poniedziałek, 16 grudnia 2013

Znowu w Zatrzymanym Czasie



Powrót z Ciężkowic trwał kilka dni, wreszcie siedzę w autobusie i jadę "do siebie" - czyli do Szwejkowa. Już w w autobusie czuję się, jak w domu.
      W autobusie jadącym z Sanoka zawsze się trafi ktoś znajomy z Komańczy, Rzepedzi, Nowego Łupkowa, Smolnika. Mało ludzi; - osiem osób miejscowych (ja się zaliczam już do miejscowych – miesiąc minął, odkąd tu jestem) i 4 turystów.
      Autobus wiezie nas, jak rodzinę: kierowca zna wszystkich mieszkańców i płyną rozmowy o dzieciach, weselach, kto choruje...takie rozmowy, jak w życiu. Turyści zwykle jadą do Cisnej. 28 km do Komańczy, 9 świateł czerwonych, stoimy na każdym długo. Szosa w przebudowie, budują jednocześnie 9 mostów. W Komańczy już nie ma rozmów - większość pasażerów podsypia. Wysiadam w Nowym Łupkowie, sklep jeszcze otwarty - kupuję piwo i po torach zbliżam się do stacji Lupkass. Wychodzę z leśnego tunelu i widzę już moje znajome semafory. Mijam je, i odwracam się, żeby popatrzeć na znajomy czerwony kolor świateł. Te światła czerwone działają na mnie wyciszająco.
  Mówią: - hej! Witamy ciebie w Zatrzymanym Czasie.
   
Żywego ducha nie ma, tylko ujada trochę zaprzyjaźniona bezpańska suczka,która mieszka przy budynku dworcowym. Jej pan - stary kolejarz, umarł w ubiegłym roku.


Stawiam namiot na swoim miejscu - prysznic, kolacja i przychodzę do ogniska, bo przyjechało kilka osób i ładnie grają na gitarach. Jest bardzo miło oraz niezwykle przyjemnie, koncert gitarowy, do nocy. Niebo...wiadomo jakie! Derkacze nawijają pracowicie, fruwają nisko nietoperze.
Ognisko się żarzy, wszyscy już poszli spać. Niezwykle romantycznie kumkają żaby.

Fruu do namiotu. Moc wrażeń za mną. Namiot jest uchylony, bo bardzo ciepło, a tu komarów nie ma. (były chwilami muchy końskie, czyli gzy, ale to w dzień). Kumkanie tak bajecznie usypia...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz