W
tym roku zabrałem w Bieszczady nowego misia. Ten misio jest jak widać bardzo
aktualny poprzez swój tęczowy szalik.
Nowy tęczowy misio przewędrował ze mną wiele kilometrów, na każdym biwaku sadzałem go na
namiocie, tak samo, jak w ubiegłym roku jego czerwonego braciszka, żeby również on napatrzył się na widoki.
Misio miał w Bieszczadach wielki apetyt i zawsze był w pogotowiu ze swoją łyżeczką - czuwał, aby nie ominęło go jedzonko.
Akurat zaczęły się maliny, gdy któregoś
popołudnia siedzimy sobie obaj obficie najedzeni grochówką na boczku (oraz borowik+) i misio mówi:
- Coś na deser by się przydało.
- To nazbieram ci misiu malin – ja.
-
Dobrze – powiedział misio – nigdy nie jadłem malin. Opowiedz mi coś o
nich.
-
A więc – mówię – maliny mają kolor malinowy, pachną …. no malinowo, a te leśne pachną
wręcz umaliniająco!
-
A jak smakują? - Zapytał misio.
-
Smakują całkiem malinowo. Kiedy zjesz ich
dostatecznie dużo, zrobi ci się malinowo w całym człowieku, znaczy w całym
misiu.
Zresztą zaraz się przekonasz.
I poszedłem zbierać. Było niedaleko.
Wracam,
a misio już czeka.
Z
ciekawością zajrzał do miski.
- Oooo! Jakie ładne i jak paaachną!
Teraz wiem jaki mają zapach. Zapamiętam ten zapach. Zapiszę go w głowie.
Tu
puknął się w główkę, mówiąc – zapamiętaj
ten oto zapach misiu jako malinowy.
I
w podnieceniu zabrał się za jedzenie moją łyżką.
-
Poczekaj misiu – powiedziałem i
przyniosłem mu jego łyżeczkę.
- Mniam, mniam – powiedział misio
jedząc swoją łyżeczką.
-
Ależ te malinki dobre! Nie tak dobre co
prawda jak miodek, ale też pysznie smakują.
- Misiu – powiedziałem – różne potrawy mają różne smaki, miodek
smakuje miodzikowo, a maliny malinowo.
Misio już nic nie mówił, tylko jadł, a uszka mu się trzęsły. Widać było, że mu smakowało.
Gdy
był już dostatecznie namalinowany, wyjawił: -
wiesz, ten czas, gdy poszedłeś zbierać maliny, to mi się pięknie dłużył.
To było podobne do oczekiwania na
miodzik. W brzuszku mi burczało oczekująco, ślinka napływała, nie mogłem się
doczekać. To bardzo przyjemne oczekiwać na coś miłego.
-
No – odrzekłem krótko a zwięźle,
znając z autopsji te niepowtarzalne chwile oczekiwania na takie coś.
Misio nic nie odrzekł, bo jak mniemam był najedzony bardzo i mu się nie chciało odrzekać.
Milczeliśmy więc.
A wokół nas rozpościerał się niepowtarzalny krajobraz bieszczadzki, sielski oraz pomału nieco senny.
W pewnej chwili misio wstał ociężale i podreptał do namiotu.
W nim uczesał się, ponieważ dbał bardzo o higienę misiową, znaczy osobistą.
Po
czym w końcu zapakował się na spanie do kieszeni, w swojej ulubionej pozycji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz