sobota, 12 grudnia 2020

Skarby w Studni Ofiarnej

Studnia Ofiarna 6

Chitzen Itza




Oto po raz pierwszy w dziejach badania przeszłości Majów, zaczął się etap szukania zabytków pod wodą. Trójka nurków opuszcza się coraz niżej – bagniste dno jest na głębokości 25 metrów od powierzchni wody. Do głębokości pięciu metrów jeszcze było coś widać, niżej jest już ciemno jak w przysłowiowej dupie. Absolutnych ciemności nie jest w stanie oświetlić nawet włączony nowoczesny reflektor. Wokół hełmu nurka kotłuje się czekoladowo-brunatna breja. Rekonesans odbywa się więc „na macanego” – działa tylko dotyk. Dno jest pełne przeszkód - zasłane gałęziami, kamieniami, niektóre z nich są ogromne. Zaczęła się żmudna praca trzech nurków – ślepców. Dzień po dniu przeszukiwali gęstą breję, aby znaleźć to, czego nie wydobył bagier. 


Na zdjęciu bagier Thompsona ( Penetracja cenote w latach 1904 - 1910) w muzeum.


Wiara don Edwarda w skarby, stopniowo zostaje potwierdzona – znajdują dziesiątki, a potem setki indiańskich przedmiotów: - klejnoty i figurki rzeźbione w nefrycie, cała góra nefrytu, dwadzieścia złotych pierścieni, dwadzieścia jeden złotych figurek żab, skorpionów i innych zwierząt, przepiękną złotą maskę. Maska ma zamknięte oczy jakby wyobrażała zmarłego. Wydobywają również ponad sto złotych dzwonków, którym przed wrzuceniem do Studni wyrwano serca. Indianie wierzyli, że rzeczy żyją tak samo jak ludzie – dlatego kapłani Majów „zabijali” dzwonki przed wrzuceniem do cenote.





Wreszcie nurkowie docierają do przedmiotów najcenniejszych – złotej korony ozdobionej podwójnym pierzastym wężem, którą Thompson uznał za najpiękniejsze dzieło majańskich złotników. Wydobyto także 26 złotych płytek, pokrytych płaskorzeźbami – dla majologii bezcenny skarb. Złote płaskorzeźby przedstawiają majańskich bogów, najazd Tolteków, sceny bitew morskich, oraz składanie ofiar z ludzi. 

Na zdjęciu wojownik toltecki.


Cenote uległo, a uparty i odważny badacz dostał do rąk dowody na prawdziwość indiańskich legend o przeznaczeniu Studni. Jakby ukoronowaniem tego etapu poszukiwań, było znalezienie noża ofiarnego z obsydianu. Nóż miał rękojeść w kształcie węża. To takimi nożami kapłani majo-tolteccy otwierali piersi, aby wydrzeć z nich serce (film Apocalypto). 





Z dna podnoszono również kolejne czaszki i kości dziewcząt.

Konsul - archeolog - nurek, odniósł zwycięstwo i przeszedł do historii. Ale nie przyszło ono łatwo – zapłacił za nie całym swoim dorosłym życiem, które przebiegało w jednym miejscu – obok ruin Chitzen Itza i Studni Ofiarnej. Chociaż czy „zapłacił” to odpowiednie słowo? Przecież robił to, co sprawiało mu radość, robił to z własnej woli, nikt mu nie kazał tego robić. To była jego pasja, a przeszkody, trudy, niebezpieczeństwa stojące na drodze do celu, są dla pasjonata tylko dodatkowym impulsem do działania. Pasja jest jednym z motorów napędzających chęć życia.



A niebezpieczeństwa były całkiem realne – kilka razy Thompson dosłownie uciekł grabarzowi spod łopaty. Oto pewnego razu stał na dnie i namacywał duży lany dzwon. Wiedział dobrze, że dzwon jest ze złota, bo innych metali na dnie cenote nie było. Serce poszukiwacza biło mocno, adrenalina skoczyła. Był tak podekscytowany rozmiarami znaleziska, że zapomniał otworzyć wentyle powietrzne. Za chwilę zamienił się w balon i wyskoczył gwałtownie na powierzchnię. Takie nagłe wynurzenie przypłaca się śmiercią połączoną ze straszliwymi męczarniami. Konsul osłabił nieco wyskok – w ostatniej chwili przed wynurzeniem otworzył wentyle. Jednak uderzył głową w dno pontonu i stracił przytomność. Przewieziono go do Meridy, skąd specjalnie przysłany samolot dostarczył konsula do Panama City na Florydzie, gdzie armia amerykańska ma swój ośrodek dekompresyjny. Thomsona uratowano, wypadek przypłacił „tylko” nieodwracalnym przytępieniem słuchu.



CDN.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz