wtorek, 15 października 2013

Szwejkowo czyli Radość Życia.



Dzień Dobry w Szwejkowie!
    

Poznaję Krystynę - czarownicę z certyfikatem......

Zrzucam ciężary, za moment plecak zostaje osikany przez kota, w końcu na jego terenie jestem, przyjmuję ten zwyczaj koci ze zrozumieniem i pokorą. Ustalam z właścicielką ile będę płacił za spanie na ogrodzonym polu namiotowym,
( Ostatniej nocy zostało nadszarpnięte poczucie bezpieczeństwa nocnego )
 Mam tu także dostęp do prysznica, oraz mogę gotować w kuchni na gazie. Przez pierwszy tydzień, dopóki nie zwiedziłem okolicy w promieniu 40 kilometrów, gotowałem na ognisku, potem popadało - przeszedłem więc na gotowanie w kuchence.

Kilometr od granicy jest Słowacja. Gdy zbliżyłem się do Strażnicy, od razu odezwał się mój operator od telefonu, informując o cenach roamingu - a ja poczułem się śledzony, inwigilowany. Od tej pory zdarzało mi się to za każdym razem, gdy wracałem do swej bazy w Szwejkowie. Mało tego, gdy kilka miesięcy potem zgubiłem telefon i odtwarzałem kontakty z wydruków bilingowych, okazało się, że operator nieuczciwie zaliczał mi rozmowy za granicą, chociaż były one prowadzone w Polsce, w każdym razie przed Tunelem, w połowie którego przebiega granica.

Krysia w stroju służbowym wychodzi przed strażnicę.
Nieprawdaż, że wygląda ODLOTOWO?






Spodobał mi się ten strój. Osho cały czas przecież powtarzał: w oryginalności siła, baw się, bądź dzieckiem! Super! To ja też zadbam o swoją oryginalność. I pod koniec wędrówki bieszczadzkiej wyglądałem tak:


 Chodzi bowiem o to, żeby cieszyć się życiem. Żeby się wygłupiać, bowiem tylko wtedy możesz być zdrowy psychicznie. Osoby, które wyglądały jak na powyższych zdjęciach, spotykałem na szlakach i owszem. Byłem bardzo dumny ze spodni. I nie siliłem się, żeby były niecodzienne, to podyktowało samo życie: - materiał na łaty dostałem od Krysi, innego nie miała. Znaczy: - tak miało być.
        A ile radości miałem, gdy bawiłem się w Krawca od Kolorowych Łat! Na zdjęciu nie widać jeszcze pełnej ich kolekcji. Spodnie darły się właściwie codziennie i niemal codziennie dochodziła nowa łata, raz z przodu, raz z tyłu. Bolałem tylko nad tym, że nie mogłem kupić w Cisnej czerwonych nici. Cerowałem białymi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz