Wstał pogodny, letni dzień.
Oczywiście buszuję po łąkach, kiedy dzwoni telefon – Wiesia Abramowa pyta, czy chcę uczestniczyć w odłowieniu zaskrońca.
Przy domu Wiesi
żyły trzy zaskrońce, każdy długi na dwa metry. Dzielnie robiły za koty i łapały myszy, przez co urosły do maksymalnych rozmiarów. Przychodziłem za ten dom o słonecznych porankach wiele razy, usiłując zrobić zdjęcie, jak się rano wylegują na
słońcu. Tylko raz się udało, bo są one niezwykle czujne. A dziś będzie jak się okazuje
eksmisja ostatniego. Poprzednie dwa Wiesia
wyniosła do Osławy z pomocą Andrzeja.
Nie
przepadam za żmijami – mówi Wiesia - wczoraj wchodzę do drwalki po drewno, a ten leży na wierzchu i na mnie patrzy. Wiem, że to zaskroniec, ale czy on musi być taki wielki? Brrr!
Skradamy się cichutko za dom. Ja trzymam worek, Wiesia uzbrojona w widły. Najpierw się dziwię – przecież to tylko zaskroniec….. Lecz sprawy nabierają zaskakującego rozpędu - nie wiadomo kiedy Wiesia przydusza delikwenta do ziemi – ależ on wielki! I jaki niebieski pod brzuchem!
To tylko zaskroniec, ale nie mam jakoś odwagi chwycić go
gołą ręką - robię to przez worek. Zwierzę zupełnie jak węgorz oplata mi dłoń i ramię - boi się i broni jak umie - pręży, ściska, a mnie robi się przykro, chociaż to łowy bezkrwawe.
Przecież nie chcę ciebie skrzywdzić - wysyłam myśl - a on jakby zrozumiał - uchwyt puszcza! I już „żmija” w worku. Sprawnie poszło.
Przecież nie chcę ciebie skrzywdzić - wysyłam myśl - a on jakby zrozumiał - uchwyt puszcza! I już „żmija” w worku. Sprawnie poszło.
Rozmawiamy chwilę, po czym podnoszę worek – mamy przecież
wynieść „żmiję” nad Osławę.
A tu worek pusty! Była mała dziura, która wystarczyła
pacjentowi do ucieczki.
Rozglądamy się: - 15 metrów dalej mknie wężowy bicz. Rzucamy się w
pogoń, ponowna łapanka kończy się sukcesem i idziemy z delikwentem nad rzekę.
Do widzenia panu!
Dzień okazał się żmijowy: - wchodziłem na górę wracając do Kołyby. Doszedłem do miejsca przeznaczonego na palenie ogniska i naraz widzę, że w słońcu grzeje się Piękna Zygzakowata! I to maksymalny okaz jak na ten gatunek, bo o długości około 70 cm. No nie mierzyłem, dlatego około. Jak wskazuje słowo żmija - ten okaz jest jadowity, dlatego słowo "około".
- Czy ta żmija jest bardzo jadowita? - zapytała pewna atrakcyjna turystka na dole, w Nalewkarni u Bogdana, gdzie pokazywałem zdjęcia.
- Niech pani pójdzie ze mną na górę i spróbuje ja chwycić - odpowiedziałem. - - Wtedy przekonamy się jak bardzo jest jadowita - odparłem jadowicie.
Turystka nie skorzystała z jadowitej propozycji, być może szkoda, ponieważ opisując ją użyłem słowa "atrakcyjna".
Jednak żmiję opisałem słowem z wyższej półki: - "piękna".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz