Miałem napisać coś aktualnego, a tu w archiwum czeka
tyle gotowców!
To wybieram pierwszy z brzegu i do tego pasujące zdjęcia. Sorry, ale dalej u mnie trwa kolorowa fala. Której to fali Czytelnikom życzę.
Siedzę znowu na Grającej Górze ponad doliną Rabe. Tu jest mój dom. Dosłownie i w przenośni.
Dosłownie - mój letni dom-namiot obok. Arnika w pełni kwitnienia.
W przenośni – ponieważ jestem sercem z Wypędzonymi, z Łemkami. I po babce jestem stąd, z tej Skrzywdzonej Ziemi.
Tak niedawno wróciłem tu ze Żdyni, namiot czekał, nikt go nie ukradł - przecież tędy nikt nie chodzi. Zadupie totalne ktoś powie, a ja odpowiem: - jesteś głupi! Tu jest Boski Teatr Siedem Gwiazdek! Ta nazwa powstała od Wielkiego Wozu widocznego nocą na firmamencie.
Odpoczywam na tej górze, super się tu czuję, jeszcze nigdy nie byłem tak
długo w tak boskiej bliskości z przyrodą.
Niedaleko, jakieś
Upał. Łąka
faluje w lekkich i gorących jak z pieca podmuchach tym razem notosiku (notos z południa). Koncert miliona ( albo dwóch milionów ) świerszczy trwa, owady bzykają. Usunę
się za jałowiec więc. I położę na dowolnie wybranym boku.
Jałowiec jest rośliną z mojego dzieciństwa. Lubię go... I jak on pachnie, gdy ma już jagody i nagrzeje się słońcem!
Chyba w kimonko uderzę, bo już mnie bierze....Nie
muszę do pracy...Boziuniu! Jak dobrze! Zjadłem śniadanie: - przypomina mi się
tekst z filmu „Dzień świra” :
Nie muszę chodzić w garniturze i krawacie - nie znosiłem tego. I jeszcze w taki upał!. Mógłbym się spocić... I garnitur pobrudzić masłem na przykład. Byłaby plama nieładna z tego pobrudzenia. Miałbym wtedy stresa.
Ale
dość takich rozważań, bo mi odejdzie sen. Mowa ciała jest bardzo ważna.
Do dupy z rutyną! I z patrzeniem na zegarek!
Rutyna zabija. A zegarka nie noszę od lat. Zegarek
na przegubie przeszkadzał mi, czułem się spętany, jakbym miał kajdanki.
Rutyna na śmierć potrafi zabić. Oraz przedtem ogłupia. Bo potem to już nieboszczykowi wisi.....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz