Daleko stąd, było kiedyś królestwo, w którym panował
pokój.
Królestwem rządziła mądra królowa, a mottem kraju było: -
„ NIECH BĘDZIE BŁOGOSŁAWIONE NIC”.
Chłopi uprawiali tu jęczmień i hodowali owce na własne
potrzeby. Z nikim nie handlowali i uważali za grzech posiadanie więcej niż
jednej chaty, paru owiec i paru sztuk odzieży, którą sami przędli i tkali. Cała
ziemia należała do królowej i nigdy nie naruszył pokoju żaden najeźdźca,
ponieważ nie było tam nic do zagrabienia.
Pewnego razu pojawił się kapłan renegat, wygnany z
dalekiego kraju. Zbadał możliwości, a kiedy usłyszał motto królestwa, uśmiechnął
się do siebie i poszedł do królowej.
Powiedział jej, że jako do kapłana obeznanego w sprawach religii, przemówił do niego wielki Bóg NIC, którego w tym kraju czczą ślepo od tak dawna. Bóg nakazał, by wybudowano piękną świątynię, w której będą odbywać się nabożeństwa.
Powiedział jej, że jako do kapłana obeznanego w sprawach religii, przemówił do niego wielki Bóg NIC, którego w tym kraju czczą ślepo od tak dawna. Bóg nakazał, by wybudowano piękną świątynię, w której będą odbywać się nabożeństwa.
Lud ma produkować o wiele więcej niż do tej pory i jedna
dziesiąta całej ziemi i produktów ma być oddana świątyni. On sam będzie architektem,
a później kapłanem. Bóg sprowadzi przekleństwo na królestwo, jeśli jego rozkazy
nie zostaną wykonane.
Królowa zmartwiła się.
Powiedziała kapłanowi, że musi się zastanowić nad
decyzją, niech zatem powróci w południe następnego dnia po odpowiedź w sprawie Boga.
Kiedy kapłan odszedł, wezwała swego błazna.
Błaznem był
staruszek, który kiedyś zbyt dokładnie utrafił żartem w sedno sprawy i wygnano
go za to z przechodzącej mimo karawany.
– Czy mieszkałeś w
krajach, gdzie bogowie przemawiają do kapłanów i gdzie muszą mieć świątynie ? –
zapytała.
Błazen skinął głową potakująco i wówczas opowiedziała mu
o rozmowie z kapłanem.
Starzec śmiał się tak, że trząsł mu się grab. Po czym otarł oczy
i przemówił cicho do królowej. Ona wysłuchała staruszka i zmartwienie znikło z
jej twarzy.
– Proszę zostawić to mnie – zakończył błazen, klepiąc się w
chude uda.
- Wreszcie zarobię na siebie i odpłacę za twoją dobroć, o
Pani. Wymyślę taki żart, że sam Wielki
Bóg Nic będzie zrywał sobie boki.
I wymyślił.
Następnego dnia królowa przyjęła kapłana bardzo
serdecznie.
– Co za cud ! – powiedziała. – oto Bóg przemówił także do
mego błazna i potwierdził, że pragnie wielu pól jęczmiennych, pięknej świątyni
i kapłana. Jednak rozkazuje, aby kapłan sam uprawiał pola, a przedtem osobiście uszykował budulec potrzebny do budowy świątyni.
Na gest królowej, czterech rosłych wieśniaków otoczyło
kapłana, którego twarz poszarzała jak popiół.
– Natychmiast zaczniesz wnosić kamienie z doliny na
szczyt wzgórza! – rozkazała, a wieśniacy odciągnęli od niej protestującego
kapłana.
Tej nocy, zamknięty w chacie, kapłan gorzko płakał,
jedząc jęczmienne placki. Już po tym pierwszym dniu miał dość. Bolało go całe
ciało i każda kosteczka, a duszę wypełniała czarna rozpacz. Pragnął tylko
jednego – uciec od tej straszliwej pracy.
Nad ranem usłyszał zbliżające się kroki i zduszony
chichot. Klucz obrócił się w zamku i zaskrzypiały otwierające się drzwi.
Chichot zamarł w oddali. Kapłan wyjrzał i zobaczył, że na zewnątrz nie ma
straży.
Do dzisiaj chłopi z tej spokojnej krainy pokazują
podróżnym stos nieociosanych kamieni na szczycie wzgórza, mówiąc: - Oto świątynia
Wielkiego Boga Nic!
Potem śmieją się do rozpuku, jak z najlepszego żartu na
świecie.
Max
Freedom Long – Starożytna Wiedza Kahunów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz