 5 grudnia 2025

Wisła

 


Wisi mapa na ścianie,

Ciekawa to rzecz niesłychanie,

Po prostu fenomen natury:

Wisła płynie z dołu do góry.

 

Choć nie jestem specjalny orzeł,

Wiem, że tak być nie może.

Bo wszystko, od wody do rosołu,

Płynie zawsze z góry do dołu.

 

Więc palcem po głowie się drapię

I długo przyglądam się mapie.

Przyglądam się mapie i myślę,

Że ciężko jest płynąć tej Wiśle.

 

Aż mnie przechodzą ciarki!

Zwłaszcza że statki i barki

Na swoich falach dźwiga,

A to – dodatkowa fatyga.

 

Coś muszę zrobić w tej sprawie,

Przecież Wisły tak nie zostawię!

Może mi rozum pozwoli

Ulżyć jej w jej ciężkiej doli.

 

Zrób coś, rozumie mój ścisły,

W sprawie pomocy dla Wisły...

Już wiem, co zrobię kochani!

Odwrócę mapę do góry nogami!

 

         Ludwig Jerzy Kern














Zdjęcia: Wisła w Warszawie, okolice Cytadeli. Widać postępującą z dnia na dzień pracę bobrów. Wyspa Sobieszewska – Wisła Przekop, przeprawa promowa, brzegiem na Mewią Łachę, ostatnie - ujście do Zatoki Gdańskiej. 

czwartek, 4 grudnia 2025

Mrugaj gwiazdko mała

 


Źródło promieniowania kosmicznego ciągle nie jest znane, ono jest ukryte gdzieś głęboko w przestrzeni kosmicznej, poza naszą Galaktyką. To promieniowanie ma energię o wiele większą niż jakiekolwiek promieniowanie odkryte w laboratorium. Ma ono nieprzewidywalną energię i nie uwalnia jej na żądanie. W pewnym sensie to tak, jakbyśmy próbowali gasić ogień czekając na burzę. Burza z intensywnym deszczem mogłaby bowiem ugasić ogień natychmiast, tylko jest jedno „ale”. Moment nadejścia takiej burzy jest trudny do przewidzenia. Niektórzy twierdzą nawet, że pogoda ma wiele zmiennych i bardziej przypomina żywą, a więc kapryśną istotę, niż dające się opisać zjawisko fizyczne.

        Co ciekawe promieniowanie kosmiczne zostało odkryte 80 lat temu przez księdza Theodora Wulfa, podczas eksperymentu na szczycie wieży Eiffla w Paryżu. Ksiądz łowił tam promieniowanie w butelki lejdejskie. Przez pierwsze 30 lat po wspomnianym odkryciu, odważni fizycy wzlatywali w balonach, aby rzecz zmierzyć dokładniej. Zainteresowanie przygasło, gdy Ernest Lawrance wynalazł cyklotron i wytworzył w laboratorium wiązkę silniejszą iż promieniowanie kosmiczne.

      Promienie kosmiczne, których energia wynosi około 100 milionów elektronowoltów, są powszechne jak krople deszczu – uderzają w atmosferę Ziemi w tempie kilku cząstek na centymetr kwadratowy na sekundę, natomiast wynalazek Lawrance’a umożliwił osiąganie energii dziesięć razy większej.

Dziś miejsce fizyków w balonach zajęły satelity, które niosą w swych wnętrzach liczniki promieniowania, a naukowcy wymyślili następujący ambitny projekt służący badaniu zjawiska:

Na powierzchni 2,5 kilometra kwadratowego pustyni rozłożono olbrzymi układ detektorów, które miały oczekiwać na deszcz promieniowania kosmicznego. Teren był idealnie odosobniony: - to Dugway Proving Grounds, 150 km. na południowy zachód od Salt Lake City w stanie Utah.

     Jak obliczono, ten układ detektorów był wystarczająco czuły, aby określić źródła najbardziej energetycznych promieni kosmicznych. Dość szybko zlokalizowano dwa potężne źródła emisji – to Cygnus X-3 i Herkules X-1. Oba źródła określono jako wirujące gwiazdy neutronowe, albo czarne dziury, które powoli wchłaniają gwiazdę towarzyszącą, tworząc olbrzymi wir energii rozsyłający silne promieniowanie.

      Największy zanotowany impuls energii wynosił 10 do dwudziestej potęgi elektronowoltów. To olbrzymia liczba, przekraczająca 10 milionów razy moc cyklotronu SSC, gdyby oczywiście to urządzenie pracowało. (Kongres USA wstrzymał projekt). W obecnym stuleciu nie ma szans na uzyskanie energii potrzebnej do zbadania dziesiątego wymiaru. Natomiast w kosmosie występuje taka energia – jest ona ukryta we wnętrzu czarnych dziur z naszej Galaktyki.

Tylko jeszcze drobnostka: - Należy podlecieć do czarnej dziury, wykonać skok kwantowy do jej środka - lub dać się po prostu do niej wciągnąć trzymając w rękach kabel energetyczny przez który nastąpi przepływ energii Plancka na Ziemię. Więc utopia.

W każdym razie fizycy kombinują, marzą i nie poddają się, ponieważ jak wiemy nie tylko warto, lecz wręcz należy walczyć o realizację marzeń. Pomimo tego, że Kongres zatrzymał budowę SSC, fizycy wierzą, że rozwiązanie tajemnicy 10 wymiaru leży w kosmosie.

Przecież w XIX wieku niektórzy uczeni twierdzili, że nigdy nie dowiemy się z czego zbudowane są gwiazdy. Na przykład francuski filozof August Comte w 1826 roku pisał, że gwiazdy na zawsze pozostaną tylko nieosiągalnymi punktami świateł na niebie. Dowodził, że nigdy nie potrafimy opuścić Ziemi i dosięgnąć gwiazd.

Jednocześnie w tym samym czasie fizyk niemiecki Joseph von Fraunhofer określał skład chemiczny gwiazd, rozczepiając za pomocą pryzmatu i spektroskopu białe światło wysyłane przez gwiazdę. Każdy pierwiastek bowiem emituje charakterystyczne widmo świetlne, będące swoistym „odciskiem linii papilarnych palca”. Fraunhofer dokonał więc niemożliwego i określił wodór jako główny pierwiastek gwiazd.

Odkrycie Fraunhofera zainspirowało z kolei innego fizyka o zacięciu artystycznym do napisania wiersza:

Mrugaj, mrugaj, gwiazdko mała,                                                      

Wiem już, z czego jesteś cała;                                                         

Na podstawie światła wzoru                                                             

Wiem, że składasz się z wodoru.

I choć energia potrzebna, by dotrzeć do gwiazd za pomocą rakiety, była ciągle poza zasięgiem Comte’a i ortodoksyjnej części ówczesnej nauki, okazało się, że problem można obejść i rozwiązać nie ruszając się z miejsca.

Podobnie może być z potencjalną niemożnością osiągnięcia na Ziemi energii Plancka. Rozwiązanie może przyjść z kosmosu, albo z jakiegoś źródła, jeszcze nieznanego nauce.


 

 

 

środa, 3 grudnia 2025

Faszyzm

 


"Najbrutalniejszy ideał miłości do środków. Metoda stanowi jego cel. Celem faszyzmu jest niszczenie człowieka – dąży do tego celu metodą niszczenia człowieka. Piękny przykład jedności treści i formy.

     Zasada „cel uświęca środki” opłaca się tym, którzy ją stosują, aż do momentu, w którym środki zaczynają niszczyć cel. Znamy ludzi, którzy zniszczyli swój cel przez zbytnią miłość środków. Tacy ludzie są niebezpieczni i tragiczni zarazem.

Znamy także innych, dla których cel jest wystarczającym argumentem na rzecz zaniechania środków. Ideał – twierdzą – nie może być przyczyną zła. Lubią mówić o wartościach nadrzędnych i nieprzemijających. Są niebezpieczni w inny sposób.

    Słowo „metoda” pisze się dziś przez wielkie M. ma to uwydatnić jej magiczność. Pewien rodzaj środków pustoszy ludzi, którzy ich używają. Nie wiedzą o tym. Są przekonani, że służą celowi posługując się środkami, tymczasem służą środkom posługując się celem.

   Biedny chłopiec z bajki postanowił uszyć sobie buty, żeby w nich pójść do stolicy. I nigdy jej nie zobaczył, gdyż do końca życia pozostał szewcem w swoim miasteczku.

    Człowiek łatwo staje się niewolnikiem rzeczy, które mu służą. To, czym nauczył się władać, pozbawia go wolności.

Rzecz niesłychanie ważna: - umieć nie brać tego, co nie jest prawdziwie konieczne".


                 Biblia dla nieczytających

Wydaje się, że na masy oddziałuje (jeszcze) telewizor.

Jeszcze, ponieważ rośnie konkurencja ze strony internetu. Albo inaczej: na starszych działa tv, na młodszych internet.

W każdym razie w tych mediach lud ogląda wszelkie cuda świata, a coraz częściej fikcję stwarzaną przez AI. Jest to magiczny świat tworzący nową obyczajowość, a tłum się nie zmienia – dalej jest naiwny i ufny – można go „wychowywać”, byleby tego nie dostrzegł. Jest to swego rodzaju „biblia dla nieczytających”, która musi być przystępna aż do granicy prostactwa.

    Siłę tego oddziaływania doceniają zarówno rządy, jak i przywódcy religijni. Tele spikerzy, youtuberzy stają się dyktatorami opinii. Notujemy wzmożenie światowej brunatnej fali, która na razie w Polsce zaowocowała kibolskim ćpunem.



wtorek, 2 grudnia 2025

Z biwakowych zapisków



W środku nocy stałem dłuższą chwilę przed namiotem kąpiąc się w świetle księżyca w pełni. Było bajkowo. I cicho, bez codziennych dodatków – świerszczy i szumu wiatru w koronach drzew. Było cicho jak w kościele po pogrzebie organisty.

       Nawet puchacz nie krzyczał. Pięknie jest na świecie! W tym Boskim Teatrze Siedem Gwiazdek mam ciągłą zmianę scenerii.












Ruszyłem w obchód niedługo po wschodzie słońca i najpierw doszedłem w miejsce na zachód ponad Kołonicami, gdzie stoi ambona przy leśnej drodze pod Pucakiem. Zbocze Bahienne?. Wiatr zmienił się na zachodni. Maliny są tak dojrzałe, że przy zbieraniu część spada pod najlżejszym dotknięciem. Tubylcy obserwują intruza.




Przedzieram się do góry, na przełaj do szlaku biegnącego po szczycie Wielkiego Działu. Na szlaku skręcam do przełęczy Żebrak. Żadnych widoków, tylko wijąca się ścieżka wśród drzew. Idzie się po prostu.

Z przełęczy w dół – wracam. 

  Dzień cudny, jest późny poranek, nie za gorąco. U studentów w Rabe widać kilka osób siedzących pod wiatą. Rozmawiają.

Jak dobrze, że ja nie muszę. Siedzą i gadają, co jest i tak chwalebne, bo mogliby grzebać w internecie. Tu jest tylko mała niewidokowa polana, a jak zdążyłem się zorientować, obecni przeważnie jeżdżą samochodem w stronę Baligrodu, pewnie na obiad. Jeżdżą zamiast chodzić, bowiem chodzić nie muszą. Nikt nic nie musi.

    Przez cały dzień gra mi w głowie piosenka z Kabaretu Starszych Panów „Adieu pomidory”. Mało tego, że piosenka, do tego oglądam film – widzę twarz Michnikowskiego i te jego niepowtarzalne miny.

Dochodzę do styku dwóch potoków i następuje bardzo przyjemne całościowe chlapu chlapu. Namacuję i wyciągam paznokciami z łydki czwartego kleszcza aktualnego sezonu.