Nie opuszcza mnie fascynacja światem Majów. To przecież ich świat dał nam w
spadku informację o 52. letnim cyklu koniunktury gospodarczej.
Dziś wpis o nietuzinkowym człowieku – odkrywcy,
Fredericku de Waldeck – Czechu.
(A tak na marginesie: - jak napisał był klasyk - jakiś Czech wymyślił, że Polak to Rusek, który myśli, że jest
Francuzem).
Otóż Waldeck
studiował w Paryżu malarstwo, kiedy
rozpoczynała się egipska wyprawa Napoleona.
Nasz bohater skuszony Nieznanym,
niezwłocznie wstąpił do armii afrykańskiej. W Egipcie zetknął się oczywiście z dziełami sztuki staroegipskiej i
został nimi oczarowany. To oczarowanie sprawiło, że razem z czterema towarzyszami
dezerteruje z armii Korsykanina.
Uciekinierzy wędrują w górę Nilu, do Nubii. Po drodze masa przygód, czterej
kompani Waldecka giną.
Dalsze losy „hrabiego
z Pragi” wydają się wręcz nieprawdopodobne: - przemierza całą Afrykę, uczestniczy w Wojnie Burów, wsiada na szkuner, rozbija
się w Cieśninie Madagaskarskiej,
cudem unika śmierci. Ląduje w Indiach,
potem Ameryce Południowej. Służy we
flocie admirała Cochrane’a w Chile,
skąd dociera do Gwatemali, stamtąd
zaś do Meksyku.
Tu poznaje człowieka zajmującego się kulturą prekolumbijskich Indian, sławnego lorda Kingsborough, żywiącego przekonanie, że
budowniczymi tych starych miast są Żydzi,
potomkowie wygnanych plemion izraelskich, o których wspomina biblia. Jednakże Waldeck widział Egipt i nie ulega dlań wątpliwości, że piramidy i pałace
indiańskiej Ameryki wznieśli Egipcjanie. Oczarowany jak pisałem
sztuką starożytną, proponuje ówczesnemu rządowi Meksyku, że namaluje dla nich wszystko, co ciekawego znajdzie w
nieodkrytych dotychczas miastach Majów.
A do władz Meksyku docierają właśnie z Chiapas najprzedziwniejsze wieści. Mowa w nich o tajemniczych ruinach w pobliżu wioski Palenque w Lakandońskich Lasach. Ówczesne władze Meksyku (junta Anastasio Bustamante) posyłają Waldecka do Palenque. Hrabia nie przeczuwa, że będzie tu mieszkał całe dwa lata.
Gdzie dokładnie mieszkał? Ano na szczycie jednej z piramid, we wnętrzu stojącej tam świątyni. Dziś to miejsce (zdjęcie poniżej) nazywa się Świątynią Hrabiego. Ta ludowa nazwa przyjęła się w literaturze amerykanistycznej.
Świątynia Inskrypcji
Kobiety były bowiem i to zawsze jego piętą Achillesową i to we wszystkich krajach,
w których przebywał. Sympatia do ślicznej dziewczyny trzymała hrabiego tak
długo w Palenque, że kiedy wrócił do
miasta Meksyk, jego możnego protektora
już nie było - obalono go tymczasem i zabito. A więc znowu ucieczka i podróż,
tym razem do niepodległego wówczas Jukatanu,
a stamtąd do Paryża, gdzie w wieku 72
lat wydaje swoją pierwszą książkę „Voyage
Pittoresque et Archeologique”. Książka odnosi wielki sukces. Szczególną
uwagę czytelników zwracają towarzyszące tekstowi rysunki z Palenque. Przez kolejne ponad dwadzieścia lat hrabia ponownie
poświęca się malarstwu. Swoje setne urodziny uczcił drugą książką, znowu
wzbogaconą rysunkami.
Miał sto jeden lat, kiedy po raz pierwszy na wernisażu przedstawił się paryskiej publiczności jako malarz. Zmarł w pełnej sprawności w fantastycznym wieku stu dziesięciu lat. I to wcale nie z powodu starości – zgubiła go kobieta. Otóż wierny swoim zwyczajom, zafascynowany śliczną Paryżanką, obejrzał się za nią i zatrzymał na środku ruchliwych Champs Elyses. W tym momencie na hrabiego wpadł powóz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz