wtorek, 14 grudnia 2021

Kluczyk w plecach

 


Pamiętam swoją pierwszą zabawkę. To był misio z kluczykiem w plecach. Kluczykiem należało misia nakręcić, a on wtedy tak śmiesznie machał łapkami i wydawał z siebie dźwięk podobny do słów ble-ble. Tego misiowego występu nie można było zatrzymać, chyba że się zatrzymało kluczyk, który przy tym występie się obracał. Czyli misia trzeba było nakręcić i dopóki nakręcenie działało, on machał i bleblował.


Budziła się moja potrzeba odkrywania prawdy, skupiłem się na misiu. Świat chwilowo przestał istnieć. Zabawa była totalna: - nakręcenie – przewidywalna reakcja misia - nakręcenie ponowne. I jeszcze raz. Pojawiła się monotonia, dlatego rozpocząłem eksperymenty: - a to próba nakręcenia w drugą stronę – nie dało się. To próba nakręcenia poza opór – nie dało się. Urwać kluczyk? Nie dało się. Może czymś walnąć w misia oczekując nieznanego? Rozejrzałem się, ale pod ręką nie było niczego nadającego się do owego walnięcia. Miałem takie ulubione narzędzie badawcze noszące nazwę młotek, atoli mi go zabrano od chwili, gdy coś nim za dokładnie zbadałem. Wzbierała przewrotna myśl, żeby misia otworzyć i zobaczyć co ma takiego w środku, co go ożywia. Babcia mówiła, że w człowieku jest dusza, a co jest w misiu? Operacji odkrywczej dokonałem podobno z pomocą nożyczek i widelca.

Z misia wydłubałem proste ustrojstwo, którego integralną częścią była sprężyna. Tu obudziły się zainteresowania mechaniką – bawiłem się teraz samym ustrojstwem, obserwując co w nim się rusza, a misio leżał sobie z pustym brzuszkiem. Nagle nastąpiła kulminacja - coś trzasnęło i mechanizm przestał działać. Nastąpił koniec zabawy. Próbowałem jeszcze misia uzdrowić, upychając wszystko elegancko, ale nic to nie dało.

Odłożyłem więc maskotkę, ale żeby babcia nie widziała rozdarcia, położyłem go na brzuchu.

Kiedy następnego dnia babcia zapytała, czemu się nie bawię misiem, usłyszała odpowiedź: - miso jest umarty, dusza mu się popsuła.

 Jaka puenta? Rzecz przypomina mi się, kiedy patrzę na niektórych polityków w telewizorze, zwłaszcza tych z jedynie słusznej partii. Oni zachowują się zupełnie jak ten mój misio z dzieciństwa. Mówią i mówią, przeważnie głupio, czyli wydobywa się z nich znajome ble-ble. Przy tym nie mogą skończyć, a mnie korci, żeby sięgnąć do telewizora, wyjąć zza ekranu takiego misia i zobaczyć, czy on ma kluczyk do nakręcania tkwiący w plecach.








Miły epizod: - znajomy mały chłopiec szalenie lubi popisywać się przed dorosłymi swym ulubionym wierszykiem. Mama stawia go do tego występu na krześle, a on odrobinę sepleniąc, po dziecinnemu wypowiada tych kilka rozczulających zwrotek:

Prosę państwa

Oto miś.

Miś jest bardzo grzeczny dziś.

Chętnie państwu łapkę poda.

Nie chce podać?

A to śkoda!

 

I tu pora na nagrodę dla aktora – klaszczemy i mały jest wniebowzięty. A moje aktualne misie dzielą się wrażeniami z bieszczadzkich wędrówek.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz