Żeby docenić słodkie, przedtem trzeba popróbować gorzkiego, a wszelkie próby wyskoczenia z Wyjeżdżonej Koleiny Życia mają działanie zbawienne.
Rano wiatr powiewał zrazu leciutki, potem nieco się nasilił. Od Baligrodu nadlatywało błękitne okno i zbliżając się, powiększało swoje rozmiary.
Rano wiatr powiewał zrazu leciutki, potem nieco się nasilił. Od Baligrodu nadlatywało błękitne okno i zbliżając się, powiększało swoje rozmiary.
Chodziłem
po łąkach ciesząc się tym co wokół.
Słońce przebijało się przez chmury. Najpierw nieśmiało, jednak z każdą chwilą coraz bardziej zdecydowanie. Ja obserwowałem, także mnie obserwowano.
Było koło południa. Zegarka nie noszę od wielu lat.
Kiedy mogłem sobie na to już pozwolić, uznałem nienoszenie zegarka za symbol zerwania ze statusem niewolnika
czasu.
- To
jak ty egzystujesz bez zegarka? - pytają mnie nieraz.
- Normalnie –
odpowiadam.
- W Bieszczadach
zegarek? A po co?
Jeśli potrzebuję zdążyć do
autobusu, to owszem, a poza tym zegarek okazuje się zbędny. Tyle lat uczestniczyłem w tym obłąkanym wyścigu szczurów, gdzie jako właściciel warsztatu produkcyjnego, poza zwykłymi problemami pracodawcy, borykałem się z ciągłymi i nasilającymi się zatorami płatniczymi. Dlatego dziś jestem szczęśliwy już tylko z powodu, że to wszystko za mną.
Wyskoczyłem z karuzeli tego co muszę i dziś doceniam miły sposób brania udziału w rozgrywkach giełdowych, bez konieczności wychodzenia z domu. To po wakacjach oczywiście, po powrocie do miasta. Lato i część jesieni przeznaczam na reset w przyrodzie.
Jakże wspaniale ożywczą sprawą jest chałupa bez prądu, dzięki temu dociera do nas urok dymowego tańca z ugaszonej świecy.
Nie ma TV, tudzież radia, a te wszystkie pozorne braki wynagradza cisza.
Jem, kiedy jestem głodny, w nocy śpię, a budzi mnie świt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz