poniedziałek, 13 marca 2023

Czy jeść robaki

 Pierwszy raz jadłem owe jeszcze w czasach komuny w Polsce. Otóż przyjechał z Libii pewien gość z Budimexu, pracujący tam dla Kadafiego i przywiózł pięknie wydaną książkę – album o niemieckich wojennych broniach wunderwaffe - nie do kupienia w Polsce tamtych czasach (cenzura).

Jako ówczesnego miłośnika modeli samolotów, zaprosił mnie do siebie, abym mógł rzecz zobaczyć.

Trzymałem album w rękach, na okładce był Messerschmitt odrzutowy Me 262.





Przerzucałem z przejęciem kolejne kartki. Na stoliku pojawiła się whisky i miseczka – wydawało mi się, że orzeszków do przejadania. Wunderwaffe – czyli V 1, V 2, V 3. Przeglądałem z przejęciem, w milczeniu, popijałem, przejadałem.

    Czas mijał szybko i nie wiadomo kiedy, szklanka okazała się pusta i miseczka także.

Gospodarz dolał whisky i zapytał czy dosypać do miseczki. Jakoś tak dziwnie to zabrzmiało, więc skierowałem na niego wzrok pytający. On na to: - bo zobacz, co my jemy i dosypał „orzeszków”.

Zajrzałem do miseczki, a tam pędraki! Suszone pędraki rożnych wielkości i kolorów! Zupełnie takie same larwy chrabąszcza, jak te, które wykopywałem w ogrodzie przy wiosennym urządzaniu grządek. 

Aż się cofnąłem. Gospodarz widząc to zaśmiał się i pyta: - smakowało? No tak – mówię z pewnym ociąganiem. Bo rzeczywiście te suszone larwy były bardzo smaczne, coś jak solone orzeszki, albo delikatne rosołki.

Bo widzisz – podsumował gospodarz – ten twój odruch i kiedyś mój, gdy po raz pierwszy jadłem suszone larwy, to nic innego, tylko objaw ignorancji kulturowej, w tym wypadku ignorancji kulinarnej.

Hindusi nie jedzą wołowiny, którą jedzą Żydzi. Żydzi za to nie jedzą wieprzowiny, którą z kolei jedzą Hindusi itd.

A co do larw, czy gąsienic - one bywają tak piękne, że aż żal zjeść podobne dzieło Miss Ewolucji.




Przypominam sobie urywek z książki Ryszarda Kapuścińskiego: - Góry Afganistanu. Autor jedzie autobusem, który ma dość wysoko przesunięty środek ciężkości, ponieważ zasadnicze ciężary wiezie na dachu. Z podniesionym środkiem ciężkości jak wiemy łatwiej się wywrócić. Droga wąska, wykuta w skale. Z boku pionowa ściana, w dole przepaść głęboka na pół kilometra. Kierowca prowadzi zawadiacko, za śmiało nawet dla takiego podróżnika - korespondenta wojennego jak Kapuściński. Żołądek podchodzi mu do gardła, kiedy autobus zarzuca w stronę przepaści. Upał, szyby w większości opuszczone. Do wewnątrz wpada chrabąszcz i ląduje na szybie przy Kapuścińskim. Kobieta Afganka, która siedzi obok autora, na migi zachęca go do spożycia smakołyka. Ten odmawia. Afganka zdziwiona ponawia zaproszenie. Znowu odmowa. Następuje jeden ruch ręki i chrabąszcz chrup-chrup kończy żywot w ustach kobiety. Jeszcze się oblizać i jedziemy dalej.

      Minęły lata, wyrwałem się w świat z naszego przaśnego zaścianka. Jadłem na przykład pieczone mrówki, które smakują wybornie, a te które jadłem przypominały w smaku przypieczoną kaszę gryczaną. W wielu miejscach na świecie to drogi rarytas.

Wszystko mija i się zmienia. Upadają tyranie, kościoły, autorytety i zmieniają się także zapatrywania kulinarne.

To jeść robaki, czy nie jeść? A to już każdy sam decyduje. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz