Właściwie
to wszystko jest do dupy.
Tylko
pasta jest do zębów.
Nie
zawsze naruszenie tabu jest
zamierzone.
Brytyjski
malarz Chris Ofili, syn nigeryjskich emigrantów, od czasu studenckiego
wyjazdu do Zimbabwe na początku lat dziewięćdziesiątych, wciąż używa w
twórczości odchodów słoni, a wielkoformatowe prace stawia na cokołach z tego
materiału.
Uważa,
że w ten sposób łączy inspiracje afrykańskie z europejskimi.
Słoniowe wydaliny są w pracach Ofiliego starannie polakierowane i wręcz estetycznie miłe.
Jednak
wystawa jego prac z roku 1999 w Brooklyn Museum - Matka Boska
połączona z glazurowanymi odchodami słonia i wycinkami z pism pornograficznych,
wywołała skandal.
Pewien rencista oblał dzieło farbą, a
ówczesny burmistrz Nowego Jorku Rudolph
Giuliani określił obraz mianem „chorego” i zagroził muzeum wycofaniem
miejskiej dotacji wynoszącej siedem milionów dolarów.
I
tu przejawia się główna, wciąż powracająca cecha sztuki ekskrementalnej –
pomijając prowokowanie skandalu, sztuka ta zawsze łączy wysokie z niskim, sacrum z profanum.
Ponieważ
Bóg i kupa, sacrum i profanum zdają
się niemal magicznie przyciągać, nikogo nie dziwi, że gówno jest utożsamiane z
materiałem, który w naszej kulturze jest symbolem dobrobytu: - ze złotem.
Kłania się tu odkrycie Freuda, że
utożsamienie materiału najmniej wartościowego z najbardziej wartościowym,
dokonało się na zasadzie przeciwieństw.
Na
tym przecież opiera się dualizm świata: czarne – białe, czyste – brudne, stare
– młode.
Salvatore Dali, biegły w wyrażaniu
teorii psychoanalitycznych (dodawał swoją spermę do werniksu) twierdził: - „Złoto i gówno są tym samym”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz