środa, 13 listopada 2019

Granat


Wola Michowa
Przyjechali goście, zrobiło się gwarno. Posłuchałem co w świecie, pogadałem o tym i owym i myślę sobie: - pojadę na grzyby chyba?


I pojechałem w dobrze znane miejsce, najpierw na dół do szosy, za Nalewkarnią Bogdana do góry dwa kilometry, tu rower w krzaki i chodzę.
Spotkałem salamanadrę i jeża.



I znowu sobie myślę (bo miałem czas): - grzybów mam w sumie dość. Zarówno suszonych jak i marynowanych….. 




Aniołku, właściwie nic się nie dzieje, a przecież od czasu do czasu coś szalonego trzeba….. Trochę rozrywki by się przydało…….
Upłynął jak zwykle tylko moment (mój Aniołek jest pierwszy do psikusów). Patrzę - leży granat. 
Model F-1 w całości z łyżką a jakże. 


Wsadziłem granat do tylnej kieszeni w spodniach i wio z góry stojąc na pedałach bo górki i dołki.
A jako że dalej miałem czas, pomyślałem: - trochę gości nastraszę .....
Było po deszczu, błoto pryskało po plecach, wiatr szumiał w uszach.
Kilkanaście minut i dojechałem do Kołyby. Tu nie omieszkałem się pochwalić: - mam granat!
Pokaż – padła propozycja. Sięgam do kieszeni i skóra mi ścierpła: - granat był bez łyżki! Zgubiłem ją w czasie wariackiej jazdy z góry. 
No i co? No i pstro.
Mógł zdetonować? Chyba mógł.
Dziękuję ci Aniołku za niepowtarzalnie rozrywkowe chwile i za to, że dalej żyję.

1 komentarz: