czwartek, 16 marca 2023

Opowieść o kamieniu szlachetnym

Na początku nie było nic. Potem stała się światłość i rozświetliła płaszczyznę. Były w niej, jak to w płaszczyźnie, tylko dwa wymiary – szerokość i długość. Poza tym dalej nie było nic, ale było to już o wiele lepiej widać.

Za sprawą Ducha Świętego według jednych, a Miss Ewolucji według drugich, na płaszczyźnie pojawiły się istoty żywe, oczywiście także dwuwymiarowe, czyli płaskie, nazywane Płaszczakami.

Płaszczaki mnożyły się rodząc płaskie dzieci, powstawały kolonie Płaszczaków, plemiona, całe narody. Płaski Postęp Cywilizacyjny odebrał Płaszczakom starą płaską religię, zastępując ją nową religią, jeszcze bardziej płaską. Płaska Grupa Trzymająca Władzę zorientowała się (bowiem), że z pomocą tej spłaszczonej nowej doktryny, będzie łatwiej spłaszczać niedostatecznie jeszcze spłaszczone umysły podległych osobników. Jednocześnie prowadzono kampanię (płaską) szczucia na siebie nawzajem (płaskiego szczucia).

      Wszystko przebiegało zgodnie z planem (płaskim) i społeczeństwo podzieliło się na dwie grupy: - Płaskie i Jeszcze Bardziej Płaskie, walcząc między sobą. Wszystko to cieszyło niezmiernie Płaską Grupę Trzymającą Władzę.

Aż tu pewnego razu, zupełnie bez ostrzeżenia na Krainę Płaszczaków Coś spadło. Nie wiadomo skąd spadło, bo przecież świat był płaski, więc to Coś musiało spaść Znikąd. Spadło i rozpadło się od razu na dziwne kawałki, bowiem te kawałki nie chciały się mieścić w dwóch wymiarach, wykazując konieczność weryfikacji pojęć fizyki Płaszczaków.

    Pewna odważna grupa naukowców wystąpiła z tezą wywracającą dotychczasowy świat: - otóż ogłosili oni, że poza znanym światem, może istnieć jeszcze jeden wymiar, mianowicie trzeci! Ten kompletny absurd najpierw wyśmiano, potem wspomnianych naukowców odsądzono od czci i wiary, a na koniec uznano, że są zagrożeniem dla Płaskiego Establishmentu, więc wytoczono im wiele procesów (na podstawie płaskiego prawa). W końcu władza osiągnęła sukces - zaszczuta grupa ucichła.

A na razie, w głębokiej tajemnicy zaczęto badać dokładniej to spadnięte Coś.

Okazało się, że są to kawałki  szlachetnego kamienia. A mówiąc dokładniej są to dwa rodzaje takich kawałków: - jedne są gładkie i wypolerowane z jednej strony, więc Płascy Badacze nazwali te kawałki marmurem.

Drugi rodzaj odłamków był nieforemny, pozbawiony regularności i takie odłamki Płaszczaki nazwały drewnem.

Po latach naukowe Plaszczaki podzieliły się na dwa obozy: - pierwszy z nich zaczął przymierzać do siebie i składać kawałki marmuru, co się nawet nadzwyczaj udawało. Kawałki pasowały do siebie idealnie, a w związku z tym naukowcy Plaszczaków sądzili, że odkryli jakąś nową potężną geometrię i nazwali ją „względnością”.

     Drugi obóz zbierał poszarpane, nierówne kawałki, osiągając jakiś cząstkowy sukces – odkryto pewne powtarzające się wzory. Atoli nierówne kawałki składane w całość, dalej były zagadką, bo tworzyły większą nieregularną bryłę. Tę bryłę nazwano modelem standardowym, a jej brzydota nikogo nie zachwycała.

     Próbowano także dopasowywać równe kawałki do nierównych, jednakowoż nic to nie dało.

Obie grupy zgodziły się na teorię, co do pochodzenia kawałków – oto musiał nastąpić Wielki Wybuch, który rozerwał jakiś obiekt. Obiekt ten był prawdopodobnie kamieniem szlachetnym wspaniale symetrycznym, o niespotykanej piękności, oraz znajdował się w przestrzeni o trzech wymiarach. Kamień ten był jednak niestabilny, dlatego pewnego dnia w wyniku Wielkiego Wybuchu wziął się i rozpadł, po czym w odłamkach spadł do świata Płaszczaków.

A jeśli spadł, to znaczy, że istnieje pojęcie „z góry” i wtedy pewien genialny Płaszczak wpadł na pomysł, aby wszystkie odłamki przesunąć „do góry” i próbować złożyć w całość w tym czymś, co nazwano roboczo trzecim wymiarem.

    Azaliż była to teza wielce obrazoburcza i większość Płaszczaków poczuła się zaniepokojona tym nowym podejściem, ponieważ nikt z nich nie rozumiał co znaczy „do  góry”.

Z tej przyczyny, z dbałości o sondaże opinii publicznej (płaskie sondaże) całość badań Płaska Władza nakazała trzymać w ścisłej tajemnicy przed społecznością Płaszczaków, karmionych na co dzień, z pomocą płaskiej telewizji rządowej, wiarą o istnieniu jedynie słusznych dwóch wymiarów. To było działanie dla dobra ogółu, w obawie przed potencjalnymi zamieszkami, czy nawet rewolucją. Społeczeństwo miało pracować, cieszyć się miską ryżu (płaską miską płaskiego ryżu), słuchać Władzy i nie myśleć niepotrzebnie o jakimś wyimaginowanym trzecim wymiarze, który mąciłby im w głowach. W płaskich głowach.

     Trafił się jednak pewien genialny Płaszczak, który potrafił z pomocą komputera wykazać, że kawałki nazywane marmurowymi można traktować jako zewnętrzne fragmenty obiektu i dlatego są one gładkie, podczas gdy kawałki „drewniane” – nieforemne, pochodzą z części wewnętrznej obiektu.

      Przeprowadzono wirtualny eksperyment, który udał się wyśmienicie i oba rodzaje kawałków zostały złożone w zgrabną całość w trzecim wymiarze. Płaszczaki z podziwem patrzyły na to, co odkrył przed nimi komputer.


A był to mianowicie wspaniały kamień szlachetny, w doskonałej trójwymiarowej symetrii. Sztuczny podział pomiędzy dwoma zbiorami fragmentów został zlikwidowany za pomocą czystej geometrii.

     Teraz wypadałoby eksperymentalnie potwierdzić wyliczenia komputera i zbudować maszynę, która praktycznie potrafi podnieść kawałki „do góry”, w ten trzeci wymiar i tam je złożyć zgodnie z obliczeniami w piękną całość.

Był tylko jeden problem: - do urzeczywistnienia eksperymentu potrzebna była ogromna energia, około tryliona razy większa niż ta dostępna w krainie Płaszczaków.

     Część Płaszczaków była usatysfakcjonowana samymi obliczeniami teoretycznymi. Nawet bez weryfikacji czuli oni piękno wzorów i uznawali je za wystarczające dla rozwiązania problemu unifikacji. Grupa ta wskazywała, że prawidłowe rozwiązanie najtrudniejszych problemów to takie, które jest najpiękniejsze. Wspomniana grupa miała również rację uważając, że trójwymiarowa teoria nie ma rywala.

      Druga grupa Płaszczaków podniosła jednak krzyk, że sprawdzenie praktyczne musi być i nie należy zajmować się problemem, bo to tylko marnuje cenne zasoby w pogoni za niczym.

I tak trwa debata w krainie Płaszczaków, podobnie jak w naszym rzeczywistym świecie. Trwa i będzie jeszcze trwać jakiś czas. Ma to jednak, tak jak wszystko inne również pozytywną stronę.

Osiemnastowieczny filozof Joubert ujął sprawę następująco: - Lepiej omawiać kwestię, nie znajdując jej rozwiązania, niż rozwiązać ją bez omawiania.


1 komentarz:

  1. Opisanie tego narracją wyjętą wprost z Oto Szadoków to mistrzostwo.
    Przeczytałem kilka razy - wyobrażając sobie czytanie głosem Piotra Fronczewskiego, który dubbingował polską wersję Szadoków w latach 80 - i nie mogę przestać się śmiać.
    Panie Zbigniewie - chapeau bas.

    OdpowiedzUsuń