piątek, 10 lutego 2023

Bez owijania w bawełnę

 Reporter powinien być obiektywny i opisywać rzeczy takimi, jakie one są, bez owijania w bawełnę. Ja poniekąd czuję się reporterem. Oto rozmowa księdza z Maćkiem:


26 stycznia 2016 roku zamieściłem wpis „Świecące bombki”.

Przypominam urywek:

 - „Przyjechaliśmy z Henrykiem do Sanoka Neobusem o północy 30 grudnia 2015. Stąd ruszyliśmy w zamarzające właśnie, grudniowe Bieszczady znajomą taksówką....

Jechaliśmy sprawnie, droga była czarna.

Jechaliśmy sprawnie, jednak podróż gdzieś od Komańczy zrobiła się całkiem nietypowa.

    Teraz postaram się odpowiednio dobrać słowa: - w drodze dwukrotnie groził nam..... wypadek. Atoli sprawa wyglądała w oczach pasażerów całkiem zabawnie i wywołała u nich szczerą wesołość.

    Gorzej było z kierowcą. Jemu do śmiechu nie było ....

Wszystko skończyło się jednak dobrze, dzięki pomysłowi Henryka, żeby taksówkarz nie dojeżdżał do Kiry, gdzie mieliśmy wysiąść. Wysiedliśmy wcześniej – na skrzyżowaniu.

Rano ślady pokazały, że wykonaliśmy bardzo słuszny ruch......”

 

Dziś wyjaśniam, że nie był to opis obiektywny. W rzeczywistości sprawa wyglądała tak:

Było bezśnieżnie, brał mróz, termometr na dworcu autobusowym w Sanoku pokazywał minus dziesięć (stopni Celsjusza wyjaśniam z powodu, że blog jest międzynarodowy).

Od ruszenia z Sanoka taksówkarz był jakoś dziwnie milczący. Zawsze był rozmowny, a tu taki milczek? Ale co tam! My z Henrykiem w humorach – mkniemy sobie przez  sławne nocne Bieszczady. Akurat mijaliśmy Komańczę, kiedy taksówkarz zakomunikował zwięźle:

- Panowie, muszę się zatrzymać, bo zaraz się chyba zesram!

 

Następuje mała konsternacja - patrzymy na kierującego, a ten blady jak ściana i na czole ma krople potu – widać, że zagadnienie wygląda nietęgo. Podpowiadam proste rozwiązanie (wszystko co dobre jest proste).

- Zatrzymuj pan i wal do rowu!

- Kierowca: - Nie, nie, chyba mi trochę przechodzi, musiało mi coś zaszkodzić.

- A to już jak pan uważa.

Wymieniamy z Henrykiem porozumiewawcze spojrzenia i żartujemy.

Kierowcy azaliż do żartów nie jest. Dalej milczy. Zbliżamy się do Nowego Łupkowa, kiedy Henryk mnie trąca i wskazuje spojrzeniem na kierowcę. Patrzę – on znowu ma krople potu na czole, a zęby zaciśnięte. Wystękuje z wysiłkiem:

- Panowie! Znowu mnie kręci! Teraz to już nie strzymam!

- Powtarzam radę: - Panie, zatrzymuj pan i ładuj pan do rowu!

Brak odpowiedzi, jedziemy dalej w napięciu srogim. Mijamy skręt do Smolnika i pocieszamy kierowcę, że jeszcze tylko 4 –5 km i wysiadamy.

- Będzie dobrze – mówi Henryk – jeszcze uda się panu dowieźć towar w całości do domu.

Jest Wola Michowa! Płacę, wysiadamy rączo.

Uff! Udało się dojechać bez dodatkowych atrakcji.

 

Idziemy naprzód szosą. Mamy do przejścia jakieś sześćset metrów, po drodze odwracamy się kilka razy – taksówka stoi.

Pewnie facet załatwia sprawę – oceniamy.

Gdy skręcamy na drogę do Henrykowej chałupy – taksówka jeszcze stoi.

 

Wpis „Świecące bombki” miał być kontynuacją cyklu: - „Taksówką w Bieszczady”, atoli znajomi mówili: - nie pisz tego. Ogólnie przykładam małą wagę do opinii innych, tym razem jednak posłuchałem i przesunąłem post do archiwum, po czym 27 stycz. 2016 wykonałem post „Gajowy Marucha”.

O tym, że w nocy chwycił ostry, 20 stopniowy mróz, a z powodu, że nie było śniegu, wymyśliłem jazdę do Zubeńska na rowerze. Kiedy ruszyłem sprzed domu Henryka w szalony zjazd, gdyż od chałupy jest do szosy mocno z górki, mroźny powiew natychmiast przypomniał mi, że jadę w cienkich spodniach i nie założyłem kalesonów.

Reszta w tekście „Gajowy Marucha”, opis jest zgodny z rzeczywistością aż do zdjęcia na którym rower leży, a ja wspominam o „Pomniku utrwalaczy władzy ludowej”. Po tym zdjęciu jest wątek o Zubeńsku


Kontynuacja pominiętego tekstu:

"Jak widać na załączonym obrazku, w tym miejscu w nocy nastąpiła detonacja – (zdjęcia z folderu „tajne przez poufne”, tak mam taki folder). Pacjent nie tylko nie dowiózł ładunku do domu, ale nawet nie udało mu się odbiec od samochodu. Ciekawe czy zdążył zdjąć spodnie?





Kiedy opowiadałem następnego dnia o zdarzeniu Andrzejowi Abramowi, który mieszka w Woli, ten odrzekł: - Ja widziałem dzisiaj tą wielką kupę na środku jezdni, pare kilo tego było, myślałem, że to żuber narobił, ale przecież żuber nie podciera się papierem po sraniu. Ciekaw byłem kto tyle nawalił. Ileż to ludzie potrafią zeżreć bez opamiętania, a potem taki efekt".

Żeby zakończyć milszym akcentem - poranny mróz na szybach chałupy, Zubeńsko – miejsce na mapie z którego ostał się ino krzyż przy cerkwisku i autor obok „drzewa wędrowca”.






1 komentarz:

  1. Drogi Autorze, wpis ciekawy. Na Nowy Rok - życzyłem optymistycznego spojrzenia na świat i mniej polityki. Nie wiem, czy powyższy wpis w blogu to uwzględnił :), ale jeżeli tak, to muszę na przyszłość pamiętać, czego Panu życzyć pod koniec tego roku :). Niestety obawiam się, że każdy Pan wpis ma ukryte dno, a to nie jest ciekawe, skoro dzisiaj właśnie ruszyła ofensywa Rosji. Mam tylko nadzieję, że nie jest z tym związany.

    OdpowiedzUsuń