piątek, 31 stycznia 2025

Jedenaście posągów

 


Dawno temu żył niezwykły rzeźbiarz. Jego dzieła były tak wspaniale doskonałe, że trudno było odróżnić posąg od modela. Te rzeźby były także pełne dynamiki, tak bardzo pełne życia, iż wielu uznawało właśnie rzeźbę za oryginał.

    Pewien astrolog powiedział artyście, że oto zbliża się śmierć i niedługo umrze. Oczywiście artysta przeraził się tak jak każdy człowiek i chciał uniknąć śmierci.

Rozmyślał o tym co go czeka, deliberował, aż znalazł rozwiązanie.

Otóż wyrzeźbił jedenaście posągów przedstawiających jego samego, a kiedy nadszedł moment i Anioł Śmierci zapukał do drzwi, rzeźbiarz schował się pomiędzy swymi dziełami.

      Anioł Śmierci stał zakłopotany, nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Jeszcze nigdy podobna sytuacja mu się nie przytrafiła:

– Ależ to dziwne! Przecież Bóg słynie z tego, że nigdy nie robi dwóch identycznych postaci, zawsze tworzy tylko pojedyncze jednostki. Nie popada w rutynę, nie jest taśmą montażową. Jest przeciwnikiem kopii, tworzy tylko oryginały. Co się więc stało? Dwanaście identycznych osób? Którą z nich mam zabrać? Przecież wolno mi zabrać tylko jedną osobę….

      Anioł Śmierci nie mógł się zdecydować i zaniepokojony wrócił do nieba z niczym. Zapytał Boga:

- Jak mam wybrać? Jest tam na dole dwanaście identycznych osób, a ja mam przyprowadzić tylko jedną.

     Bóg roześmiał się. Przywołał Anioła Śmierci bliżej siebie i wyszeptał mu do ucha tajemnicę. To był klucz do tego, jak znaleźć prawdziwego pośród nieprawdziwego. Dał mu ten sposób i powiedział:

- Idź tam i w pokoju, w którym pośród rzeźb ukrywa się artysta wypowiedz głośno to, co ci powiedziałem.

Anioł Śmierci zdziwiony zapytał;

- Ale dlaczego to miałoby działać?

- Nie przejmuj się tym, idź i wykonaj.

Wrócił Anioł Śmierci na ziemię nie wierząc zbytnio, że sprawa się rozwiąże, atoli to sam Bóg mu rzecz nakazał, więc musiał to zrobić.

Znowu znalazł się pokoju z dwunastoma postaciami i nie zwracając się do nikogo konkretnego, powiedział:

- Sir, wszystko jest prawie doskonałe poza jedną rzeczą. Jest tu jeden błąd.

I rzeźbiarz zapomniał o tym, że się ukrywał, wyskoczył przed posągi i zawołał:

- Błąd!? Gdzie? Jaki?

Anioł Śmierci tylko się roześmiał i rzekł:

- Mam cię! Nie ma żadnego błędu, nie potrafisz zapomnieć o sobie, pójdziesz ze mną!

 

Zazwyczaj artyści są bardzo egoistyczni, nieustannie się przechwalają i walczą z innymi, uważają, że są pierwsi i jedyni. Wtedy wiemy, że nie są to prawdziwi artyści. Prawdziwy artysta całkowicie znika, a pozostali to tylko rzemieślnicy. Ich dzieła są technicznie doskonałe, ale nie ma w nich duszy.

Dusza pojawia się wtedy, gdy w czasie tworzenia artysta znika. Tworzy i czuje, że go nie ma, a poprzez niego jakaś siła się objawia, jakaś nieznana moc robi to za niego, został nią owładnięty. Wszyscy wielcy artyści doświadczali tego uczucia.

Ci najlepsi – Mozart, Beethoven, Kalidas, Rabindranath Tagore – są pewni, że byli tylko pustymi bambusami, tylko narzędziami, a to egzystencja tworzyła i śpiewała za nich.

Prawdziwy artysta wie, że niczego nie stworzył. To egzystencja posiadła go i wytworzyła coś za pomocą jego rąk. Artysta znika, jest tylko instrumentem, nie ma wtedy problemów z ego, a powstająca sztuka ma w sobie religijność.

Gdy artysta jest nieobecny, wtedy kreatywność jest doskonała, jeśli artysty jest za dużo, dzieło staje się neurotyczne – składa się tylko z ego.

      Ego jest neurotykiem – zawsze chce być doskonałe, perfekcyjne. Zawsze chce górować nad innymi.

To dlatego prawdziwy artysta powinien zapomnieć o perfekcji, natomiast zatracać się w tworzeniu, zapominać o całym świecie. Tylko wtedy nadchodzi Chwila Natchnienia, czy nazywaj to jak chcesz.

                                            OSHO

czwartek, 30 stycznia 2025

ZUK Stąporków

 


Znajomy inwestor przysłał mi kilka dni temu małą spółkę do obserwacji.



Do obrazka dodałem fale i wyszło całkiem ciekawie.


Wczoraj nastąpił wystrzał - została przebita średnia 200. Dzisiejsze poranne otwarcie jeszcze dołożyło 12 %.


środa, 29 stycznia 2025

O owcach, kocie i świniach




Pewien fryzjer, co mieszkał w Sosnowcu,

Lubił jeździć po łąkach na owcu*.
Kiedy wracał z wyprawy,
To wypijał dwie kawy,
A wierzchowca zwykł chować w pokrowcu.

* ...no i co z tego? :-)



Weterynarz, co mieszkał w Bogocie

Wypróbował golarkę na kocie.
Zwierzę przeżyło stres:
Po dziś dzień łyse jest,
Dziwnie mruga i siedzi na płocie.


Żył raz stary gazda w Bukowinie

Co miast owiec hodował był świnie.

Gdy je pędził na hale,

Pasły się doskonale,

Ze strzyżeniem miał problem jedynie...






wtorek, 28 stycznia 2025

Wierzby przydrożne

Wzdłuż polnej drogi, którą jechałem po jajka rosną stareńkie wierzby. Wczesną wiosną prawie wszystkie zostały elegancko ogolone. Ktoś powie: - Oto mamy wzruszający obrazek charakterystycznie polski. Jednak to byłaby refleksja niesłuszna – wszak Sobieszewo przed wojną było słynnym niemieckim kurortem i nazywało się Bohnsack.

Ponieważ akurat panowało ciekawe światło, na co jestem uczulony, więc zatrzymałem się dla uwiecznienia chwili. 















poniedziałek, 27 stycznia 2025

Logistyka

 O świcie przebieżka z kijkami, a przy okazji sprawdzam czy są nie tyle bursztyny, ile piasek bursztynowy.



Nie było nic. Wracam przewiany zimnym wiatrem i jadę na drugą stronę Wyspy po jajka kurzęcie.

A jak po jajka, to zgodnie z zasadami logistyki przywiozę także kubełek nawozu kurzęciego jako papu pod pomidory. Wszak początek maja - szklarnia czeka.












Do tej drugiej strony Wyspy mam tylko kilka minut jazdy rowerem – jak wiadomo Wyspa Sobieszewska duża nie jest.

Po powrocie komunikuję się z ukochaną żoną, ponieważ niedostatek komunikacji może zniszczyć każdy związek.

sobota, 25 stycznia 2025

Piąta fala na Wig 20?

 Jeśli coś wydaje się głupie, ale działa, to głupie nie jest. 

Jeśli jeden obrazek jest więcej wart niż tysiąc słów, to trzy obrazki ile są warte?





czwartek, 23 stycznia 2025

Wycie wilków

 


Zdarza się, że kiedy jestem sam, na przykład w lesie, a dzień jest piękny, to wtedy wzbierająca radość osiągając apogeum wymusza śpiewanie. I śpiewam. Nie ważne co, nie ważne jak, ważne że słyszę swój głos, zaśpiewam i idę dalej. 


Simona Kossak pisała, że goryle także śpiewają, a dzieje się to wtedy, gdy jest dość jedzenia, terenowi łowieckiemu nic nie zagraża, a w rodzinie panuje spokój. Goryle siadają wtedy w kółku, obejmują się, jeden przytula drugiego, po czym zaczynają śpiewać. Ten śpiew można porównać do czegoś pomiędzy wyciem psa, a śpiewem człowieka.


 
Teraz wiem także, że wilki grupowo niekoniecznie wyją z powodu księżyca w pełni. One śpiewają z tego samego powodu, z jakiego goryle to robią. I wygląda to tak, że siedzą wkoło, basior zapodaje nutę, a wtedy odzywa się reszta watahy. Każdy wilk śpiewa po swojemu, każdy ma swoją nutę, swoją zwrotkę. A czuje się w tym grupowym chórze niewysłowioną szczęśliwość i taką radość życia, że aż słuchacz nie wierzy własnym uszom.











Wspomniany nocny koncert usłyszałem po raz pierwszy w 2014 roku na samotnym biwaku pod Chryszczatą i pomyślałem, że to ludzie wyją. Mianowicie studenci z bazy Rabe popili sobie, podkradli się na dwieście metrów i udają wilki, żeby sprawdzić jak zareaguję. Nie zdążyłem nagrać, wszystko działo się z zaskoczenia, ale w głowie zostało na zawsze.

Czyli zwierzęta śpiewają wtedy, gdy są szczęśliwe. A człowiek kim jest?

Pewien starszy maszynista z Piły
Miał psy cztery, co po nocach wyły
Podczas pełni księżyca
Wycie jednych zachwyca,
Innym zaś odgłos ten nie jest miły.

środa, 22 stycznia 2025

Taternictwo



Zabyśko stał długą chwilę urzeczony widokiem skalnej ściany.

- To rozumiem! To rozumiem! – powtarzał cicho.

Następnie rzucił się do taternictwa i trzeba przyznać, że kolejne chwyty wykonywał sprawnie, tudzież z rozwagą.










Patrzyłem na tę jego mozolną wspinaczkę i przypomniał mi się wiersz pod tytułem Taternictwo.

Wygóglałem ów wiersz i zawołałem:

- Mam tu wiersz o taternictwie, przeczytać ci?

- Dawaj! – odkrzyknął Zabyśko.

 

W stronę, gdzie nad Zakopanem

Giewont sobie sterczy,

Wali szosą San za Sanem

Oraz kupa Jelczy.

 

Walą co dzień już od rana,

Klakson cięgiem ryczy –

A w tych Jelczach i w tych Sanach

Sami taternicy.

 

Jedzie Fela, Edek, Nunek,

Zyguś i dwie Zochy,

A wraz z nimi ekwipunek:

Ćwiary i karciochy.

 

Żeby mieli więcej gazu,

Gdy pójdą wysoko,

Jelcz podwiezie ich od razu

Aż nad Morskie Oko.

 

Stąd na ganki i filary

Droga jest już równa

Każden robi się Hillary

Albo Hillarówna.

 

Nie słyszelim o Bonattich

Ani o Tensingach –

Co za haki? Jakie haki?

My se pójdziem w szpilkach.

 

Chmury stroją szczyty grani

W siwawą plerezę –

Zeneeek! – wola jakaś pani –

Załóż się, że wlezę!

 

No i lezie pani owa,

Zenek lezie za nią –

Potem długo trza zdejmować

I Zenka i panią.

 

Miejsce zrobić trza na ścianie

Następnym wspinaczom.

Inne Zenki, inne panie

Też się drapać raczą.

 

- Super wiersz! – dobiegł głos ze ściany – jak się nazywa autor?

- Ludwig Jerzy Kern – odpowiedziałem.

- Już lubię tego pana – wyjaśnił pluszak.

 Czekałem cierpliwie, aż taternik będzie miał dość i taka chwila nadeszła. Wracaliśmy. Oczywiście po drodze piliśmy znowu sławną wodę arsenową.



Zabyśko mocno spragniony po wysiłku pił dużo. Domyślałem się, że jeszcze przeżywa to swoje pierwsze wejście na ścianę. Połknął ostatni łyk, po czym odbiło mu się cichutko (arsenowo) i rzekł:

- Fajnie było. Po dzisiejszej wspinaczce czuję się spełniony jako taternik, tylko ten wiersz mnie nurtuje, bo ponieważ, jak ty to mówisz, nie wszystko zrozumiałem.

- Czego nie zrozumiałeś ponieważ?

- Wymieniony w wierszu ekwipunek taterniczy mnie dręczy, mianowicie ćwiara i karciochy. Nie wiem co to jest i dlaczego ja tego nie mam?

- Nie masz wspomnianego ekwipunku, ponieważ on nie jest dla ciebie wskazany, mój ty milusiński – to wyposażenie Zenków i innych debili, których w końcu ratownicy muszą znosić ze ściany. A ty jesteś sprawnym, przyzwoitym  taternikiem i do tego nie nazywasz się Zenek. Nieprawdaż?

- Prawdaż, prawdaż, chyba że tak – odpowiedział Zabyśko, jednak czułem, że zgodził się z moim wyjaśnieniem tylko z powodu wrodzonej grzeczności.