Ferdynand Ossendowski.
Syberia.
W trakcie jednego z polowań natrafiliśmy na
samotną fanzę, stojącą w głębokim jarze, wśród gęstych zarośli leśnych.
Znaleźliśmy tam starego Chińczyka, który nas przyjął gościnnie, lecz ciągle
kręcił się koło niewielkiej skrzyni, stojącej w kacie.
Piliśmy u niego herbatę, rozmawialiśmy dość długo, a gdy już zbieraliśmy
się do pożegnania, zmieszany gospodarz zwrócił się do nas z taką przemową:
- Przejeżdżał tu na jesieni Chińczyk. Nie znałem
go. Zatrzymał się w mojej fanzie, zanocował, a później zachorował. Mieszkał u
mnie długo, a gdy odjeżdżał, zamiast pieniędzy, których nie miał, ofiarował mi
jakąś tablicę z miedzi i powiedział, ze to lepsze od pieniędzy, ponieważ
tablica ta była niegdyś zerwana z grobowca wielkiego wodza i cudotwórcy. Może
ją zobaczycie?
Oczywiście zgodziłem się. Chińczyk otworzył
skrzynię i wyjął z niej czerwona chustkę, rozwinął ją i podał mi metalową
tablicę, dwadzieścia pięć centymetrów długości i szesnaście szerokości.
Była ona pokryta nieznanymi mi znakami,
związanymi ze sobą jak robota szydełkowa, w głębi wyrżniętych znaków znajdowała
się czarna emalia.
Z
jednej strony tablica miała resztki pętli, z czego wywnioskowałem, że była to
połowa jakby małych drzwiczek od jakiejś szafki lub szkatuły. Z prawego boku
tablicy był odrąbany jakimś ostrym narzędziem niewielki kawałek z częścią
znaków. Ten kawałek Chińczyk natychmiast mi podał.
Zapłaćcie mi dwadzieścia pięć rubli, to oddam
wam tablicę – zaproponował, nieśmiało uśmiechając się.
Kupiłem ów dziwny przedmiot. Później we Władywostoku obejrzał go pewien bogaty kupiec
chiński i oznajmił, że są to zwykłe mosiężne tablice, które umieszcza się na
trumnach Mongołów-Ordosów. Na takiej
tablicy zwykle wyryte jest zaklęcie. Spytał, ile kosztowała, a dowiedziawszy
się ceny, wypłacił mi ją zaraz. Zostawiłem sobie tylko wspomniany odrąbany mały
kawałek, który długo przechowywałem.
Będąc
już w Piotrogrodzie zrobiłem z niego
brelok do zegarka, a kiedyś, spotkawszy w pewnym towarzystwie znanego
orientalistę, akademika Radloffa,
pokazałem mu ten mosiężny kawałek z cudacznymi znakami i opowiedziałem o jego
pochodzeniu. Akademik bardzo się tym kawałkiem zainteresował, wziął go ode
mnie, a po paru dniach zatelefonował i oznajmił, że napis na urywku jest staromongolski i brzmi: - „Wielkiemu wojownikowi,
który”….
Niestety dalszy tekst pozostał na reszcie tablicy, odsprzedanej przeze
mnie Chińczykowi.
Radloff podejrzewał także, że
tablica jest złota. Odniosłem więc brelok do jubilera, a ten zbadał metal i
orzekł, że jest to mieszanina złota i platyny.
Tym sposobem dowiedziałem się, niestety za
późno, że Chińczyk odkupił ode mnie
za grosze, przynajmniej dwa funty złota i platyny, a historię pozbawił bardzo
cennego dla badaczy materiału naukowego.
Wtedy nie przywiązywałem zbyt wielkiej
wagi do tego czynu chytrego a niesumiennego syna Państwa Nieba. Jednak obecnie,
gdy los i dzieje naszej epoki rzucały mną od Kwen- Łunia do Sajanów i
od Dżungarii do Oceanu Spokojnego, gdzie działał ów „wielki wojownik”, o którym
zaczął coś opowiadać pozostający w mym posiadaniu mały złotoplatynowy kawałek z
dewizki zegarka, nie mogę odżałować swej lekkomyślności.
W
wyobraźni mej powstają teraz świetne obrazy dalekiej przeszłości, gdy nad Azją
rozpościerali swą potężną władzę potomkowie Temudżyn-
Dżyngisa, pastucha z Kerulenu,
który potrafił stworzyć olbrzymie państwo i granice jego rozszerzyć aż po Wołgę.
O którym z potomków Wielkiego Mongoła mówiła złotoplatynowa tablica? Może ręka
świętokradzka chińskiego chunchuza
czy kupca-wyzyskiwacza zerwała ją z grobowca
Kubłaja lub Gundżur-chana z Erdei-Dzu, co to Laszkę miał za żonę.
Albo
też ze stosu kamiennego nad mogiłą Tamerlana
Chromego, a może ze świątyni arabskiej ostatniego z wielkich Dżyngisydów – wspaniałego sułtana Babera?
Lecz na te pytania już nie zabrzmi nigdy
odpowiedź przeszłości, gdyż tablicę nieznanego wojownika Chińczycy dawno już przerobili na pierścienie i kolczyki dla swoich
„si-fa”- kobiet o tajemniczych oczach i ustach, znających tylko skargi
niewypowiedziane lub słowa groźnej i mrocznej miłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz