Po kolejnym zakręcie życiowym,
poczułem w sobie dość siły, aby tym razem całkowicie zmienić dekoracje.
Ta zmiana miała polegać na próbie powrotu do
własnego życia.
Wracałem więc.
Zacząłem podróżować po kraju, poznawałem ciekawych
ludzi, jednak najlepiej czułem się zawsze wśród przyrody.
Zawsze lubiłem wędrować i sprawdzać, co jest za lasem i kolejną górą.
A więc Bieszczady.
To tu przydarzył się dzień, kiedy poczułem, że odzyskałem
pełnię radości. Pełnię radości z byle czego, a przy tym wszystko stało się prawdziwe: - w
każdym uroczym zakątku mogłem postawić swój dom, a zwykłe popijanie kawy przy
namiocie z dala od ludzi, stawało się uroczystością, było prawdziwym popijaniem
kawy, ceremonią, nabożeństwem.
Patrzenie w obłoki przypominało dzieciństwo,
gdy jako siedmio - ośmiolatek błądziłem po mazowieckich górkach piaszczystych
porośniętych jałowcami i po łąkach za Legionowem-Przystankiem,
wtedy wsią.
Wschody przechodzą w zachody – przypomina to
dziecięce zdobywanie świata, albo jeden rozdział z baśni. W każdym razie poczułem,
że jestem wreszcie we właściwym czasie, i we właściwym miejscu.
Na biwaku wszystko smakuje inaczej, wpadam w cykl natury - ogarnia mnie Radosny Niebyt i wydaje mi się, że się dopiero narodziłem, a świat
jest cudem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz