środa, 20 listopada 2024

Cisza przed burzą





Kontynuacja reportażu z jednego dnia sierpnia 2024. Godzina pierwszego zdjęcia – 12.00, ostatniego – 15.30.

Cisza dzwoni w uszach. Nic się nie dzieje, myślę sobie: - Aniołku …. A Aniołek tylko czeka na takie życzenia delikatne jak powiew…. Posnułem się po najbliższej okolicy (upał ogromny, parno), potem wypadła drzemka w cieniu jałowca, a kiedy chmury zasłoniły słońce ruszyłem śmiało po kolejną zdjęciową opowieść.















wtorek, 19 listopada 2024

13

 


Ahinsa – odmiana buddyzmu, zbliżona do dżinizmu, czyli religia bez przemocy. Cesarz Asioka 268–232 p.n.e. nawrócił się na ahinsę, atoli dopiero wtedy, gdy wyciął w pień połowę ludności subkontynentu indyjskiego. Minęły lata i okazało się, że z pomocą takiej religii rządzić skutecznie się nie da, a potężne Indie po rządach Asioki rozpadły się na całe dwa tysiące lat.

2300 lat temu dziadek Asioki przekazał wnukowi potężne państwo, plus kilka ponadczasowych wskazówek:

- Skuteczne rządy polegają na toczniu licznych wojen, przedzielonych krótkimi okresami pokoju.

- Nikomu nie wierz, wyzbądź się litości. Litość to słabość.

- Umowy i traktaty są po to, aby je w sprzyjających okolicznościach łamać.

- Nie brataj się z sąsiadem, tylko z sąsiadem sąsiada.

- Spiskuj, knuj, dokuczaj sąsiadowi gospodarczo i militarnie, a kiedy osłabnie, napadaj bez skrupułów.

- W rządzeniu wspieraj się religią i szpiegami.

Z powyższej historii jasno wynika, że jakaś religia musi w państwie być. Ona jest niezbędna dla scalenia narodu, bowiem nie da się rządzić samą przyzwoitością. Tłum takich rządów nie zrozumie. (bowiem).

Faktem jest, że człowiek ma naturalną skłonność do piękna, harmonii, wzniosłości, czy nawet przeżyć mistycznych. Tę właśnie potrzebę duchową wykorzystują religie. Odbierając rozum dają ideologię.

Eckhart Tolle: - religie stały się częścią obłędu, który zniewolił ludzkość.

"Obezwładniony Olbrzym" - Psycho-analiza Kościoła Katolickiego.

Manfred Lutz. Autor jest kierownikiem kliniki badawczej wielkiego szpitala psychiatrycznego w Niemczech.

Mówiąc krótko: - w tej klinice doradza się wielkim przedsiębiorstwom.

A pacjent - kościół katolicki, jest takim wielkim przedsiębiorstwem. Więcej: - jest koncernem ponadnarodowym, największą korporacją.

Manfred Lutz pisze: - kościół katolicki to obezwładniony olbrzym. Wcześniej, czy później powinno dojść do próby leczenia olbrzyma, bo to jest pacjent.

Bardzo chory pacjent.

    Jeden z podwładnych Lutza, Watzlawik, sformułował myśl: - Kościół katolicki jest najbardziej nieudanym samobójcą w "całej" historii ludzkości.

- W przeciągu dwóch tysięcy lat, pomimo wielu starań, nie udało mu się ze sobą skończyć.

Dalej Watzlawik pisze, że chrześcijaństwo, to jakby rodzina alkoholika. Czyli nie taki całkowicie beznadziejny przypadek. Leczenie ma szanse.

Być może tak jest, ponieważ jak pisałem, tłumem bez religii rządzić się nie da. Jakaś religia być musi, najlepiej rodzima, podobnie jak religia shinto w Japonii. Na ziemiach słowiańskich uprawniona jest religia naszych dziadów i jej rodzimy znak - Swadziebnik. Znak symbolizuje cztery pory roku, widoczne na nocnym niebie (Wielki Wóz) w czasie każdego z przesileń. Pisałem o rodowodzie swastyki.


Zaiste, słuszne to słowa i do tego zbawienne, że Polskę od tysiąca lat ssie mafia watykańska.


Dziś wracam do liczby 13 – liczby Miłości według Kabały, a jednocześnie liczby fibo. Wracam do tej liczby, bo pisiory ciągle klepią „koalicja 13 grudnia”, dając podobnym do siebie głupkom sygnał, że poprzez liczbę 13, koalicja rządząca jest nie tylko BRZIDKA, ale i wręcz szatańska.

Dwie kwestie:

Pierwsza: - Liczba 13, dzięki propagandzie kk uważana była do niedawna za liczbę szatana, przeciwstawienia się Bogu.

13 października 1307 roku, w piątek, papież do spółki z Filipem Pięknym aresztował Templariuszy. W ten sposób obaj dłużnicy pozbyli się nie tylko długów i wierzyciela, ale na dodatek rozkradli jego majątek. I tak 13 zostało obciążone postępkiem paskudnym, wykonanym przez tak zwanego „Ojca świętego”. Pisałem kilkakrotnie o sprawie. 

Jak wiemy biegły matematyk potrafi udowodnić każdą liczbę.

Cytuj:

Każde z imion szatana przedstawionych literowo jest podzielne przez 13
13 razy Izrael buntował się przeciwko Bogu idąc przez pustynię


Ludzie nadal obawiają się tej liczby. 13 dzień miesiąca (już nie tylko piątek) jest dniem traktowanym szczególnie podejrzliwie. Występuje jakaś obawa, że temu dniu nie będzie towarzyszyć dobro, ani prawda, a zamiast nich mogą przydarzyć się niemiłe rzeczy.
Wielu ludzi zmienia plany z tego dnia na kolejny, aby tylko ominąć jakże "pechowy" dzień.

Jak Czytelnicy wiedzą, jestem fanem liczb, a one zawsze pokazują prawdę (rynki finansowe). Oto czas wydarzeń z poprzednich dziesięcioleci ( Fatima i inne, Wojtyła - godz. śmierci 21.37. Godzina smoleńska - 8.41.) ukazuje, że ta liczba po pierwsze primo działa, a po drugie primo działa zgodnie z zasadą dualizmu. 

Po śmierci Wojtyły kk zaprzestał z oczywistych powodów nagonki na trzynastkę. Lecz całe wieki trucia ludzkich mózgów dalej procentują i gdy forsuję znaczenie trzynastki jako Miłości, spotykam się nader często z powątpiewaniem, niedowierzaniem, zaskoczeniem, a nawet niektórzy zaczynają patrzeć na mnie podejrzliwie, gdy dla wyjaśnienia sprawy używam słów „kabała” i „mistycyzm żydowski”. To także efekt mozolnej pracy kościółka w temacie antysemityzmu. Najłagodniejsze reakcje Januszów to : „no … ciekawe. Coś w tym jest”. „Nie wiedziałem”. „ Czy to jednak prawda?”

Pozdrawiam Czytelników 13 razy


 

poniedziałek, 18 listopada 2024

Mowa ciała

 

Zaglądam do archiwum o tytule: - „Tajemnicze, zagadkowe”. A tam m.in. kilka dawno przygotowanych wpisów o UFO. Już tego nie zamieszczę, nieaktualne się zrobiło, a to z powodu że w TV Sekielski dogłębnie wyjaśniają zagadnienie. Za to przypomnę swoje dwa zdjęcia z UFO nad doliną Rabe

19 sierpnia 2014, godz. 20.42. Różne nachylenie obiektywu, kilkanaście sekund różnicy pomiędzy zdjęciami, a obiekt uchwycony na tle chmury tkwi w tym samym miejscu - wygląda że to nie paproch na kliszy. Pyłki na kliszy były jak najbardziej, biwakowałem przecież sześć tygodni w tym miejscu, a łąka pyliła czym mogła. To była słabość Canona - co roku wynikała potrzeba oddawania aparatu do czyszczenia kliszy. "Była", ponieważ Canon po wypadku (wpis "beczka") wylądował w muzeum domowym.



Teraz trzy spostrzeżenia telewizyjne z wątkiem tytułowym. Czyli co pokazuje ego.

Pierwsze: - „ usta kłamcy wykręcają się na prawo” - zobacz Morawiecki. Osobnikowi przyklejono nawet ksywkę 'krzywousty".  Niedawno zauważyłem, że Hołowni także zaczęło wykręcać usta w tę jedynie słuszną stronę.

Drugie: - zobacz jak dawniej chodził Ziobro. Puszył się, jakby mu ktoś snopek słomy w dupę wsadził. Chód wolny, z nadętą swobodą, nonszalancki – oto idzie uczitelka tanca, czyli twardziel. A chwilę potem zobaczyliśmy przemianę w miękiszona. 

To znamienne, azaliż zmianę chodu zauważyłem także u marszałka rotacyjnego. Ten akurat zaczął drobić przy schodzeniu ze schodów. Objawiła się nam oto primabalerina i to pasuje nawet do ciągu gwiazdorzenia.

Zamiast chodzić jak paw, można siadać atoli jak „turecka basza”. Siewiera ostatnio u Piaseckiego tak usiadł. Ostatnio, bo przedtem siadał skromniej. Podobno dostał ci on awans generalski. Wydawał się człowiekiem kompetentnym, ale mowa ciała nie kłamie i pokazuje, że ego mu się mocno nadęło. Pierdnie w oponkę?

Uwaga na myk psychologiczny, którego uczą pisiorów (patrz Horała, Zybertowicz): - możesz wygadywać dowolne bzdury, tylko patrz przy tym w kamerę, czyli prosto w oczy telewidza - ciemny lud wtedy łatwiej łyknie twoje kłamstwa. Przy tym jak najbardziej wskazany uśmieszek wyższości. 

Trzecie Iga Świątek. Nie pasjonuję się tenisem, dlatego zwróciłem uwagę na mowę tenisistki dopiero podczas krótkich migawek z olimpiady. Otóż osoba mówi niewyraźnie, szybko jak karabin maszynowy, bez przerw, ciurkiem, chwilami bełkotliwie. Być może winne są emocje, ale zaiste wygląda to na zwykłe niechlujstwo w mowie.

Niestety duża część młodych zamiast mówić, tylko coś niewyraźnie bibrzy.

 

 

piątek, 15 listopada 2024

Co tymczasem na Wigu 20

 Presja psychiczna wywierana osuwającym się indeksem, udziela się także na stooq.

Nic nie mam do człowieka, każdy się może przeliterować.




O dzieciach obiecanych Wodnikowi

W pewnym zamku mieszkał król ze swą małżonką. Życie ich było pełne smutku, ponieważ nie mieli dzieci, a więc i radości na stare lata.

Pewnego razu król wyruszył w podróż morską, a jego okręt, po wielu miesiącach podróży utknął w miejscu.

Naradzano się i robiono co tylko było możliwe. Nic wszakże nie pomagało i w końcu śmierć zaczęła grozić żeglarzom. Wtedy z morza wyłonił się Wodnik i tak rzekł do króla:

Jeśli dasz mi to, co urodziło się w twoim domu, to pomogę ci zepchnąć okręt. Inaczej zginiesz tu marnie.

Król rozmyślał: - jeśli moja piękna klacz urodziła źrebaka, to dam go chętnie, bo cóż innego mogło się urodzić?

I przyrzekł Wodnikowi dać mu to, co urodziło się w domu. Wtedy okręt ruszył z miejsca i żeglarze szybko wrócili do domu, bo dalszej podróży już im się odechciało.

Na spotkanie króla wyszła szczęśliwa żona i stała na przystani trzymając w objęciach dwoje dzieci – dziewczynkę i chłopca, które się tymczasem urodziły.

Rozradował się król wielce, że został ojcem, jednak radość trwała krótko, ponieważ zaraz przypomniał sobie o Wodniku i przyrzeczeniu.

Nic nie powiedział atoli żonie, martwił się jakiś czas okrutnie, aż z tego wszystkiego sczerniał i schudł. W końcu wpadł na pomysł ukrycia dzieci, co też wykonał.

Minął czas jakiś i do króla zgłosił się Wodnik.

- Dasz mi już to, co przyrzekłeś?

Król zaproponował źrebię, ale Wodnik nie chciał o tym rozmawiać i żądał tego, co urodziła królowa.

Król kupił wówczas we wsi chłopca i dziewczynkę i dał je Wodnikowi.

Wodnik zaniósł dzieci do Wodnikowego Domu, a tam zaczął je przepytywać:

- Powiedzcie, co jest najsłodsze.

- Miód – powiedziały dzieci.

- A co jest najbardziej miękkie ze wszystkich rzeczy?

- Najbardziej miękka jest puchowa poduszka.

- A co jest najtwardsze?

- Kamień.

- A co jest najgęstsze ze wszystkich gęstych rzeczy?

- Smoła.

- Nie, wy nie jesteście królewskimi dziećmi – orzekł Wodnik, odprowadził dzieci do zamku, a sam zaczął szukać kryjówki prawdziwych królewiątek.

Szukał tu i tam, szukał wszędzie. Aż wreszcie sroka zdrajczyni wskazała kryjówkę.

Wodnik wypytał dzieci:

- Co jest najsłodsze?

- Mleko matki – usłyszał,

- Co jest najbardziej miękkie ze wszystkich miękkości?

- Matczyne łono.

Gdy to Wodnik usłyszał, był już pewien, że ma przed sobą królewskie dzieci, zabrał je do Wodnikowego Domu, a tam uczynił z nich sługi.

Mijały lata, a oni żyli we trójkę. Dzieci dorosły i martwiły się jak tu wrócić do swoich rodziców. Dziewczyna wszakże martwiła się jakby mniej, przyzwyczaiła się bowiem do Wodnika i żyła z nim jak żona z mężem.

To z kolei jeszcze bardziej martwiło chłopca, który stawał się coraz smutniejszy.

Pewnego razu wstał o północy, wyszedł za tylne wrota chałupy i gorzko zapłakał nad swoim losem.


Nadbiegł wilk i spytał:

- Czemu płaczesz chłopcze? Jeśli chcesz stąd odejść, to wsiadaj na mój grzbiet.

- Ale ja mam siostrę!

- To przyprowadź ją, oboje was wyzwolę.

Chłopak wszedł do izby – siostra spała z Wodnikiem. Ściągnął ją z łóżka i oboje wskoczyli na grzbiet wilka.

Wilk powiedział: - Jeśli zobaczysz jak Wodnik nas goni, powiedz mi. I popędził, jak tylko mógł najprędzej.

Pędzili jakiś czas, gdy chłopiec krzyknął:

- Już idzie!

Wilk zatrzymał się i powiedział do chłopca:

- Weź teraz krzemień, który jest pod moim ogonem, wsadź go w ziemię i wypowiedz zaklęcie: - Niech się wzniesie krzemienna góra!

Chłopiec wykonał polecenie wilka i natychmiast wyrosła krzemienna góra, wyrosła pod samo niebo i zatarasowała przed Wodnikiem drogę.

Wodnik przekonał się, że nie wdrapie się na górę i rzekł gniewnie:

Muszę wrócić do domu po oskard i wiertło – przewiercę tę górę.

Wrócił prędko do domu, przyniósł oskard i wiertło, przewiercił górę, przeczołgał się tunelem i już miał pogonić za uciekinierami, kiedy przypomniał sobie o swoich narzędziach leżących na drodze, które ktoś mógł ukraść. Kopał więc dół, aby ukryć je w ziemi, a wtedy zaczęła śpiewać sikora:

Ti ti ti, ja, mała sikora

       do patrzenia jestem skora.

        Stary tu coś ukrywa

         ja widziałam i powiem wam.

- Ach ty pleciugo – zakrzyknął Wodnikmuszę doprawdy zanieść narzędzia do domu, inaczej ktoś je tu znajdzie.

Ruszył natychmiast do domu, po czym wrócił i pognał za uciekinierami. Dopadł ich w końcu i zaprowadził do swej chałupy, gdzie żyli jak dawniej. Dziewczyna wyraźnie polubiła życie z Wodnikiem, ale chłopak czuł się jeszcze bardziej żałośnie niż przedtem.


Pewnego razu znowu siedział za chałupą i płakał gorzko, gdy pojawił się czarny szerokogłowy niedźwiedź:

- Czy nie chciałbyś stąd uciec? – zapytał.

- Chętnie! Ale mam siostrę.

- To dawaj ją!

Dziewczyna i Wodnik jak zwykle leżeli na łóżku, chłopak wziął siostrę na ręce i zaniósł na grzbiet niedźwiedzia.

Niedźwiedź ruszył drobnym krokiem mówiąc:

- kiedy zobaczycie Wodnika, powiedzcie mi.

Nie uciekli jeszcze daleko, gdy dał się słyszeć tupot za nimi.

- Już idzie! – krzyknął chłopiec.

- Nie trwóżcie się – powiedział niedźwiedź zatrzymując się – weźcie spod mego ogona szczotkę, rzućcie ją za siebie i powiedzcie: - Niechaj wyrośnie grzbiet górski do samego nieba!

Siostra się nie kwapiła, więc chłopak zrobił jak niedźwiedź pouczył. Zaraz wyrósł grzbiet górski do samego nieba, po czym powtórzyła się historia z Wodnikiem, oskardem, wiertłem i sikorką.

Wodnik musiał znowu wrócić do domu, zostawić tam narzędzia, po czym dogonił uciekinierów i zapowiedział, że jeśli jeszcze raz uciekną, to ich zje.

Wrócili do Domu Wodnika i żyli jak przedtem.

Którejś nocy chłopak nie wytrzymał i znowu płakał z żalu za chałupą. Przydreptał lis:


- Nie uciekłbyś stąd na moim grzbiecie?

- Uciekłbym, ale mam siostrę, poczekaj, pójdę po nią.

Dziewczyna jednak, przytulona do Wodnika, tym razem nie chciała uciekać, chłopak musiał więc użyć siły.

Wsiedli na lisa i uciekają.

Lis zapowiedział: - gdy usłyszycie Wodnika, dajcie znać.

Pomimo tego, że lis biegł szybko, na horyzoncie pojawił się goniący ich Wodnik,

- Nadchodzi! – krzyknął chłopak.

- Pod moim ogonem jest krzesiwo – odezwał się lis – rzuć je za siebie, a zobaczysz co się stanie.

Chłopak rzucił krzesiwo i oto powstał ogromny wodospad, którego Wodnik w żaden sposób nie mógł sforsować. Stanął na krawędzi wodospadu i płakał, wyjąc przy tym jak wilk, ale uciekinierom nie mógł już nic zrobić, bo odgrodzili się od niego na amen.

Widząc, że nic już im nie zagraża, chłopak z siostrą zeszli z lisa i wybudowali sobie blisko wodospadu dom, w którym zamieszkali. Po jakimś czasie, gdy dom był już dobrze zagospodarowany, przyszedł wilk, aby zobaczyć to nowe mieszkanie.

- Czy nie przyjąłbyś mnie na towarzysza swych zabaw? – zapytał chłopaka.

- Czemu nie? I przyjął wilka za towarzysza.

Potem przyszedł niedźwiedź w odwiedziny i też został w towarzystwie. Jako ostatni przyszedł lis, którego chłopak przyjął najchętniej, bo przecież to jemu zawdzięczał ocalenie.

Któregoś dnia tylko dziewczyna została w domu, a całe towarzystwo poszło zabawić się w lesie.

Cniło jej się do Wodnika, pobiegła więc do wodospadu i zaczęła rzucać do niego kamienie. Rzucała bez przerwy, aż woda się uspokoiła i Wodnik mógł się do niej przedostać. Zaprowadziła go do domu brata, gdzie spali jak mąż z żoną, ale gdy nastał dzień Wodnik zamienił się w igłę, którą dziewczyna ukryła w ścianie, aby brat jej nie znalazł.

O brzasku wróciła ekipa z bratem na czele. Zwierzęta natychmiast wyczuły obcego w domu i zaczęły drapać ściany z belek, szukając intruza.

Dziewczyna się przeraziła: - Uspokój bracie swych towarzyszy bo zrujnują nam dom!

Chłopak krzyknął na zwierzęta, a one zaprzestały poszukiwań.

Nazajutrz chłopak wybrał się wraz z kompanami ponownie do lasu, aby zostać tam na noc.

Wodnik natenczas wrócił do swej postaci i legł z dziewczyną w łożu. O brzasku zamienił się w igłę, którą dziewczyna ukryła tym razem w pościeli.

Wróciło towarzystwo z lasu, poczuli obcy zapach, zaczęli szukać w pościeli, dziewczyna udała chorą i poprosiła: - uspokój zwierzęta bracie, bo całkiem nam pościel zniszczą i wyślij kochany braciszku swych towarzyszy, aby zza dziewięciu żelaznych drzwi przynieśli mi maść na moje boleści.

Chłopak uwierzył po raz kolejny słowom siostry i wysłał zwierzęta po maść. Wtedy drzwi się za nimi zatrzasnęły odcinając drogę powrotną. Wodnik się pojawił, złapał chłopaka i rzekł: - teraz ciebie zjem.

Rozpoczęły się przygotowania, aby uśmiercić biednego chłopaka: - siostra napaliła porządnie w piecu, przygotowała ogromną patelnię i zaczęła obierać cebulę potrzebną do przysmaczenia pieczystego. Wodnik tymczasem zaprowadził chłopaka do sauny, aby ten nieco skruszał przed pieczeniem.

Tymczasem zwierzęta kopały w ziemi przejścia po kolejnymi żelaznymi drzwiami, aby przyjść przyjacielowi z pomocą.

Chłopak siedział w saunie, Wodnik co pewien czas sprawdzał czy już dostatecznie skruszał, aż orzekł, że starczy: - jesteś już dość kruchy, można cię upiec. I chciał chłopaka chwycić, lecz ten się wyrwał i skoczył na ścianę sauny, bo usłyszał, że na dachu sauny usiadła sroka i zajazgotała: - synu królewski wytrzymaj jeszcze trochę, przyjaciele twoi są tuż tuż!


Chłopak wyrywał się ze szponów Wodnika i kiedy wydawało się, że już jest po nim, nadbiegły zwierzęta i podarły Wodnika na wąskie paski.

Na wszelki wypadek, aby Wodnik się nie odrodził, spalili na popiół saunę razem z popaskowanym Wodnikiem.

Syn królewski nagrodził swych towarzyszy za uratowanie od śmierci, wydając wspaniałą ucztę na złotych i srebrnych talerzach, na które siostra nakładała same smakołyki.

Kiedy towarzystwo najedzone i napite usnęło, dziewczyna poszła na spalenisko, przeszukała starannie popiół i znalazła w końcu jedną nadpaloną kość z Wodnika. Zabrała ją do domu i wsunęła pod poduszkę, na której spał brat. Wówczas kość wbiła się w głowę chłopaka i chłopak umarł. Wtedy siostra wzięła zwłoki brata i zakopała w ziemi.

W ten sposób zemściła się za spalenie Wodnika.

Kiedy zwierzęta się obudziły, zaczęły węszyć i odkryły zapach ziemi. Odkopały zwłoki, ogarnęła ich wielka żałość, zaczęły rozpaczać, ale i deliberować: - Musimy go przywrócić do życia.

Obejrzeli starannie nieboszczyka i odkryli w jego głowie kość Wodnika.

Niedźwiedź rzekł wtedy: -  oprę głowę na tej kości, może ona przeskoczy do mojej głowy.

I tak uczynił, kość przeskoczyła do głowy niedźwiedzia, chłopak ożył, a teraz niedźwiedź był umarty.

Powiedział wilk: - to na mnie kolej, ja przyłożę głowę do kości, pewnie ona przeskoczy w moją głowę, dzięki czemu niedźwiedź ożyje. I rzecz wykonał.

Teraz wilk był nieżywy, a niedźwiedź wstał.

Lis to wszystko pilnie obserwował i pomyślał: - nie bez przyczyny nazywają mnie chytrusem, już ja coś wykombinuję z tą przeskakującą kością.

Przykląkł i oparł swoją głowę o głowę wilka. Kość jakby tylko na to czekała – jak nie wystrzeli z głowy wilka mierząc w lisa! Ale lis był na to przygotowany i się uchylił. Kość świsnęła mu tylko koło ucha i wbiła się w wielki świerk, który ma się rozumieć natychmiast obumarł.

- A niech sobie obumiera, w lesie jest dużo innych – podsumował lis, radując się, że jemu się to nie przytrafiło.

Tymczasem i wilk się obudził, a wszyscy byli nawet bardziej żywsi niż przedtem. Poszli wespół do domu, poczynili przygotowania, zabrali siostrę, po czym ruszyli do domu rodzinnego, bo czas był na to już najwyższy.

Kiedy uszli już kawał drogi, natknęli się na stary kościół, który był tak stary, że jego dach już się zapadł. W kościele znajdował się ksiądz, jak to nieraz bywa w kościele, oraz dwoje starych ludzi, którzy modlili się do Boga. Byli to rodzice chłopaka, a byli już tak starzy, że nie byli w stanie rozeznać co jest co.

Królewicz wyjął wtedy z zanadrza buteleczkę Wody Życia i skropił nią głowy rodziców.

Król i królowa natychmiast pojaśnieli, zrobili się młodzi, piękni, pełni wigoru i od razu poznali swe dzieci. Zapanowała ogólna radość, a potem wszyscy udali się do zamku królewskiego, gdzie chłopak opowiedział ojcu co przecierpiał, kończąc słowami: - Dzięki mojej siostrze byłem już pod ziemią!

Siostra się nie odzywała, spuściła jeno głowę.

Ojciec słuchał opowieści stopniowo czerwieniejąc na twarzy, po czym rzekł: - Mój synu kochany, rozgniewałem się ja bardzo słuchając ciebie. Toż to sama zgroza! Oto okazuje się, że królewska córka zachowała się niestety jak zwykła blać, czy też kurew jakaś!

Po czym rozkazał wyprowadzić dziewczynę przed bramę, gdzie ją zastrzelono.

Na wszelki wypadek z armaty.

czwartek, 14 listopada 2024

Zimowitów zero

 


Doszedłem do terenów dawnej wsi Huczwice i przekonałem się po kilkunastu minutach poszukiwań, że zimowity to mogę sobie namalować. Czy zawiodły? Absolutnie nie, one jak każdy żywy organizm miały swoje wyliczenie i wypadło im z rachunków, że jeszcze za wcześnie na zakwitnięcie. Proste?








Wykonałem więc sesję z przyniesionymi maskotkami, pokontemplowałem chwilę, zszedłem na dół, zamiast zimowitów obfotografowałem tablicę informacyjną i wdrapałem się na moje ulubione, widokowe miejsce na przeciwzboczu. Koniec sierpnia – dojrzały owoce dzikiej róży i jak widać tarnina także.





Było południe, podniósł się upał. To ciekawe: - mijała dopiero szósta godzina odkąd wylądowałem w Lesku, a mnie się wydawało (nie po raz pierwszy) że jestem tu kilka dni. To pewnie z powodu, że kocham tę Krainę Nicnierobienia.

Mała dygresja potwierdzająca zasadę, że wszystko ma proste wyjaśnienie: - skąd mój sentyment do Bieszczadów? Rzecz jest prozaiczna wręcz: - gdzie czuje się dobrze rybak morski? Nad morzem. Gdzie górala miejsce?

W czasie ostatniego spisu powszechnego w Polsce, na pytanie o narodowość podałem zgodnie z prawdą Łemko.

Ankieterka zapytała o wyznawaną religię – powiedziałem, że jestem wolnomyślicielem, ze wskazaniem na filozofię sufich.

Chwila ciszy, po czym pani orzekła: - to ja wpiszę „inne”.

- Przewspaniale się czuję ja, ponieważ azaliż, w tych odludnych klimatach – wyjaśniałem sobie - pogoda dopisuje, nie ma teraz potrzeby iść do wiaty nad jeziorkiem, tam pewnie są turyści, wolę pobyć tu sam. Może zdecyduję spać pod gwiazdami? A chwilowo poszukam ocienionego miejsca.