piątek, 9 kwietnia 2021

Piknik nad jeziorem Paranoya

Zmęczeni pandemiczną rzeczywistością oczekujemy powrotu do normalności. Czyli do czego? Do stadnego biegu po więcej i więcej? Przecież tak rozumiana normalność przypomina piknik nad jeziorem Paranoya.



Podobno każda dostatecznie rozwinięta cywilizacja dochodzi do punktu krytycznego, który niszczy, ale też otrzeźwia. Zagrożenie może przyjść z zewnątrz, albo następuje autodestrukcja. 



Znajome tysiącletnie cykle podaje książka „Zakazana Nauka”: - 52, 26 i 13.

Pierwszy kataklizm Atlantydy wydarzył się 52 tysiące lat temu (Edgar Cayce).

Drugi kataklizm, w którym część wyspy zatonęła, nastąpił 26 tysięcy lat temu (Tzolkin).

Trzecie wydarzenie, sprzed 13 tysięcy lat, to nasz „biblijny” Potop. (cudzysłów wyjaśniony w dalszej części wpisu)                                                                          

Na sto lat przed potopem (Edgar Cayce, Robert Bauval) w Gizie stanęły piramidy, swoim układem odwzorowujące pas Oriona. A jak dziś wiemy, Ziemia wraz z Układem Słonecznym znajduje się właśnie w galaktycznym ramieniu Oriona


Starożytne zapisy podają, że w Wielkiej Piramidzie zostały ukryte informacje, oraz artefakty dla tych, którzy przetrwają Potop. Edgar Cayce mówił o czymś w rodzaju biblioteki. 

Jak dziś wygląda wnętrze Wielkiej Piramidy? Ano jak szwajcarski ser. Powstały bowiem liczne tunele wydrążone ciężkim sprzętem, o czym informował Erich von Daeniken. Był wpis. I możemy być pewni, że nigdy się nie dowiemy (Służby) co znaleziono podczas tych „prac archeologicznych”.



Każdy z nas słyszał o Potopie. O szczegółach wydarzenia możemy się dowiedzieć z pierwowzoru, czyli akadyjskiego „Eposu o Gilgameszu”.

George Smith, archeolog z British Museum odkopał w XIX wieku z ruin biblioteki w babilońskiej Niniwie 30 tysięcy tabliczek z pismem klinowym, między innymi te o Potopie. Pisałem już o Sumerze, Zecharii Sitchinie i kosmicznej koncepcji jak mógł wyglądać Raj. (Stała Niniwy – 31. 01. 2014).

 W tekstach eposu mamy nie tylko opis Ziemi widzianej z kosmosu, ale również reporterskie sprawozdanie z wydarzeń z premedytacją zainscenizowanych przez ówczesnych decydentów, których nazwano bogami. Teksty z Niniwy były w czasach Smitha prawdziwą bombą dla świata chrześcijan. Można zrozumieć ich irytację, ponieważ zachwiał się fundament wiary kk – okazało się, że biblia opiera się na wcześniejszych zapisach i to starszych od niej o co najmniej 1500 lat, a być może o trzy tysiące, albo jeszcze więcej.


Rozgniewany (i przerażony) kler umieścił więc naukowca na kościelnym indeksie. Tylko tyle mógł zrobić, bo niestety minęły już czasy radykalnego i masowego zamykania oponentom ust na zawsze. A rzecz była bardzo poważna, gdyż dotyczyła wiarygodności świętego pisma. Używając prostych słów: - biblia w swym opisie Potopu okazała się kopią pierwowzoru, czyli zwykłym plagiatem.

Już pisałem, że znacznie wcześniejsza była religia solarna, której znak – ryba liczący 30 tysięcy lat, został „przywłaszczony” przez Największą Korporację. Do tego niezależni teolodzy doszukali się w biblii 80 000 niezgodności w faktach.



                    Potop tematem drażliwym.

Lubię tematy drażliwe i argumentację przeciwników. O Potopie każdy coś wie, z tym, że chrześcijanie znają jedynie wersję plagiatu. Mnie atoli interesowało wąskie zagadnienie: - jakie dziś znaczenie dla chrześcijan ma ten tragiczny epizod. Otóż szczera odpowiedź po licznych, lecz nader krótkich dyskusjach brzmi: - Im to wisi. Epizod był, ale się zmył.

Czyżby odrzucili przekaz, że ten ich Bóg postanowił utopić ludzi, których wcześniej sam stworzył? Więc czy ten podobno miłościwy Bóg nie był broń boże ludobójcą? A skoro mogło tak być, to czy Bóg ma grzech śmiertelny? Współczesny chrześcijanin usiłuje unikać takich mało przyjemnych pytań deklarując z reguły: „Nie można podawać w wątpliwość wyroków bożych”.

Nie można? A kto tak powiedział? Kto ma prawo decydować o co można pytać, a o co nie uchodzi? Jest wolność, każdemu przysługuje prawo pytania o wszystko i żadna klerykalna instancja nie może rościć sobie prawa do obejmowania wybranych zagadnień sakralnym immunitetem.

W rezultacie rozmaite religie zostały dotknięte pełzającą reformacją, rozpoznawaną po mistyczno-klerykalnej paplaninie. A wszystko po to, aby uniknąć pytań o czyny Boga. Spersonifikowany, darzony miłością Bóg – to obraz od dawna nieaktualny.

Dziś wyłania się pewna nowa wersja, odpowiadająca duchowi czasów: - Oto gdzieś we Wszechświecie dryfuje Niezdefiniowana Siła, która w jakiś niepojęty i cudowny sposób steruje wszystkim i trzyma toto w ryzach.

Taka czysta metafizyka, która nie tylko obiecuje uśmierzenie intelektualnych cierpień duszy, ale także spuszcza na ludzi pierzynę duchowego odprężenia. Owszem, robi się bardzo miło, azaliż podobna interpretacja ostatecznie deprecjonuje chrześcijańskie wyznanie wiary i w rezultacie otrzymujemy pozbawioną znaczenia religię relaksacyjną. I taki właśnie mamy dylemat: - nie dość, że stara retoryka jest skompromitowana, to jeszcze wykonują ją klechy o mocno wątpliwym autorytecie. Jaki otrzymujemy wynik z tego wszystkiego?

Otóż przekaz kościelny jest pozbawiony siły i stał się zwykłą socjotechniką pomagającą trzymać ciemny lud w posłuszeństwie.



I to jest piękne, tudzież mnie bardzo cieszy, ponieważ jakby z urzędu obserwuję poczynania Największej Korporacji w Polsce i czekam kiedy także „u nasz” zaistnieje wariant irlandzki.

Stary okupant musi się wycofać, bowiem nawet najdłuższa żmija ma gdzieś swój koniec.



PS. Pilnuję, żeby chronić maleńką enklawę spraw osobistych. Tu wyjątek: przyznaję się, że muzyka autorstwa pewnego Francuza porusza mnie od dobrych kilkudziesięciu lat. I ten mój idol muzyczny, Jean-Michel Jarre, powiedział dziś: - Sytuacja, w której znalazła się ludzkość, przypomina losy Polski.

I nie wiem czemu, ale jakoś tak zrobiło mi się cieplutko w sercu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz