Studnia Ofiarna 5
Dalsza część planu Thompsona
Po drugie primo: - najpierw spróbuje wydobyć muł, od tysiącleci zalegający dno cenote. Zrobi to przy pomocy bagrownicy – czerpaka, który to co złapie, wyciągnie na brzeg i tam wypuści. Dopiero gdy czerpak dotrze do dna, za penetrację reszty zabierze się Thompson wraz z dwoma innymi nurkami, ściągniętymi osobistym wysiłkiem w to zagubione w jukatańskiej dżungli miejsce.
Po trzecie primo: - ustalił sam ze sobą (to ogromny komfort), że we właściwym nurkowaniu skupi się od razu na konfiturach– będzie pracował ze swoimi nurkami tylko i wyłącznie na samym dnie cenote – bo tylko tam ma prawo znajdować się, ciężkie przecież złoto.
Do Chitzen Itza mieli bowiem przybyć dwaj Grecy, którzy ostatnio łowili gąbki na Wyspach Bahama. Ci nurkowie mają dopiero przyjechać, więc akurat jest czas na pierwsze primo Thompsona – kupuje w USA pływający bagier i posyła go na Jukatan. Aż do portu Progreso idzie to łatwo. Potem trzeba jednak rozebrać maszynę na części i na wózkach przepchnąć do wioski Dzitas. Stąd jest tylko 25 kilometrów do cenote, jednak części maszyny trzeba nieść na plecach.
Tak się stało i pewnego pięknego dnia cała
operacja dostarczenia bagra nad cenote została zakończona. Bagier złożono i
ustawiono. Thompson zapuścił motor i
jego drugie primo ruszyło: - czerpak zanurzył się na dwadzieścia metrów pod
powierzchnię wody, dotarł do najwyższych pokładów mułu, stalowe szczęki
zamknęły się, po czym ładunek wyjechał czterdzieści metrów w górę i wylądował
na brzegu Studni. Do pracy ruszyło
trzydziestu Indian wynajętych przez Thompsona. Po paru minutach na brzeg
wyciągnięto drugi, a potem trzeci, setny ładunek. I nic ciekawego w nim nie
było – tylko muł i muł, nadgniłe gałęzie, kości leśnych zwierząt. Na brzegu
rosła brunatna góra.
Dopiero po kilku dniach Indianie znaleźli pierwsze dwie kulki żywicy kopalowej – pum, której kadzidlany zapach
towarzyszył wszystkim obrzędom Majów.
W kolejnych ładunkach znajdowano coraz więcej kopalowej żywicy, aż nagle
pokazała się pierwsza hulche – prosta
drewniana broń Majów. Widocznie
czerpak przegryzł się już głęboko.
Napięcie rosło. Czy uda się potwierdzić zapisy de Landy o ludzkich ofiarach? No i o złocie …..
I udało się!
Któregoś dnia czerpak wyciąga doskonale zachowaną czaszkę młodej kobiety. Potem pojawia się czaszka druga, piąta itd. Maszyna zostaje wstrzymana. Nadszedł czas, aby Thompson ogłosił rozpoczęcie swego trzeciego primo.
Teraz chce
kilka dni odczekać, aż wzburzony muł opadnie i poprawi się widoczność. Mijają
trzy dni, efektu samooczyszczania się wody nie widać, Thompson nie czeka dłużej i zalicza drugi rekonesans – zanurza się
tylko na kilka metrów i zaraz się wycofuje – widoczność zerowa. Wycofuje się i wzywa
telegraficznie obu greckich nurków, którzy wkrótce przybywają. Woda w cenote, po kilkunastu dniach spokoju,
wygląda nieco przejrzyściej. Nurkowie
przywieźli ze sobą wszystko, co niezbędne: - ciężkie skafandry, buty z
ołowianymi podeszwami, tuby do porozumiewania się, pompy do zaopatrywania
nurkujących w powietrze, oraz nowoczesny podwodny reflektor.
Trzydziestu Indian, którzy dotychczas przeszukiwali
wydobyty muł, uczy się obsługiwać pompy, rozumieć rozkazy, które z pomocą
szarpnięć linki będą dostawać z dna cenote.
Następnie cała ekipa przenosi się na mieszkalny ponton, który tymczasem
opuszczono na powierzchnię wody. Wreszcie nadszedł ów niepowtarzalny, jedyny w
swoim rodzaju dzień – po raz pierwszy żywy człowiek stanie na dnie Studni Śmierci. Młody amerykański konsul
wkłada miedziany hełm i jako pierwszy schodzi pod powierzchnię wody po
sznurowej drabinie.
Indianie, którzy pożegnali przed chwilą don Edwarda – tak go w San Isidro nazywają, są smutni. Wiedzą,
że on już nigdy nie wróci. Przecież cenote
zamieszkują ogromne węże i krwiożercze jaszczury. Czyż nie z tego powodu woda w
Studni co pewien czas przybiera barwę
krwi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz