Złote runo w przenośni, ale też w pewnym sensie naprawdę.
Maj 2019 godz. 6.00, Warszawa Młociny - ruszam Flixbusem do Gdańska, a konkretnie na Wyspę
Sobieszewską po młode pędy specjalnego gatunku sosny. Te młode przyrosty,
lepkie od żywicy, o złocistej barwie, powinno się zbierać w czasie kwitnienia.
Po co zbierać? – Na nalewkę. Owa działa na drogi
oddechowe, płuca, samopoczucie poprawia, tudzież jest od głowy bolenia i kuśki
stojenia.
Narwać jedną trzecią butelki, zalać wódką, dodać
odrobinę cukru i odstawić do jesieni. Rzecz niezwykle aromatyczna i rozgrzewająca w
słotne dni jesienne i zimowe.
Tu półprodukt z roku 2018, sporządzany nieco inaczej: -
narwane pędy zasypać małą ilością cukru i wystawiać codziennie przez tydzień na
słońce. Wypływa sok z pędów, zalewamy wódką.
Na wyspie jestem o jedenastej. Ciepło, parno.
Po piętnastu minutach narwałem dość – wychodzę nad
zatokę. Grzmi. Pierwsza burza idzie bokiem na Świbno.
Flauta, a znajduję ładny kawałek złota Bałtyku.
Idzie prosto na mnie druga burza od Helu. Nie ma się gdzie schronić, spada
rzęsisty króciutki deszcz. Delikatny szum fal, zapach morza, krzyczą mewy. Jest
bardzo, bardzo przyjemnie.
Gdańsk, odjazd, usypiam. Godz.
21.00 wsiadam do metra w Młocinach. Wyprawa
po złote runo zakończona. Z przywiezionego towaru wyszły cztery butelki.
Super blog ;) Dodaje do zakladek i bede bacznie sledzil. Dzieki
OdpowiedzUsuń