wtorek, 15 października 2013

Jak trafiłem do Szwejkowa - 2



Dziki
         Popołudnie przeszło w wieczór, są czarodziejskie chmury, i piękne kolory zachodu, jest jeszcze bardzo ciepło. Chłonę dźwięki z otoczenia: ptaków i zwierząt z pobliża. Wydawało mi się, że pies szczeka niedaleko. Takie pojedyńcze szczeknięcia. To był lis, jak się za niedługo dowiedziałem. Nie ma w dzikich Bieszczadach luźno biegających psów. Gdy któryś wyruszy na samotną wędrówkę, już nie wraca. Tu rządzą prawa wilcze. Silniejszy rozdaje karty i nie ma zmiłuj się. Widziałem w czasie wędrówek skórę psa z resztką łańcucha na szyi. Albo urwał się z łańcucha i wilki załatwiły sprawę, albo wilki porwały go sprzed budy w zimie, co się zdarza dość często……
        Derkacze krzyczą na całego swoje krek - krek....
Siedzę na dmuchanym materacyku himalajskim ( ten nabytek bardzo się sprawdził ) i ze spokojnym zachwytem obserwuję gasnący dzień. Zaparzam miętę. Dobieram się do rozmazanej z gorąca czekolady. Jest taki luzik!
     
                               Słońce zachodzi właśnie...
      Zapomniałem z wrażenia o aparacie...
      To ten zachwyt nad gasnącym dniem…Zdążyłem zrobić tylko jedno zdjęcie zachodu słońca pokazane w poprzednim poście.
      Zapalają się gwiazdy….
 Zdjęcie: J.Stypczyński.

Nie wiedziałem wtedy, że byłem już na terenie Parku Ciemnego Nieba.
Robi się prawdziwie cicha, ciemna noc, bo w "Chlebie Domowym" byłem sto metrów od szosy, którą od czasu do czasu przejeżdżały samochody, przeszywając ciemności smugami świateł. Tu jestem za wzniesieniem, wystarczająco daleko, żeby nie słyszeć tych przejeżdżających z rzadka pojedyńczych samochodów. Siedzę długo w kontemplacji, wreszcie przychodzi senność i moszczę się w namiocie w swoich dwóch śpiworach. Grzecznie i szybko usypiam….
      Budzę się nagle z uczuciem wielkiego niepokoju - przerażenia wręcz! Coś się dzieje tuż obok mnie, obok namiotu!
      Dziki!!!
 Wokół, z lewa i z prawa słyszę charakterystyczne chrząkania i czuję stąpania. Jestem otoczony przez stado dzików!
     Już widzę w głowie scenę, jak szarżuje na mnie takie stado!




W wielkim strachu trwałem pewnie z minutę, oczami wyobraźni zobaczyłem wielkiego odyńca z szablą na 15 cm jak podszedł blisko tylko czeka tuż obok, żeby mi zadać cios z boku przez płachtę namiotową. Odsunąłem się od tej niebezpiecznej ściany pod drugą ścianę, a tu też odezwało się chrząknięcie!
      I nagle, z tego strachu, nie myśląc wcale, zacząłem wyć i szczekać. Bardzo głośno wypływały ze mnie jakieś niesamowite dźwięki, na cały regulator się darłem. Reakcje człowieka są często zaskakujące. Nie staram się wszystkiego pojąć, bo po co?
      Bo życie jest zawsze niewytłumaczalne – o ile je masz. Jeśli jesteś naprawdę żywy, jest w tym taka tajemnica, że nie da się tego wyjaśnić. Jeśli zdołasz wyjaśnić swe życie, znaczy to, że jesteś martwy.
    Jeśli spotkasz kogoś, kto potrafi wyjaśnić swe życie, od początku do końca, logicznie, na pewno jest to komputer, maszyna, a nie żywa istota.
Gdy natomiast spotkasz kogoś żywego… - poczujesz od razu tę tajemniczość, coś niewytłumaczalnego. Dotknie cię coś, czego nie pojmiesz. Nie ma matematyki życia, życie samo w sobie jest poetyckie, jest pięknem, które można zobaczyć, a nie faktem, który można wyjaśnić.

    Ze strachu zacząłem więc wyć i szczekać i ważne jest, że te działania odniosły skutek.
     Stado na chwilę zamarło, słuchając dziwnego zwierza, a potem się oddaliło. Długo nie mogłem zasnąć, tylko jakieś króciutkie drzemki były. 
     O szarówce wyszedłem ostrożnie z namiotu, żeby sprawdzić, co to było.
Po śladach ( zryty teren ) widać było przejrzyście, że pod namiot podeszło stado dzików.
Na zdjęciu locha z młodymi.


Nie dość, że uszedłem wczoraj nie więcej niż 5 kilometrów, to nocą mogły mnie jeszcze dziki „zjeść”!
Przed wyjazdem informowałem znajomych, że wybieram się z namiotem na włóczęgę do października, ale część z nich mnie nie słuchała, lub nie chciała słuchać. Czuli się w obowiązku, aby udzielić mi zasłyszanych od innych pouczeń, ponieważ sami praktycznie przerabiają, i to codziennie, jedynie wędrówkę do łóżka w bloku mieszkalnym. To był wspaniały test na to, kto ma otwartą – a kto zamkniętą głowę.
Zasada jest krótka: - Jeśli nie mam praktycznych doświadczeń w danym temacie – milczę!
       I tu przypomniały mi się te pouczenia, lub „mądre” pytania, zasłyszane przed wyjazdem od teoretyków życiowych, czyli tak naprawdę ludzi martwych, bojących się życia:
         - nie rozbijaj biwaku na odludziu
         - wilki ciebie zjedzą
         - „wilka” tam możesz dostać
         - ognia tam nie wolno palić
         - od wilgoci dostaniesz reumatyzmu
         - na pewno się zaziębisz
         - z pewnością na takim odludziu ktoś ciebie napadnie
         - weź jakieś książki, tam nudno jest.
         - najlepiej w ogóle nie jedź, tam jest niebezpiecznie
         - to powiedz na ile w końcu jedziesz? Na tydzień?
         - I najlepsze pytanie: - Bierzesz komputer?
           ( tu szybko odpowiadałem: - tak, i to dwa, nie tylko jeden )
         - tego tam nie wolno, i tamtego nie wolno.

Szwejk: - „ Dużo jest na świecie rzeczy, których robić nie wolno, ale można, najważniejsze jest to, żeby spróbować, czy zakazanej rzeczy zrobić nie można”.
       W przypadku, gdy spotkasz teoretyka – po ustaleniu, że to teoretyk, omiń go.
Gdy przykładowo ktoś ci mówi, że nie umiesz wychowywać swoich dzieci, zapytaj czytelniku, czy ten ktoś ma dzieci. Możesz wtedy usłyszeć, że on ma wiedzę tylko z książek, lub zasłyszaną od innych „mądrych” teoretyków.
Wiedza teoretyczna od „mądrych jest bowiem bez wartości.

TYBETAŃSKA KSIĘGA SNÓW.  Tenzin Wangyal Rinpocze.                                          

W Tybecie świeże skóry rozkłada się na słońcu i naciera masłem, aby nadać im miękkości. Lecz masło jest również przechowywane w skórzanych torbach. Kiedy zostawi się je w taki sposób na kilka lat, skóra, z której zrobiona jest torba, staje się twarda jak drewno, którego nie zmiękczy nawet tona świeżego masła.
      Ktoś, kto przez wiele lat studiuje nauki, przyjmując je jedynie na poziomie intelektualnym, posiadając niewielkie tylko doświadczenie w praktyce, jest podobny do takiej zesztywniałej skóry. Nauki mogą zmiękczyć twardą skórę ignorancji, ale jeśli przechowuje się je jedynie intelektualnie, nie wprowadzając ich w życie za pomocą praktyki i nie ogrzewając bezpośrednim doświadczeniem, człowiek może stać się sztywny i ociężały w swoim intelektualnym zrozumieniu.       
          Nauki nie są bowiem poglądami, które należy gromadzić, lecz ścieżką, którą należy podążać.
Wierność określonym wartościom jest rezultatem ignorancji kulturowej.

Zwinąłem więc szybko obozowisko, aby zostawić za sobą ignorancję kulturową i wyruszyć na praktyczną ścieżkę poszukiwania prawdy o Bieszczadach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz