Astronomia Finansowa wykorzystywana do skutecznej gry na FOREX, kontraktach terminowych i ETF. Daty zwrotne wielokrotnie udowodniły swoją moc. Można dzięki nim osiągnąć wolność finansową.
poniedziałek, 30 kwietnia 2012
Skromność
ANTEK
piątek, 27 kwietnia 2012
Książka Marka Marcinowskiego - rozdział XIV
Astronomia Finansowa - urywki z książki
Książka Marka Marcinowskiego
Książka Marka Marcinowskiego
Rozdział XIV: Zbigniew Stawicki
czwartek, 26 kwietnia 2012
DATY DZIAŁAJĄ - KATASTROFA W ROSWELL
WYOBRAŹNIA
|
środa, 25 kwietnia 2012
Alleluja dla DAXA
wtorek, 24 kwietnia 2012
ZAUFANIE
KURA - Czyli daytrading z postawionym stopem
poniedziałek, 23 kwietnia 2012
Wiguś - Uciec od smutku i złości
piątek, 20 kwietnia 2012
Jan Sztaudynger - Raptularz dla zakochanych
JEŚLI TYLKO MOŻESZ - BIEGAJ
TRZECIE OKO
ZAGRAŁY WIDŁY NA WALL STREET
czwartek, 19 kwietnia 2012
ŁYKAJ TŁUSTĄ FOKĘ - DAX
Obserwując od roku dwa wykresy: Polanda 20 i Daxa stwierdzam z wielkim opóźnieniem :- (lepiej poźno niż wcale), że polski indeks pomimo dzisiejszego spadku o 1,5 %, jest Zdechły w porównaniu z Daxem. Przepraszam Ciebie Wigusiu, ale to prawda niestety, nie ma w Tobie życia. Dajesz mało zarobku. Jeden CFD na Daxie z postawionym stopem kosztuje 216 zł, a po godzinie 17.00 depozyt wynosi 279 zł. Dla 216 zł ruch 50 pkt - który wyczai każdy doświadczony inwestor, daje 100 % zysku. Do godz 17 z minutami Dax spadł, czyli w „naszą stronę” o 100 punktów.........nie mam pytań.........Jest jedna zasada uniwersalna: - NIE MA ZMIŁUJ SIĘ. Bierz, jak dają. Albo tak wyskocz z wody, jak ta orka......foka już nie odleci - nie ma skrzydeł - po niej jest!...... Anagram, czyli odwrotnie : - obserwuj Wig 20 i graj na Daxie! ( znaczy licz daty )
środa, 18 kwietnia 2012
Mam pytanie, piszesz że AT jest do dupy, z czym się zgadzam. Jednak
Twoje wykresy są pełne kresek, średnich i wskaźników - jak to w końcu
wygląda? Wchodzisz na szczytku/dołku czy czekasz na sygnał pochodny tj
wskaźnika i wejście jest opóźnione?
Co do dat zwrotu - są, grają i dobrze że je propagujesz. Ja namierzam je
poprzez fibo ale z całkowicie innymi parametrami niż te standardowe.
Ps: gram na 4H więc tu definicja zwrotu też inna niż intraday - dla mnie
zwrot to min. 400 pipsów - jako że często ludzie mylą pipsy z punktami a
platformy też mącą,więc podaję taki ruch na eurusd :od 1.3400 do 1.3000--------------------------------------------------------------------
wtorek, 17 kwietnia 2012
Post od serca Zbyszkowego
Kilka dni temu, Astronomia Finansowa przeskoczyła na luziczku 200 tysięcy wejść. To Wasza zasługa, Czytelnicy,Wasza, że czytacie, a moja, że piszę. Co ja tam bedę w bawełnę owijał. Był moment w moim życiu przełomowy. Czekałem na znak – nie wiedziałem co robić. I Bóg przemówił do mnie liczbą. Pisałem już o tym, że mam kontakt z Kosmicznym Centrum Koincydencji. ----------Jadę samochodem bijąc się, jak się to mówi, z myślami. Naraz jakiś połamaniec zajeżdża mi drogę ostro. Nie lubię tego. W pierwszej chwili chciałem się odegrać. To ludzkie jest. Wywal emocje! Pokaż połamańcowi, że nie wypadłeś krowie spod ogona! Ale zaraz.......patrzę, a on na dupie ma plakat: KRÓL JEST TYLKO JEDEN. I tablica rejestracyjna ma tylko numer 55! To ja przecież! Zbyszek 55! Taka miłość we mnie wstąpiła do tego kochanego faceta! Jaki tam połamaniec! To sam Bóg go zesłał! I już wiedziałem co robić. Jaki to był moment? Mam tylu wrogów.....wiszą mi. To może inaczej. To wszystko przeszłość. A cała przeszłość to bagno. A przyszłość to czekanie na taksówkę do nieba. Pamiętacie? ------------------------------------Przeszłość to bagno, przyszłość to bagno, jesteś na grobli. Jest noc i mgła. Ta noc i mgła to twoja popieprzona sytuacja. Ale masz latarkę! To twoja uważna obecność. Zapal ją. Zobaczysz drogę, To jest właśnie Tu i Teraz. Teraz idź. Nie wpieprz się tylko do bagna. Cała biblia jest w twoim sercu. Dojdziesz, bo za tobą idzie Anioł Stróż.------------------------------Rozmawiam z ludźmi. Od serca rozmawiam. To samo dostaję, co daję – serce. Kilka słów może, ale to KAMIENIE MILOWE. Mówią: - piszesz, ale ile treści jest między wierszami.......Ten blog, Astronomia, nie jest przeznaczony dla zwykłego Kowalskiego, który jest na tyle zaślepiony, że usiłuje złapać Sai Babę na błędzie, że 18 jest, a nie dziewięć. Chociaż jak byk stoi: sumuj do jednej cyfry! Sai Baba to oświecony! Ludzie, to Chrystus! A jeśli Chrystus coś powiedział nie tak, to tylko wina kościoła, który pokręcił Jego nauki. Pytano Buddę, Mahometa, Jezusa, Sai Babę, Osho .......-„jesteś Bogiem”. Wszyscy odpowiadali tak samo: - „ Nie, jestem tylko oświecony”..........A wracając do meritum: -Wszyscy, którzy rozsiewają o mnie negatywne wiadomości to kłamcy, bo mają wiedzę jedynie o swojej małości. Nie lubię ich. Oto wiadomości z pierwszej ręki: -Mam się całkiem dobrze, a nawet jeszcze lepiej. Jestem zdrowy, często szalony jestem, z czego się cieszę, bo wiem, że żyję. Dobrze mi ze sobą. Mam kilka pasji. Wielu znajomych pasjonatów, z różnych dziedzin, ale z pewnością nie jest to dziedzina: -teoretyczne mielenie ozorem. Zarabiam na giełdzie, dobra passa zaczęła się 26 kwietnia 2011 roku, mam przyjacielskie układy z byłą żoną, jedną stałą partnerkę, gimnastykuję się, biegam i nie przegrywam pieniędzy ludzi, którzy mi zawierzyli. Z prostego powodu- zarządzam tylko swoimi pieniędzmi. I często jestem na Bornholmie.--( a to o grobli to drobna przeróbka Eckharta Tolle ) Na obrazku: tak wyglądał mój ogród w Ząbkach pod Warszawą w 1970 roku - kocham kolorowe łubiny.
ODRZUCENIE - post dla złamanych serc
Data na Polandzie 20
poniedziałek, 16 kwietnia 2012
NIE ODRZUCAJ CZARNEGO
Zgoda na to, co negatywne
Człowiek musi nauczyć się funkcjonować również z tym, co w nim negatywne. Tylko wtedy może stać się całością.
Wszystkim nam zależy na doznawaniu samych rzeczy pozytywnych. Gdy jesteś szczęśliwy, akceptujesz to; gdy jesteś nieszczęśliwy, wypierasz to. Ale łączysz w sobie te dwa stany. Gdy wszystko idzie do przodu, czujesz się świetnie; gdy wszystko zatrzymuje się, staje - czujesz się jak w piekle. Ale musisz zaakceptować obie emocje. Tak wygląda życie: składa się i z piekła, i z nieba. Z czarnego i białego. Rozdzielanie ich jest fałszem. Nie ma nieba gdzieś na wysokości, a piekła gdzieś w dole. Oba są tutaj. W jednej chwili czujesz się jak w niebie, w następnej - jak w piekle. Trzeba poznać negatywny aspekt siebie i odprężyć się w jego obecności. Wtedy pewnego dnia ze zdziwieniem przekonasz się, że te negatywne cząstki dodają życiu smaku. Nie są niezbędne, ale dodają życiu przypraw. Inaczej byłoby nudne i monotonne. Sam pomyśl: jesteś coraz szczęśliwszy.......Co później? Momenty smutku przynoszą zapał, chęć poszukiwania i przygód. Odzyskujesz apetyt. Nie ma sposobu na pozbycie się czegokolwiek, można się tylko nauczyć wszystko akceptować.
czwartek, 12 kwietnia 2012
STARSZINA
Pierwsze letnisko u cioci Lusi, które dobrze pamiętam. Letnisko, bo nie chodziłem jeszcze do szkoły. Rok może 1952. Mój świat miał wtedy granice wyznaczone kręgiem jednego kilometra. Na zachodzie to były ostatnie domy przy łąkach w kierunku Chotomowa. Tam stał pół roku front i tam chodzili moi starsi koledzy. Ziemia Niczyja. Ja chodziłem tylko do domu, w którym mieszkał ktoś, kto wrócił z wojny. Ten ktoś zakopał przy swojej furtce karabin maszynowy – talerzowiec. Z ziemi wystawał kawałek lufy z takim małym lejkiem na końcu. Do tego końca był przymocowany drut, który naciągał słupek furtki. Takie pokojowe praktyczne zastosowanie niepotrzebnego już narzędzia zabijania. Pamiętam, gdy w grupie małych chłopców padał pomysł: - „idziemy do talerzowca”?. I szliśmy na ten koniec naszego zachodniego świata u cioci Lusi. Na miejscu był rytuał: - w nabożnym skupieniu każdy dotykał tego lejka na końcu lufy.........I wymieniano głębokie uwagi w rodzaju: „Podobno ten ktoś od karabinu zabił nim Niemca”! Robiło się okropnie ze strachu i wracaliśmy. Do czołgu stojącego na Ziemi Niczyjej wtedy jeszcze nie chodziłem, ale z wypiekami na twarzy słuchałem opowieści o tym co na niej jest – o okopach, ziemiankach, zasiekach, polach minowych i bunkrach w Chotomowie. Na północy był las, a za nim rzeka. W kierunku południowym była stacja kolejowa Legionowo – Przystanek. Na wschodzie cmentarz na piaszczystej górce i przy nim pole minowe. Ogrodzone, z tablicami – Uwaga Miny. Gdy na minę weszła kolejna krowa, pojawili się saperzy. Mieliśmy atrakcję, wychodziłem z kolegami bliżej wieczora na górkę za ogrodem coci Lusi, skąd było widać cmentarz. Najpierw wyła syrena, a potem następował wybuch. Syrena była po to, żeby we wsi pootwierać okna, aby szyby nie wypadły. Potem saperzy wysadzali rozbrojone miny. Las odpowiadał wielokrotnie echem. Wieczorami słychać było muzykę i śpiewy. Zacząłem chodzić po pewnym czasie, z innymi dziećmi do saperów. Dowodził nimi, czy też ich uczył, starszy Rosjanin – w stopniu sierżanta – Starszina po rosyjsku. Żołnierze mówili na niego dziadek. Pewnie był bardzo stary, mógł mieć nawet i 40 lat. Wszyscy go lubili. Miał wielkie czarne wąsy, takie „a la Stalin”, pięknie grał na harmonii i śpiewał przy tym. A któryś z polskich żołnierzy grał na harmonijce ustnej. Teraz wydaje mi się, że Starszina mógł być Gruzinem. Żołnierze go lubili, bo traktował ich po ojcowsku i umiał opowiadać o swoich przejściach wojennych. Dzieci lubił pasjami. Gdy opowiadał, trzymał zwykle dwoje dzieci na kolanach, każde na jednym. Nosił wiele medali. Siedząc u niego na kolanach można było każdy z nich wziąć do ręki. Pachniał machorką. Dawał nam cukierki. Rosyjskie. Były podobne do krówek, słodkie, w takim grubym papierku, na nim rosyjskie litery. Te papierki miały dla nas ogromną wartość, mierzyliśmy ich ilością, kogo z nas Starszina wyróżnia. Zapadał zmierzch, płonęło ognisko i Starszina sięgał po harmonię. Płynęły z piaszczystej górki tęskne melodie po polach. Ten dźwięk harmonii został w moim sercu jako wspomnienie z dzieciństwa. Gdy usłyszę harmonię, czas się nie tylko zatrzymuje, ale cofa się i natychmiast siedzę na kolanach Starsziny i czuję zapachy dzieciństwa: zapach palonego prochu, inny po wybuchu trotylu, machorki, nagrzanych słońcem jałowców i siana....... Zwykle z tych błogości wyrywało mnie dotknięcie cioci Lusi, która przychodziła po mnie. Czasami wracałem sam, bo inne dzieci szły już do domów. W każdym razie Starszina miał umiejętność zatrzymywania czasu. Przy nim zapominało się o całym świecie, a może właśnie cały świat przybywał, żeby go słuchać. Kiedyś wydarzyło się nieszczęście. Jeden z saperów zginął rozerwany przez minę. Cóż, saper myli się tylko raz. Ale Starszina się przejął. Traktował żołnierzy jak synów. Ja tego nie widziałem, chłopcy opowiadali. Ubrał się w galowy mundur, założył medale, kazał się żołnierzom odsunąć, wziął młot............Bo te miny to były niemieckie szklane fugasy, tak je nazywano. Gdy nastąpiło się na taką, ona wylatywała do góry na dwa – trzy metry wydając przy tym takie mocne fuknięcie, jak dziś przy odpalaniu ogni sztucznych i rozrywała się w powietrzu siejąc odłamkami. Coś podobnego do szrapnela. Natomiast wokół miejsca, w którym siedział fugas, było martwe pole o powierzchni kilkunastu metrów. Bez odłamków. Starszina walił jedną po drugiej. Po uderzeniu padał natychmiast na ziemię, otwierał usta, żeby nie popękały bębenki. Już tylko kilka min zostało. Słyszałem całą serię wybuchów, szyby drżały...............Uderzył w kolejną, upadł, a mina nie wyleciała do góry, tylko w bok, albo wybuchła za wcześnie, w każdym razie przybiegł kolega i krzyknął: - „Starszina zabity”! To grom z jasnego nieba! Na górkę zbiegło się wielu ludzi, przeciskałem się do przodu.......... Starszina leżał we krwi, do piersi przyciskał harmonię, poprosił o nią konając. Wszyscy płakali. Chyba ja najbardziej. Za kilka dni był pogrzeb na tej górce. Przyjechało wielu Rosjan. Otwarta mogiła jeszcze......Było tak cicho...........I naraz odezwała się harmonia Starsziny. Zaśpiewała mu nad grobem tą jego ulubioną melodią. Zawtórowały jej organki. Wzruszające to było do imentu. Ostatnie Pożegnanie. Rozległ się ogólny szloch. Żal rozrywał od środka. Bolało mnie serce, już nie płakałem całym sobą, tylko ryczałem - prawdziwie, mocno, i głośno: buuuuuuuuuu!
środa, 11 kwietnia 2012
Radość
Zrób miejsce dla radości
Podstawą wszystkiego jest poznanie siebie. Nie jest ono trudne, nie może być trudne; musisz tylko oduczyć się kilku rzeczy. Aby wiedzieć, kim jesteś, nie musisz się niczego uczyć, musisz tylko odrzucić pewne nawyki:
po pierwsze, musisz oduczyć się przejmowania się rzeczami;
po drugie, musisz oduczyć się przejmowania się myślami;
trzecia rzecz przychodzi sama z siebie: jest nią obserwacja. ------------------------------------------- Radość wynika z nie myślenia. Radość istnieje od początku, przygnieciona natłokiem myśli. Gdy nie ma myśli, wypływa na powierzchnię.
Bycie samemu
Od osamotnienia do bycia samemu
Ludziom wydaje się, że powinno im być smutno, gdy są sami. Jest to po prostu nieprawidłowe skojarzenie, mylna interpretacja, ponieważ wszystko, co piękne, zdarza się tylko w samotności, nie gdy przebywasz w tłumie. Wszystko, co transcendentne, pojawia, się gdy człowiek jest samotny, jest sam.
|
Nie bój się. Na początku to zanurzanie będzie przypominać śmierć. Otoczy cię mrok. Otoczy cię smutek, bo jedyne szczęście, które znałeś, leżało zawsze w związku z drugim człowiekiem, z innymi ludźmi. Poczekaj trochę. Zanurz się jeszcze głębiej, a odkryjesz narastającą ciszę oraz bezruch, który ma w sobie coś z tańca... nieruchomy ruch wewnątrz ciebie. Nic się nie porusza, a jednak wszystko ma ogromną prędkość - puste, a pełne. Spotykają się paradoksy i zanikają sprzeczności. Człowiek prędzej czy później musi pogodzić się ze swoją samotnością. Gdy się z nią zmierzysz, zmienia ona swoją barwę, jakość. Zmienia się jej smak. Staje się po prostu byciem samemu. Nie jest to stan izolacji, jest to bycie samemu. Osamotnienie ma w sobie nutę przygnębienia; bycie samemu otwiera przed tobą poczucie błogości. Pijesz z prawdziwej krynicy! Możesz wtedy pograć w szachy ze swoim prawdziwym przyjacielem i jesteś szczęśliwy.
Cykl księżycowy
Księżyc wywiera czasem mocny wpływ na człowieka, więc obserwuj go i korzystaj z niego. Co najmniej przez dwa miesiące prowadź codzienne zapiski, uwzględniające fazę księżyca. Zacznij od nowiu i zanotuj, jak się czułeś przez cały dzień; to samo drugiego, trzeciego, czwartego dnia aż do pełni. Gdy księżyc zacznie się zmniejszać, nadal prowadź zapis. Zauważysz pewien rytm - twój nastrój zależy od księżyca.
Gdy już sporządzisz dokładny wykres, możesz go wykorzystać do wielu celów. Możesz przewidzieć, jak będziesz czuł się jutro i w jaki sposób powinieneś się do tego przygotować. Jeśli zanosi się na smutek, rozsmakuj się w smutku. Nie miałoby sensu z nim walczyć. Zamiast walczyć, wykorzystaj go, ponieważ smutek również może przynieść korzyści.
wtorek, 10 kwietnia 2012
Platforma Baalbek - świątynia Baala - boga burzy
Sama miejscowość znajduje się na terenie Libanu, w górach Antylibanu, mniej więcej godzinę drogi od Bejrutu. Pięćdziesiąt jeden stopni wspaniałych schodów prowadzi do propyleum - kolumnady pod odkrytym niebem - które trzema bramami łączy się z 6-kątnym podworcem, gdzie mieści się ołtarz głównej świątyni otoczony murem z 230 posągami bogów. Jest to świątynia Jowisza Heliopolitańskiego (Baalbek w okresie rzymskim nosił nazwę Heliopolis - Miasta Słońca), która zaćmiła swym blaskiem dwie dalsze (również znajdujące się dziś w ruinach) świątynie: Merkurego i Wenus.
Nie o same świątynie nam jednak chodzi, tylko o ich... fundamenty. I schody. Schody są wykute z jednego monolitu! A świątynia Jowisza zbudowana została na kamiennej platformie o wysokości 7,28 m, w skład której - z jej zachodniej strony weszły 3 gigantyczne obrobione głazy o szerokości 3,6 m, wysokości 4,16 m i długości niemal 20 m. Każdy z nich waży około 800 ton. Wycięte one zostały w oddalonym o 1,5 km karmeniołomie, przeniesione na miejsce budowy i tak dokładnie dopasowane, że w miejsce styku nie mieści się żyletka i nie wnika woda. Precyzja do 0,01 mm.
Po tych trzech blokach budowniczowie zresztą nie spoczęli na laurach, bowiem w tychże kamieniołomach Szeich Abdalla znaleziono jeszcze - częściowo tylko wycięty - czwarty blok (nazwany El Hubla, albo Midi - "Kamień Południa") o długości 21,72 m i rozmiarach końca południowego 4,25 m na 4,35 m, zaś końca północnego - 5,35 m na 5,35 m. Jego prawdopodobny ciężar wynosi 1211 ton.
W dodatku platforma, na której Rzymianie w l w. zbudowali świątynię Jowisza - jest co najmniej o kilkanaście wieków od świątyni starsza. Stała kiedyś na niej świątynia Baala - boga deszczu i burzy. Tymczasem nawet dziś, a więc kilka tysięcy lat później - przy wszystkich naszych umiejętnościach technicznych - trudno sobie wyobrazić taką dokładność wykonania płaszczyzn styku kamieni platformy, transport i swobodny manewr gigantycznymi blokami.
Przykładem naszej bezradności w tym względzie mogą stać się obliczenia rosyjskiego inżyniera A. Kołomiejczuka, który zadał sobie wiele trudu, by ściśle odtworzyć warunki techniczne tego rodzaju przedsięwzięcia. Wyliczył on, że każdy z tych bloków musiał być ciągnięty przez 45 tys. niewolników. Było 100 czterystumetrowych lin, wszyscy deptali sobie po nogach a liny pękały. Było wesoło!
ŚWIATY RÓWNOLEGŁE - DZIURY W CZASIE
Wiele mądrych osób sądzi, że istneje dużo czaso - wymiarów, a nasz jest jednym z nich. Są to światy równoległe, albo wymiary z przeszłości i z przyszłości. W niektórych momentach, następuje przenikanie tych wymiarów. Wtedy dzieją sie zjawiska zagadkowe. Taka OBE (śmierć kliniczna) na przykład. Bardzo liczne opisane przypadki, zwłaszcza podczas operacji. Wspominałem już, że zetknąłem się z nią osobiście w 1995 roku. Nastąpiło coś, co nazwać można Zatrzymaniem Czasu. Byłem w innym świecie, gdzie odbiór wraźeń był dużo silniejszy niż w naszym. Byłem Tam 14 dni, a w dokumentach szpitalnych zapisano, że serce nie biło przez jedną minutę........... Otóż jest udwodnione: ESP – Postrzeganie Pozazmysłowe, oraz eksterioryzacja – wyjście poza ciało. Możemy opuszczać swoje ciało i podróżować w wymiarze astralnym. To również sprawdziłem osobiście. Nieznane pociąga......Metoda lustra św. Ignacego Loyoli, opisana przez Carlosa Castanedę. W czasie przygotowań do odlotu pięknie się chudnie ( ścisła głodówka ). Doświadczenie niesamowite, bardzo realne........... Nie polecam jednak! W moim przypadku ten eksperyment mógł się skończyć zgonem. Za szybko wyfrunąłem z pomieszczenia. A teraz przypadek kwalifikowany do Dziur w Czasie, czyli teleportacji---------------------------Pewnego dnia w 1950 roku, w Nowym Yorku na Broadwayu, zauważono mężczyznę, który ubrany był w żakiet i kraciaste spodnie z getrami zapinanymi na guziki. Ludzie na ulicy myśleli, że to aktor, który idzie do teatru. Jednak mężczyzna ten dziwnie się zachowywał. Był zdenerwowany, ciągle się oglądał i sprawiał wrażenie zagubionego. W pewnym momencie wbiegł na jezdnię, gdzie potrąciła go taksówka. Śmiertelnie potrąciła. Policja długo próbowała ustalić tożsamość denata. Przy zwłokach były dokumenty, stare dokumenty. Człowiek nazywał się Rudolph Fentz. Mieszkał na Florydzie. Miał przy sobie stare banknoty, które dawno wyszły z użycia, oraz kwit na którym widniało, że oddał właśnie w tym dniu na przechowanie na tydzień - powóz z końmi. ! Dzień się zgadzał. Tylko na kwicie był rok 1876 !. Sprawdzono: żył człowiek o tym nazwisku na Florydzie w 1876 roku. Po kłótni z żoną postanowił opuścić dom i zamieszkać w Nowym Yorku. Jego żona zgłosiła zaginięcie właśnie w 1876 r. A pod numerem Broadwayu, widniejącym na kwicie, w 1876 roku znajdował się hotel, oczywiście z parkingiem dla powozów. Do tej pory nie udało się „racjonalnie” wytłumaczyć tego przypadku. I nie uda się, bo nasza wiedza jest bardzo skromna.
KALICHLOREK
I znowu wybuchy. Tym razem na Wielkanoc. Gdzieś kupowałem podstawową substancję, do tego była siarka w kawałach i trzeba było ją rozdrobnić. Od czego młynek do kawy? Taki ręczny, na korbkę. Potem zmieszać w proporcji, jeszcze się chyba czegoś dodawało i można było zrobić z tego pecynkę w gałganku. Wielkości połowy jajka akurat. To mocno ścisnąć, zawiązać sznurkiem i ..............podłożyć pod tramwaj jadący Puławską!. Trzeba to było zrobić, gdy tramwaj był już całkiem blisko, aby motorniczy nie zdążył zahamować. Bo potrafił zahamować i zabrać ładunek. Detonacje nieźle denerwowały pasaźerów. Nieraz tramwaj najeżdżał na całą serię gałganków i nikł w błękitnym dymie. A waliło zdrowo! Szyby dźwięczały w domach. Echo odbijane od kamienic powtarzało huki. Gołębie nie mogły usiąść na chwilę, bo zaraz był następny wybuch. Mniejsi chłopcy strzelali z kluczy z wgłębieniem. Kluczy do mieszkania. Do dziurki nastrugać siarkę z kilkunastu zapałek, klucz na sznurku, do drugiego końca sznurka uwiązany stępiony gwóźdź. Gwóźdź wetknąć w klucz i teraz całością, trzymając za sznurek walnąć w mur.....i łup!!!!! Mocny wystrzał wywołuje wielokrotne echo! Był jeden problem: za duży ładunek siarki potrafił rozerwać klucz i wynikał kłopot z otwarciem drzwi do mieszkania. Starsi chłopcy zamiast klucza mieli tuleje toczone na tokarkach z otworem w środku. Do tego dobrane ciasne wrzeciono. Nie za ciasne broń Boże! To nazywało się moździerz. Jak działo artyleryjskie. Bo był gruby huk! Ale do moździerza wchodziło kilka paczek zapałek na raz. Duże zużycie. Na tydzień przed Świętami zaczynała się kanonada w całej Warszawie. Wszyscy chłopcy pracowali. Owszem, zdarzały się wybuchowe wypadki, ale przy takiej pracy, to zrozumiałe. W dniu procesji, rano przecież, nie jeździły tramwaje i był inny sposób na wybuchy. Przenosiliśmy się pod kościół. Tam trzeba było znaleźć, lub przynieść ze sobą brukowiec spory – kamień otoczak, o wadze kilku kilogramów i teraz dwa sposoby: jeden, to stanąć na murku, żeby z większej wysokości walnąć w pecynkę z kalichlorkiem, to mniejsi chłopcy robili. Więksi chłopcy kładli ładunek przed sobą na chodniku i wznosili kamień nad głowę i łup w niego.! Huk, w uszach dzwoniło, tylko niestety szły iskry dołem i wypalały dziurki w spodniach. Po całej akcji nogawki spodni były w strzępach. To było robienie wybuchów dla samych wybuchów. Staliśmy w niebieskich oparach wszyscy pod kościołem róg Puławskiej i Dolnej. Gdy wychodziła procesja z kościoła, wywalaliśmy ostatnie ładunki. A pod nogi księdzu i tym na przedzie leciały petardy wojskowe, rzucane przez najstarszą młodzież. Kulminacja wybuchów następowała. To była piękna tradycja. Po tym rozchodziliśmy się do domów i na tym kończyło się nasze coroczne spotkanie z kościołem.
piątek, 6 kwietnia 2012
czwartek, 5 kwietnia 2012
Data 5 kwietnia zadziałała.
Rok 1955 - Zbyszek, Zosia i ksiądz
Szkoła podstawowa nr 33 przy ul. Grottgera w Warszawie. Pójście do szkoły było dla mnie wielką karą. Przesiedzieć tyle godzin w klasie, gdy na zewnątrz inne dzieci się bawią? To zupełnie niezrozumiałe. Przez pierwszą klasę przejechałem bez komplikacji. Rok szkolny w drugiej klasie zaczął się od lekcji religii. Chyba po śmierci Stalina kościół wywalczył swoje. Lekcje religii prowadził taki wielki ksiądz, niestary jeszcze, tak go pamiętam. Ksiądz sadysta. Bił dzieci kawałkiem kabla elektrycznego po rękach. Miał wyćwiczone uderzenie. Jak z bicza. Dzieci się go bały. Bił wyłącznie chłopców. Dziewczynki faworyzował. Dotykał je wszystkie z wyraźnym wzruszeniem. Głaskał po głowie i po karku i uśmiechał się przy tym szeroko. Ale z jakiegoś powodu dziewczynki także tego księdza nie lubiły. Trwało to jakiś czas, nikt się nie poskarżył. A może dzieci mówiły, a rodzice się bali? Moja matka dawała mi do szkoły bułkę z baleronem – szlachetną wędliną podobno, ale pełną żył. Byłem niejadkiem. Opowiadano, że nie chciałem jeść nawet ptasiego mleczka od Wedla, mówiłem, że są w nim żyły. Na przerwie raz ugryzłem bułkę, natrafiłem na baleron i..........szybko zawinąłem w papier i fru do kosza z nią. Zobaczył to jeden z moich kolegów, który miał na śniadanie czarny chleb ze smalcem, ze skwarkami. Oczy mu się zaświeciły i mówi: -„Nie wyrzucaj, zamieńmy się, ja ci dam swoje jedzenie, ty dasz mi swoje”. Posmakowało mi! Czarny chleb ze smalcem ze skwarkami. Mniam. Od tej pory na dzień dobry wymienialiśmy się kanapkami. Zacząłem przynosić dwie bułki z baleronem. Mama się ucieszyła, gdy poprosiłem o dwie bułki do szkoły, mówiła, że przytyłem wyraźnie, odkąd zacząłem jeść baleron..........A jaka prawda była to tylko ja wiedziałem. Polubiliśmy się bradzo z tym kolegą od czarnego chleba.--------Na którejś z lekcji religii, powiedziałem coś nie tak. A już wcześniej ksiądz posadził mnie z dziewczynką w jednej ławce. To była kara. Chłopcy siedzieli zwykle z chłopcami, a dziewczynki z dziewczynkami. Gdy usiadłem obok tej dziewczynki, ona pokazała mi kreskę na ukośnym pulpicie przedwojennej zniszczonej ławki i powiedziała: -„Oto granica, której nie wolno ci przekraczać, za tą granicą jest mój teren. Jeśli przekroczysz granicę ukłuję cię”. Spojrzałem w jej przymrużone oczy. Wydawało mi się że siedzę obok bazyliszka. Ale co mi tam, ta lekcja potrwa tylko do dzwonka. Na szczycie pulpitu, pomiędzy dwoma uczniami, było wgłębienie, w którym znajdował się kałamaż z atramentem. Bo wtedy, w drugiej klasie pisaliśmy jeszcze drewnianymi obsadkami ze stalówką. Co chwila trzeba było maczać stalówkę w atramencie. Więc siedzę w tym niemiłym towarzystwie. Naraz ksiądz mnie o coś zapytał. Jak zwykle odpowiedziałem niezwykle mądrze, ale moja odpowiedź nie spodobała się księdzu........... Stałem, trzymając obie dłonie na pulpicie. Świst! Czarno w oczach. Lewa dłoń! Boli bardzo, oj jak boli!. Ksiądz przygląda mi się z satysfakcją. Pyta: - „Bolało”?. Natychmiast usłyszał od Zbyszka buntownika odpowiedź: - „ Nie”! Ponowny świst. Świat zawirował. Ale ustałem. I nie zajęczałem tak jak inni. Ksiądz zapytał ponownie: -„Bolało”? Udało mi się wydusić z siebie ochrypłe: - „Nie”. Przyjrzał mi się uważnie. Coś błysnęło w jego spojrzeniu, bo ja patrzyłem w jego oczy ze szczerą nienawiścią. Nie uderzył po raz trzeci. Odszedł. I wtedy przeszywający ból w prawej dłoni. Co to? Przecież ksiądz bił w lewą. Otóż z bólu przesunąłem prawą dłoń poza linię graniczną z dziewczynką. A ona natychmiast wykonała wyrok. Wbiła mi cyrkiel do oporu w dłoń. Tego było już za wiele. Chwyciłem kałamaż z atramentem i wylałem jej na tył głowy. Atramentu było sporo, dostał się dziewczynce za fartuszek i do rajstopek dopłynął po plecach. Nie pamiętam, jak to się skończyło z dziewczynką. Chyba moja matka odkupiła jej ubranie. Pamiętam natomiast, jak skończyło się z księdzem. Podszedł do mnie kolega od czarnego chleba ze smalcem i powiedział: - „Ja jestem z Czerniakowa, u mnie jest takie hasło: - Boso, ale w ostrogach. Jesteś charakterny. Postawiłeś się księdzu. Powiem o wszystkim mojej siostrze Zosi”. A Zosia była łobuzicą, miała 18 lat, była duża, ważyła 100 kg i dowodziła na Czerniakowie bandą kilkunastu chłopaków. Oni stanowili prawo ulicy. Za kilka dni nastąpiło takie wydarzenie: - Zosia z bandą przyszła na Grottgera. Czekała na księdza. Wyszedł ksiądz. Zosia złapała go za ubranie. Powiedziała: -„ Zaczekaj”. Księdz się rozejrzał i natychmiast wymiękł. Zapytał: - „ Czego pani ode mnie chce”? Zosia na to: - „Mam prezent dla ciebie. Dzieci biłeś, ale już nikogo nie uderzysz w tej szkole”. I wykonała swój popisowy numer – uderzenie z główki. Uderzała tylko jeden raz. Ksiądz upadł na chodnik, miał złamany nos, zaczął zalewać się krwią. Przechodnie na ulicy przystanęli, patrząc, co się dzieje. – „Księdza biją! – ktoś krzyknął, - "milicję wezwać”! Łobuzy z bandy Zosi podeszli powoli do nich, ręce w kieszeniach, papierosy w ustach. Jeden chłopak powiedział krótko: - „Do domu jazda”! I wyjął nóż sprężynowy na poparcie swojej racji. Przycisnął spreżynę, wyskoczyło ostrze......Przechodnie widząc to, zamilkli i szybko się rozeszli. A ksiądz już nie wrócił do szkoły, następne lekcje były z zakonnicą. W starszych klasach religii już nie było - komuniści walczyli z kościołem o rządzenie duszami.