sobota, 23 kwietnia 2016

daty zwrotu i misz- masz

Jeszcze tydzień pisania. 
Pomału wchodzę w nastrój wakacyjny.
Nie dlatego że czekam na wakacyjną taksówkę do nieba, czyli odtrącam Tu i Teraz.
    Właśnie dlatego, że tak głęboko tkwię w tym Tu i Teraz, mogę sobie pozwolić na dystans – perspektywę, pisząc o tym i owym.
      Więc dziś będzie taki misz-masz.
Wydaje mi się ( bo mogę się także mylić) że także dzięki dobremu nastrojowi zarobiłem na tegoroczne wakacje. I żadna siła już mnie nie zmusi przed wyjazdem do grania na CFD!
To się nazywa dyscyplina, o której opowiadam moim nielicznym uczniom.
Jutro, albo w niedzielę, roześlę daty zwrotu, obejmujące czas do końca października.

Na obrazku Wig-20 dzienny wpisałem daty zwrotu astronomii finansowej z lutego i marca podawane w abonamencie
     A teraz taki misz-masz.

Urywki z wywiadu z Krzysztofem Kowalewskim i Maciejem Stuhrem. Czemu akurat z nimi?
- Po pierwsze primo: uważam się także za artystę. Wolno mi?
- Po drugie primo: utożsamiam się z ich poglądami.                                                   - Po trzecie primo: cenię odwagę. 
- Po czwarte primo: lubię tych ludzi.

Krzysztof Kowalewski.
Czemu pan „ich” tak nie lubi?
- Nie lubię ich od samego początku, jeszcze od Porozumienia Centrum. Czułem w nich straszliwe chamstwo i potworną pazerność na władzę. Choć absolutnie nie mówię, że w PiS nie ma przyzwoitych ludzi. Jednego znałem i bardzo ceniłem, niestety już nie żyje. Przepraszam, ale ta partia od początku brzydko mi pachniała...
A polski katolicyzm jest, według mnie, strasznie płytki.
Na pokaz?
  • Na pokaz przed samym sobą. Pójdę na mszę, wrócę do domu i dam w łeb żonie. W dużym, brutalnym skrócie. Kościół nie ma już takiej władzy nad mentalnością ludzi jak kiedyś. Za dużo jest w nim afer. A poza tym ludzie dostrzegają indywidualną pazerność księży, jeśli chodzi na przykład o opłaty za pogrzeby, śluby czy komunie. To dla nich ważne, bo ich dotyczy bezpośrednio.
Wie pan, kompletnie nie mam wrażenia, że pan dobiega osiemdziesiątki.
- Bo ja jestem pogodny z natury!
I ma pan niesłychanie świeży umysł!
- Z alzheimerem na razie jeszcze nie mam nic wspólnego. Choć teraz będę robił film, w którym zagram alzheimerowca. Wystąpię u młodego człowieka, który dopiero zaczyna. Zdjęcia będą od końca kwietnia do połowy maja.
Czego jeszcze nauczyło pana aktorstwo?
- Bardzo możliwe, że nauczyło mnie względności w ocenach różnych faktów. I życiowych, i artystycznych. Ja się, wie pani, nie przejmuję do końca.
Tego się można nauczyć?
- Można. Pewnie, że jeśli coś dotyczy mojej rodziny, to jest zupełnie inna jakość. Ale jeżeli chodzi o sprawy zawodowe, to mam do nich naprawdę spory luz. To chyba po troszeczku samo przyszło. Zresztą zwykle pomaga mi poczucie humoru, a ja mam je dosyć duże. Ono mnie bardzo ratuje.
Nie nadaję się na gwiazdę. One mnie śmieszą! Jak już nie wiadomo, w którym miejscu ten gwiazdor d**ę ma. To jest bardzo śmieszne!
Rozmawia pan o tym z córką?
- Rozmawiam z nią o wszystkim. Mam córkę o wiele inteligentniejszą od siebie.
Dobre ma geny.
- Lepsze ode mnie!
Po żonie?
- Suchora [Agnieszka Suchora, żona Krzysztofa Kowalewskiego - przyp. red.] jest nadzwyczajna, prawdziwy mędrzec.
Córce, która ma teraz 16 lat, niczego nie narzucaliśmy. Ma swój własny punkt widzenia, choć tak się zdarzyło, że zbliżony do naszego. Wie pani, ja nawet czasami nie czuję, że mam dziecko. Bezproblemowa jest. I uczy się tak, że my ją czasem musimy hamować. Wyśpij się - mówimy. - Nie ucz się już, zostaw to.

petrucchio
14 godzin temu
Oceniono 216 razy 204
Panie Sułku, kocham pana!


Krzysztof Kowalewski. Jeden z najlepszych polskich aktorów. Syn aktorki żydowskiego pochodzenia, Elżbiety Kowalewskiej. Zagrał w ponad 120 filmach i serialach telewizyjnych. Popularność przyniosły mu role w filmach Stanisława Barei: „Nie ma róży bez ognia”, „Brunet wieczorową porą” i „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz” oraz w słuchowisku radiowej Trójki pt. „Kocham pana, panie Sułku”. Jego żona, Agnieszka Suchora, też jest aktorką. Mają córkę Gabrielę.
Angelika Swoboda. Ekspert showbiznesowy portalu Gazeta.pl. Komentuje życie gwiazd w Polsat Cafe, TVN i Superstacji. Zaczynała jako dziennikarka kryminalna w „Gazecie Wyborczej”, pracowała też w „Super Expressie” i „Fakcie”. Pasjonatka mądrych ludzi, z którymi chętnie rozmawia zawsze i wszędzie, kawy i sportowych samochodów.



Maciej Stuhr.



Bawi pana ta nasza polityka?
- Czasami tak. Bawi mnie ludzka naiwność albo krótka pamięć. To rzeczywiście jest zabawne, choć to śmiech przez łzy. Aczkolwiek ostatnio mam wrażenie, że wchodzimy w epokę, w której nie będzie nam do śmiechu. Ludzie jednak będą musieli jakoś odreagować - śmiejemy się przecież z różnych traum, tak próbujemy je oswajać. Dlatego jest dużo dowcipów o chorobach, śmierci, zdradach. I o tych niewesołych czasach też pewnie niedługo zaczną powstawać komedie. Natomiast to, co się dzieje, trochę mnie martwi.
Co na przykład?
- Nie mogę się nadziwić politykom, że przez tysiące lat istnienia polityki i kultury mają tak ogromną chrapkę, żeby ingerować w cokolwiek więcej niż funkcjonowanie państwa. To się nie ma prawa udać. Nigdy się nie udało i nigdy się nie uda. A już nie daj Boże mówić artystom, co mają robić, a czego nie! Nie ma lepszego sposobu na to, żeby ci artyści zrobili to dwa razy głośniej i mocniej.
Tymczasem politycy wciąż mają zakusy, żeby ingerować w coraz więcej dziedzin naszego życia. Żeby nam mówić, co mamy oglądać, z kim mamy iść do łóżka, w co wierzyć, w jaki sposób się modlić i do kogo. Naprawdę mają bardzo dużo pomysłów na to, jak mamy żyć.
Wkurza to pana?
- Przede wszystkim wydaje mi się to głęboko niesmaczne i dalece nieskuteczne. Mam wrażenie, że jest to ze strony polityków zwykłe marnowanie czasu, który mogliby poświęcić na usprawnianie funkcjonowania państwa. Ich działanie jest z góry skazane na porażkę. Bo niemożliwe jest sprawowanie rządu dusz, co się politykom marzy od tysięcy lat. To się nie stanie, na szczęście.

Sentencja dająca do myślenia. Włodzimierz Cimoszewicz:                       - Pracując nad Konstytucją nie myślałem, że władza w Polsce trafi w ręce złoczyńców.

I oto z dystansu kilku tysięcy lat, zawsze aktualne opowiadanie tao o świniach.

Urzędnik do spraw modłów wszedł do chlewu w swych oficjalnych szatach i przemówił do świń:
Dlaczego narzekacie? - zapytał.
Będę was karmił ziarnem przez trzy miesiące. Potem sam będę pościł przez dziesięć dni – a wy będziecie nadal jadły – i będę się wami opiekował jeszcze przez następne trzy dni.
Wówczas rozłożę świeże maty i umieszczę was na rzeźbionym pniu ofiarnym, zanim nie poślę do świata duchowego.
Biorąc pod uwagę wszystko to, co dla was uczynię, dlaczego miałybyście czuć się źle?

Gdyby ten urzędnik naprawdę troszczył się o dobro świń, karmiłby je otrębami i plewami, zostawiając je jednocześnie w spokoju. Lecz on spoglądał na sytuację z punktu widzenia własnego prestiżu. Wolał radować się szatami i czapką swego urzędu i jeździć w ozdobnej karecie, wiedząc, że kiedy umrze, poniosą go z pełnym splendorem do grobu, a nad trumną rozstawią wspaniały baldachim.
Gdyby troszczył się o dobro świń, wszystkie te rzeczy nie byłyby dlań ważne.

Dzisiejszy misz-masz kończy kilka zdjęć znad polskiego morza.





















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz