Życie samo opowie historię, nie trzeba się wysilać.
W ubiegłym roku wędrowałem między innymi z
maskotką nazwaną Zabyśko. Po iluś
dniach bieszczadzkiej włóczęgi zatęskniłem za kilkudniowym biwakiem.
Jako że do ulubionego miejsca szedłem wiele
godzin, nie dziwota, iż po zjedzeniu popołudniowego gorącego posiłku nastąpiła zdecydowana,
tudzież wczesna dobranoc.
Tym razem namiot stał na żywej łące, bo w roku
2023 łąka była skoszona, czyli zamordowana.
O poranku Zabyśko umył zęby i siedział grzecznie na kieszeni namiotu, która była jednocześnie jego sypialnią.
Siedział w milczeniu, które chyba mu się znudziło. Powiedział:
- Ależ kawał wczoraj przeszliśmy!
- Chyba ja, bo ty cały czas siedziałeś w plecaku! - usłyszał i być może się obraził, ponieważ nie odpowiedział nic.
Jako że w czasie wczorajszej wędrówki, u podnóża Manyłowej znalazłem kilkumetrową linkę wspinaczkową, teraz dla poprawy nastroju wyjąłem ową linkę, a Zabyśko aż podskoczył z radości, zapominając o boczeniu się.
- Dasz mi ją? – zapytał.
- A czemu
miałbym ci nie dać?
– odpowiedziałem.
I już Zabyśko
trzymał ją oburącz, przyciskając do piersi. Widać było, jak bardzo przypadła mu
do gustu. Trwał tak chwilę, w tej swojej linkowej radości, po czym zdradził,
jaki pomysł właśnie wpadł mu do głowy.
Otóż wymyślił, że będzie się wspinał i poprosił, abym zrobił mu uprząż wspinaczkową. Linka już była, a karabińczyk o dziwo odkryłem w mamerołach.
Zabyśko był dumny jak paw z wyposażenia i już się z nim nie rozstawał. Zaczęliśmy trenować. Kiedy Zabyśko osiągał jakiś lokalny szczyt – lubił wtedy pokontemplować widoki. Zupełnie jak prawdziwy wspinacz.
- Zobacz jaka wysoka! – wykrzyknął – ona jest mojego wzrostu! A jej kapelusz nadaje się w sam raz na stół dla mnie!
Potem chwilę posiedział pod kapeluszem kani, by w końcu zdecydowanie wdrapać się na grzyba.
Umościł się wygodnie na kani, po czym zaskoczył
mnie refleksją:
- Zaczyna do mnie docierać, że życie jest sumą wrażeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz