wtorek, 8 grudnia 2020

Herbert Thompson

     Studnia Ofiarna 2

Mija sześćdziesiąt lat od ekspedycji Stevensa i do Chitzen Itza przybywa Herbert Thompson, człowiek, któremu wszyscy wróżyli podobny los - mianowicie mówili mu, że już nie wróci z kamiennego miasta, świeżo przecież opuszczonego przez Wolnych Indian.


I tak się też stało – Thompson nigdy już Chitzen Itza nie opuścił – zamieszkał tu na stałe. A sprowadziło go tego niezwykłego miasta Majów zaledwie kilka krótkich zdań z „Relacji” Diego de Landy, mówiących o skarbach ofiarnych zatopionych w cenote


Możemy się tylko domyślać ilu Indian zamęczył biskup Diego de Landa, dla zdobycia wiadomości o Studni. Thompson działał planowo - żeby ułatwić sobie poznanie tajemnicy Studni Ofiarnej, objął stanowisko konsula amerykańskiego na Jukatanie. Tu ciekawostka z jego życia: - wpisał się do historii archeologii amerykańskiej między innymi dzięki temu, że kupił całe indiańskie miasto. Mianowicie kiedy wraz z Catherwoodem odkrył w dżungli miasto Majów – Copan, zgłosił się do niego Metys, mieszkający w wiosce nieopodal i przedstawił dokumenty, z których niezbicie wynikało, że jest właścicielem całej okolicznej puszczy, a więc także ruin, które tam tkwią. Stevensowi nie pozostawało więc nic innego, jak odkupić od właściciela prawo własności do Copan za …… całe pięćdziesiąt dolarów! No i jako dodatek musiał urządzić wystawny bankiet dla wszystkich mieszkańców wioski. Podobnie zmuszony był zrobić sześćdziesiąt lat później Thompson – aby przekonać się o prawdziwości zapisów Diego de Landy o skarbach ze Świętej Studni, teraz on kupił prawo własności do Chitzen Itza. Tu cena była już nieporównanie wyższa, chociażby z powodu inflacji – minął przecież szmat czasu.



W ten oto sposób kolejny pasjonat – dwudziestopięcioletni konsul Stanów Zjednoczonych Ameryki, Herbert Thompson, stał się właścicielem hacjendy San Isidro, na której spędzi kolejne 50 lat – całą resztę życia. Od Meridy – siedziby konsulatu, dzieliło go wiele godzin jazdy w siodle, ale nie dbał o to – po prostu w Meridzie bywał niezwykle rzadko, a całą energię poświęcał życiowemu celowi – wymyślaniu sposobów eksploracji Studni Ofiarnej. Jednak poza pasją i tytułem konsula więcej atutów nie miał. Brakowało mu paru rzeczy, a głównie pieniędzy, bowiem cały majątek rodzinny wydał na kupno hacjendy.



Nie miał pojęcia o archeologii, jednak dzięki pasji samouka szybko nadrobił braki wiedzy. Gorzej było z nurkowaniem – nigdy nie pracował pod wodą. Atoli te drobne przeszkody nie zniechęcały Thompsona, nie tracił pogody ducha – przecież miał przed sobą całe życie! Przychodził codziennie nad Studnię i patrzył godzinami na wodę, a oczami wyobraźni widział skarby, które niechybnie leżą na jej dnie. 


CDN

PS. Na koniec grudniowych wpisów dodam kilka zdań o aktualnym układzie planet, wpływających grawitacją na decyzje inwestorów giełdowych. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz