wtorek, 15 października 2019

Wolna Republika Komańczańska

Budzę się ze zdrowego, głębokiego snu i od razu nadpływa zadowolenie na myśl, że tkwię w Jedynej Prawdziwej Świątyni.       
      Otwieram oczy i rejestruję, że dopiero dnieje. 
Zamykam oczy, teraz tylko uszy pozostają otwarte.
Cisza jest tak absolutna, że znowu zaczyna dzwonić w uszach.                                  
To się nazywa sto procent ciszy w ciszy.
Między innymi po to tu przywędrowałem.                                              
Należy bowiem dbać o higienę psychiczną. 
Nie musimy przecież non stop przebywać w stadzie. 

Zero sieczki informacyjnej - telefon jeszcze wyłączony dla oszczędności prądu - włączam go jedynie dla robienia zdjęć. 
Internet wyłączony zawsze.
Poza tym niech każdy żyje jak chce, a teraz zobaczę, jaki świt się szykuje. Schodzę do krzyża - pamiątki po Bitwie Karpackiej 1915.  
           

Wieczorem bezwietrznym, gdy czas jest już bardziej wilczy niż psi, a przyroda ucichnie, czuję się tak otulony ciszą, jakbym miał pierzynę na głowie.


I trwa ten dziwny, całkiem niepojęty czas, aż do pierwszego krzyku puchacza, który mieszka u podnóża góry, gdzieś blisko terenu dawnego łemkowskiego cmentarza, być może ma dziuplę w starej lipie – pomniku przyrody.
Od śniadania wędrowałem, mam dziś 20 km w nogach i apetyt wilczy. Gotuje się gęsta grochówka na boczku, oczywiście z jednym borowikiem.




Ugotowane, zjedzone, uczczone głośnym beknięciem.
Oczy się kleją - nie ma najmniejszych kłopotów z usypianiem.... 

Lipa stoi u podnóża góry 686 i ma grubo ponad sto lat, pamięta ciężkie walki Bitwy Karpackiej 1915  i ustanowionej tu na krótko, w czasie pierwszego Powstania przeciwko LachomWolnej Republiki Komańczańskiej.

      
Na polanie za tą lipą stały kiedyś retorty i to tutaj Darek Karaluch wypalał węgiel drzewny.
      Stąd też chodził raz w tygodniu, także zimą (a wtedy śniegu bywało ponad człowieka), kilkanaście kilometrów do Baligrodu, po zaopatrzenie dla trzech wypalaczy - między innymi przynosił w plecaku pięćdziesiąt półlitrówek wódki. 
Plus jakieś jedzenie.
A to razem trochę ważyło.
Był wpis.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz