Pomarzyć zawsze można. Wskazane nawet jest.
Jak, po dniu pracowitym, żona powinna witać męża?
Trójkami idziemy...akurat po tej trójce, to nie wiem jakby ciało zareagowało, ale wesołe to jest!
Tequilla
Astronomia Finansowa wykorzystywana do skutecznej gry na FOREX, kontraktach terminowych i ETF. Daty zwrotne wielokrotnie udowodniły swoją moc. Można dzięki nim osiągnąć wolność finansową.
czwartek, 31 stycznia 2013
Diagnoza
Postawić prawidłową diagnozę, to jest podstawa. Nie leczyć płuc, gdy serce chore. Potem już tylko z górki. Kiedyś wydawało mi się......że znam się na falach. I traciłem kasę. Teraz uważam, że znam się na falach, ale fala może zakręcić i dupa mokra! Od tego zakrętu jest właśnie stop! I każdy rynek ma swoją specyfikę.
Uważam, że mogę się zawsze pomylić - od tej pomyłki jest zawsze stop!
Wiem, że poczucie winy ( żona pyta: kiedy kasę dasz? ) dołuje. To jest presja. To jest trucizna.
Nie mówię o żonie. Presję mam na myśli. Tylko wtedy czujesz rynek, gdy Luziczek masz. A gdy nie czujesz rynku? To nie masz Luziczku!...Albo odwrotność: nie masz Luziczku? Nawet o kochaniu zapomnij wtedy....
Nie otwieraj wtedy pozycji!!!!!!
Nie musisz otwierać. I bądź uważny: CZEKAJ NA SYGNAŁ!
Jest jeszcze inne rozwiązanie, gdy jesteś pod presją żony......Ale o nim nie mówmy teraz.
Bo...jeśli......uwierzysz jakiemuś guru....to możesz jaja stracić. Chyba, że masz szczęście i trafiłeś na Finkelsztajna. Osho jest niesamowity! Znaczy: - był. Ale dla mnie jest żywy. Tylko nie wiecznie żywy, bo to hasło zaanektowali komuniści rosyjscy dla Lenina.
Uważam, że mogę się zawsze pomylić - od tej pomyłki jest zawsze stop!
Wiem, że poczucie winy ( żona pyta: kiedy kasę dasz? ) dołuje. To jest presja. To jest trucizna.
Nie mówię o żonie. Presję mam na myśli. Tylko wtedy czujesz rynek, gdy Luziczek masz. A gdy nie czujesz rynku? To nie masz Luziczku!...Albo odwrotność: nie masz Luziczku? Nawet o kochaniu zapomnij wtedy....
Nie otwieraj wtedy pozycji!!!!!!
Nie musisz otwierać. I bądź uważny: CZEKAJ NA SYGNAŁ!
Jest jeszcze inne rozwiązanie, gdy jesteś pod presją żony......Ale o nim nie mówmy teraz.
Bo...jeśli......uwierzysz jakiemuś guru....to możesz jaja stracić. Chyba, że masz szczęście i trafiłeś na Finkelsztajna. Osho jest niesamowity! Znaczy: - był. Ale dla mnie jest żywy. Tylko nie wiecznie żywy, bo to hasło zaanektowali komuniści rosyjscy dla Lenina.
Słoneczny,
poniedziałkowy poranek w centrum Santa Banana w Kalifornii. Doktor Decapitate
szykuje się do przyjęcia swojego pierwszego pacjenta. Jeszcze raz spogląda na
swój nowoczesny, świetnie wyposażony, skomputeryzowany, połyskujący chromem
gabinet, naciska guzik i wpuszcza pacjenta, pana Porky Poke'a.
-
Doktorku! - krzyczy Porky. Jego głowa jest cała w bandażach.
-Ach!
Zapewne jakiś problem z głową -woła Decapitate.
-
Niesamowite! Jak pan to odgadł?
-
No cóż! Trzydzieści lat praktyki w tym zawodzie.
I
doktor zaczyna naciskać jakieś przełączniki, jakieś klawisze w komputerze. Po
chwili mówi:
-
Nie ma wątpliwości. To ostry przypadek migreny.
-To
zdumiewające! Mam ją przez całe życie. Czy może mnie pan wyleczyć?
-
Dobrze - mówi doktor patrząc w komputer. - Zabrzmi to drastycznie, ale by
pomóc panu, będę musiał usunąć pańskie lewe jądro.
-
O rany! Lewe jajo! - rozpacza Porky. - No dobrze. Zrobię wszystko, aby pozbyć
się tego bólu.
Po
tygodniu, kaczym chodem Porky Poke opuszcza prywatną klinikę. Nie ma lewego
jądra, ale czuje się jak odrodzony.
-
Już po migrenie!—krzyczy, próbując tańczyć z radości.
Aby
to uczcić, idzie od razu do sklepu krawieckiego Mosze Finkelsztajna. Chce
sprawić sobie całą nową garderobę. Mosze patrzy na niego i mówi:
-
Marynarka rozmiar czterdzieści dwa.
-
Tak! Ale skąd pan wie? - pyta Porky.
-
Cóż. Trzydzieści lat praktyki w tym zawodzie. Rozmiar pana spodni to
trzydzieści sześć, długość nogawki siedemdziesiąt osiem centymetrów.
-
Zdumiewające! -woła Porky. - Ma pan świętą rację!
-
Oczywiście, że mam rację. Robię to całe życie. Pana buty mają rozmiar dziewięć
i pół - kontynuuje Mosze.
-Niesamowite.
Dokładnie tak jest!
-
A pana bielizna jest w rozmiarze cztery - dodaje Finkelsztajn.
-
O, nie. Tu się pan myli. Mam rozmiar trzeci.
-
Nie, nie. Na pewno czwarty - upiera się sprzedawca.
-
Nie. Całe moje życie nosiłem i noszę rozmiar trzy - mówi Porky.
-
Dobrze. Niech pan sobie nosi ten rozmiar trzeci, ale będzie pan miał od tego
okropną migrenę.
Pomoc od sił wyższych
Kiedy mówię,
abyś zamknął się na siły niższe, nie mam na myśli walki z nimi, chodzi o to,
abyś był świadomy ich istnienia. To wystarczy. Jeśli zaczniesz z nimi walczyć,
ulegniesz wypaczeniom, co jest jeszcze
gorsze. Przestaniesz być naturalny, ogarnie cię obsesja.
Jeśli ktoś się na
ciebie rozgniewa, nie reaguj od razu, ale też nie walcz z tym, co odczuwasz.
Rozważ całą sytuację i przeanalizuj ją bezstronnie, weź pod uwagę każdy punkt
widzenia. Jeśli ten ktoś, kto się na ciebie rozgniewał, ma rację, bądź mu
wdzięczny.
A jeśli nie ma racji,
nie reaguj, bo ta jego złość, to jego problem, ty nie masz z tym nic wspólnego.
Jest to głęboki
wgląd psychologiczny – jeśli ktoś cię znieważa, robi to tylko wtedy, gdy
podświadomie wątpisz w swoją rację. I on to wyczuwa, bo te wątpliwości wyrażają
się w twoim zachowaniu, w gestach, słowach, w mowie. Jeśli czujesz, że to
zupełna pomyłka, możesz się nawet uśmiechnąć.
Gdy ktoś przychodzi i mówi: -„Jesteś
bezsilny”, wpadniesz w złość, ale tylko wtedy, gdy poczujesz tę bezsilność w
sobie. W przeciwnym wypadku nie reaguj. Reaguj tylko wtedy, gdy wypowiedź
uderzy w coś głęboko w tobie ukrytego. Przeanalizuj całą sprawę i jeśli
adwersarz ma rację, bądź mu wdzięczny.
Staje się to
palącym problemem. Ty nie jesteś świadomy swych podstaw, głębszych pragnień,
głębszych stłumień, a inni je zauważają. Naucz się więc analizować to, co się
dzieje. Może ktoś, kto ciebie obraża ma rację. Może częściowo ma rację – wtedy
bądź mu częściowo wdzięczny i nie przejmuj się tym, w czym się myli.
Kiedy mówię: nie otwieraj się na
niższe, nie mam na myśli tłumienia, ale uważność, obserwację, analizę. Jeśli
tłumisz, zamykasz się na wyższe.
Jeśli ktoś tłumi seks, nie może wziąć urlopu od tłumienia.
Chwila urlopu i wąż ożywa z jeszcze większym wigorem i witalnością. W tłumieniu
nic nie umiera. Przeciwnie – to, co było tłumione, staje się jeszcze bardziej
żywe.
Aby otworzyć
się na wyższe zamknij wrota niższemu. Inaczej stworzysz napięcie, konflikt w
samym sobie. Najpierw podejmij świadome działania mające na celu zamknięcie się
na niższe. ( - nie pozwalaj sobie na ocenianie, nie baw się w osądzanie - tylko
obserwuj)
Po jakimś czasie, bez żadnego wysiłku z twojej strony,
zaczniesz sobie zdawać sprawę z innego wymiaru. Wystarczy usiąść pod drzewem i
już jesteś w innym świecie.
(Zbyszek - nie musisz nawet siadać pod drzewem, gdy to pojmiesz, przy każdej czynności wpadniesz w błogość, w stan uniesienia. Możesz trawnik kosić, albo śnieg odgarniać. Boziuniu, jak ja lubię śnieg odgarniać! I każdy, kto mnie zna, wie, czy to prawda, czy nie)
Widziałeś pewnie
wizerunki Buddy siedzącego pod drzewem. Czy zastanawiałeś się, co Budda robi?
Nic nie robi, jedynie czeka. Niższe zamknęło się,
nagromadziła się energia, wiec teraz czeka na właściwy moment, gdy energia
stanie się tak wielka, że zmusi wyższe do otwarcia się. Wiele starożytnych
technik medytacyjnych zajmuje się właśnie takim otwarciem.
Budda wspominał
o wielu rzeczach, które należy uczynić, aby zamknąć to, co niższe, lecz
podstawowa technika to „właściwa
uważność” – samyak smriti.
To jest to samo, o czym mówię: obserwacja, czujność,
analiza.
Budda mówi: -„Gdy jesteś rozgniewany, pamiętaj, to ty jesteś
rozgniewany. Bądź uważny, bądź świadomy”.
To jest wielka
alchemiczna prawda wewnętrzna: możesz być albo rozgniewany, albo uważny. Jeśli
jesteś uważny, obserwujesz - nie możesz być rozgniewany. Rozgniewany możesz być
tylko wtedy, gdy jesteś nieświadomy, twój umysł tobą zarządził. Ma ciebie pod
kontrolą. Jest twoim panem.
Jeśli zamkniesz się
na niższe, wchodzisz w kontakt z siłami wyższymi, z wieloma zjawiskami. Jednym
z tych zjawisk jest głęboka komunia z wysoko rozwiniętymi duszami. Nic we
wszechświecie nie ginie. Budda jest wieczny, Kriszna jest wieczny, Jezus jest
wieczny.
I dla tych, którzy
są otwarci na wyższe, Jezus nie jest postacią historyczną, wciąż istnieje.
Dwadzieścia stuleci wyparowuje i wchodzisz w kontakt z żywą obecnością. To
Kronika Akashy.
PS. - Kronika Akashy to takie google kosmiczne, a ty
próbujesz się do niego zalogować.....
Próbujesz?
Gdy to się uda…… przychodzą do ciebie różne dary: może pismo
automatyczne – channeling, staniesz się celebrytą kanałowym, jak Jan Gabriel, lub
Katie Byron, a może dostaniesz dar uzdrawiania, jasnowidzenia, a może tylko staniesz
się szczęśliwy?–
Wiatr
Nieustannie krąży wokół nas. Pędzi obłoki nad ziemią. A
kiedy chcesz go schwytać i jakoś na trwale zaprząc w żagle lub skrzydła
wiatraków, wtedy w bezradnej dłoni tylko strzęp jego szaty ci pozostaje……
Mówimy; -Wiatr, zgadzając się jednocześnie, że zawsze będzie
nieuchwytny, bezdomny, lekkomyślny. Że: - „ na niczym mu nie zależy i niczego
nigdy nie broni”…..
Dziewiętnastowieczny poeta na dowód swojej prawdy napisał wiersz: -„Na
zwaliskach zamku w Czersku”.
Po czarnych
szczelinach, darłem się ku górze.
Zobaczył to
wicher – co gdzieś tam bałwany mgły
Po polu wodził –
i przybiegł zdyszany, i zawył mi w ucho:
„ Gdzież pniesz
się to? Gdzie?
Od wieku nie
dotknął nikt skroni tych wież!”
Jestem w Czersku i patrzę na owe trzy wieże. Tę nad bramą
(kwadratową) i te dwie okrągłe, jak tu mówią – cylindryczne – połączone z nią
ramionami murów.
Właśnie pomiędzy nimi była, w czasach mojej młodości, chyba
stumetrowa, pusta przestrzeń bez muru. Otwarta na południe w stronę Warki.
Tędy najswobodniej wchodził wiatr, zaglądało oko nieba,
wciskała się zieleń traw i cherlawe drzewka wspinały się na mury.
Wszystkie te siły jednym wielkim głosem przyrody pytały:
Gdzie są ci
książęta mazowieccy, co ten zamek stawiali?
Gdzie ta
Włoszka – królowa, która kazała zamek sadami i winnicami otoczyć?
Gdzie
wreszcie podział się ten starosta ( czy jak niektórzy powiadają: marszałek )
Franciszek Bieliński, który przed 300 laty próbował
restaurować trochę mury?
Odpowiedź
wiatrowi, zieleni i niebu po trzykroć ta sama: NIE MA ICH….
XIX – wieczny poeta, Roman Zamorski, tak kończy opowiadanie
o wichrze z czerskiego zamku: -….”Chciał mnie porwać…
I
ułamałem gałązkę dębową,
I
nią , jak berłem – skinąłem”.
Uspokoił się wicher, uchodząc przez północną bramę, co się
pod kwadratową basztą znajduje, wpadł w ręce starego dziada, który wichry łapie
i wiąże. I tylko, jak za gorąco w świecie, lub gdy jest zły, wypuszcza je na
wolność.
A po schodach,
które oczy w górę prowadzą, wspina się światło na kwadratową basztę. Kiedy
dochodzi do okna, rozlega się wystrzał armatni.
Nie każdy go
słyszy, ale – wierzcie mi – zawsze pod zachód, gdy rozlewa się po niebie słońce czerwone, znoszą z baszty
żołnierze ostatniego Niemca z Czerska.
Ukrył się w baszcie i przekazywał swoim kamratom tzw.
koordynaty. Ktoś z naszych zauważył błysk lornetki na wieży, wycelował z grubej
rury, i już po człowieku.
Żył jeszcze
przez chwilę, gdy go zniesiono na dół, ale nogę mu urwało i krew sikała równo.
Stąd o zachodzie, od krwi w bramie tak czerwono.
środa, 30 stycznia 2013
Judy Zebra Knight
Judy Zebra Knight (urodzona jako Judith Darlene
Hampton 16 marca 1946,
w Roswell w stanie Nowy Meksyk)
– Amerykanka, która twierdzi, że drogą channelingową
(kanałową) otrzymuje przesłanie od żyjącego 35 tysięcy lat wcześniej na Lemurii ducha-wojownika oraz nauczyciela
duchowego o imieniu Ramtha[1].
Bardziej znana jako J. Z. Knight.
W Polsce autorka spopularyzowana została dzięki książce Ramtha: Biała księga (Ramtha: The White Book).
Ramtha Biała Księga
.....Nazywam się Ramtha.
W starożytnym języku moich czasów to
znaczy Bóg. To ja jestem wielkim Ramą ludzi Indii. Byłem pierwszym
człowiekiem urodzonym z łona kobiety i lędźwi mężczyzny,
który wniebowstąpił. Nauczyłem się, jak wniebowstępować nie za pośrednictwem
nauk innego człowieka, lecz dzięki wrodzonemu zrozumieniu
Boga istniejącego we wszystkim. Jednak zanim to nastąpiło,
nienawidziłem i gardziłem, zabijałem, podbijałem i rządziłem aż do
momentu, w którym osiągnąłem oświecenie.
Byłem pierwszym zdobywcą znanym w tej rzeczywistości. Rozpocząłem
marsz, który trwał sześćdziesiąt trzy lata. Podbiłem trzy
czwarte znanego świata, ale moje największe zwycięstwo odniosłem
nad sobą w momencie, kiedy zrozumiałem moją własną egzystencję.
Kiedy nauczyłem się kochać siebie samego i osiągnąłem jedność z całym
życiem, wstąpiłem na skrzydłach wiatru do wieczności.
Wniebowstąpiłem przed oczami mojego ludu na północnowschodniej
stronie góry Hindus. Mój lud, który liczył więcej niż dwa
miliony, był mieszanką Lemuryjczyków, ludzi z Jonii, później nazwanej
Macedonią, i plemion uciekających z Atlanty, którą nazywacie
Atlantydą. Taki jest rodowód mojego ludu, obecnie tworzącego narody
Tybetu, Nepalu i południowej Mongolii.............
znaczy Bóg. To ja jestem wielkim Ramą ludzi Indii. Byłem pierwszym
człowiekiem urodzonym z łona kobiety i lędźwi mężczyzny,
który wniebowstąpił. Nauczyłem się, jak wniebowstępować nie za pośrednictwem
nauk innego człowieka, lecz dzięki wrodzonemu zrozumieniu
Boga istniejącego we wszystkim. Jednak zanim to nastąpiło,
nienawidziłem i gardziłem, zabijałem, podbijałem i rządziłem aż do
momentu, w którym osiągnąłem oświecenie.
Byłem pierwszym zdobywcą znanym w tej rzeczywistości. Rozpocząłem
marsz, który trwał sześćdziesiąt trzy lata. Podbiłem trzy
czwarte znanego świata, ale moje największe zwycięstwo odniosłem
nad sobą w momencie, kiedy zrozumiałem moją własną egzystencję.
Kiedy nauczyłem się kochać siebie samego i osiągnąłem jedność z całym
życiem, wstąpiłem na skrzydłach wiatru do wieczności.
Wniebowstąpiłem przed oczami mojego ludu na północnowschodniej
stronie góry Hindus. Mój lud, który liczył więcej niż dwa
miliony, był mieszanką Lemuryjczyków, ludzi z Jonii, później nazwanej
Macedonią, i plemion uciekających z Atlanty, którą nazywacie
Atlantydą. Taki jest rodowód mojego ludu, obecnie tworzącego narody
Tybetu, Nepalu i południowej Mongolii.............
...Pewnego dnia,
kiedy kontemplowałem majaczącą na horyzoncie widmową linię jeszcze
nieodkrytych gór i dolin, spytałem siebie, jakby to było, gdybym
ja sam przekształcił się w Nieznanego Boga - element życia. Jak mógłbym
się stać częścią tej nieśmiertelnej esencji?
Wtedy wiatr zadrwił sobie ze mnie i znieważył mnie nie do zniesienia.
Zadarł do góry mój długi, królewski płaszcz i zarzucił mi go
na głowę — bardzo żenująca i niezbyt zaszczytna dla dowódcy sytuacja.
Następnie wzniósł tuż przy mnie sięgającą aż do nieba, cudowną
kolumnę pyłu w kolorze szafranu, ale kiedy odwróciłem od niej uwagę,
przestał wiać i pozwolił, aby cały ten pył spadł na mnie.
Następnie ten wiatr, gwiżdżąc, pognał w dół wąwozu, gdzie płynęła
rzeka. Później przeleciał przez przepiękne sady oliwne, zmieniając
liście ze szmaragdowych w srebrne. Wzniósł aż do pasa spódnicę
pięknej dziewczyny, wywołując chichoty, które trwały przez chwilę.
Potem zdmuchnął kapelusz z głowy małego dziecka, a ono pobiegło
za tym kapeluszem, śmiejąc się radośnie.
Zażądałem, aby wiatr przyszedł do mnie z powrotem, ale on
tylko wypełnił wąwóz huraganem śmiechu. Kiedy stałem się niebieski
na twarzy od wykrzykiwania rozkazów i usiadłem, wrócił i delikatnie
dmuchnął mi w twarz. To była wolność!
Podczas, gdy nie istniał człowiek, który mógłby być dla mnie
wzorem do naśladowania, znalazłem mój ideał w wietrze. Nie możecie
zobaczyć wiatru, ale kiedy dmucha z furią, czujecie się zaatakowani.
Bez względu na to, za jak ważnych i potężnych się uważacie, nie
jesteście w stanie wypowiedzieć wojny wiatrowi. Co możecie zrobić?
Przebić go mieczem? Porąbać siekierą? Splunąć na niego? On tylko
rzuciłby tę ślinę z powrotem w waszą twarz.
Czym jeszcze mógłby stać się człowiek, co dałoby mu wolność
ruchu i siłę, która pozwoliłaby mu uwolnić się na zawsze od ograniczonej
natury ludzkiej, która pozwoliłaby mu być we wszystkich
miejscach na raz, która uwolniłaby go od śmierci?
Wiatr stał się dla mnie najwyższą istotą, ponieważ był nieśmiertelny,
wolny i pasjonujący. Nie miał granic ani formy. Był magiczny,
wolny i śmiały. Taki byłby w istocie najbliższy opis Boskiej esencji
życia. Wiatr nigdy nie sądzi człowieka. Wiatr nigdy nie opuszcza człowieka.
Wiatr, jeśli go zawołacie, przyjdzie do was w postaci miłości.
Takie właśnie powinny być cechy ideału......
kiedy kontemplowałem majaczącą na horyzoncie widmową linię jeszcze
nieodkrytych gór i dolin, spytałem siebie, jakby to było, gdybym
ja sam przekształcił się w Nieznanego Boga - element życia. Jak mógłbym
się stać częścią tej nieśmiertelnej esencji?
Wtedy wiatr zadrwił sobie ze mnie i znieważył mnie nie do zniesienia.
Zadarł do góry mój długi, królewski płaszcz i zarzucił mi go
na głowę — bardzo żenująca i niezbyt zaszczytna dla dowódcy sytuacja.
Następnie wzniósł tuż przy mnie sięgającą aż do nieba, cudowną
kolumnę pyłu w kolorze szafranu, ale kiedy odwróciłem od niej uwagę,
przestał wiać i pozwolił, aby cały ten pył spadł na mnie.
Następnie ten wiatr, gwiżdżąc, pognał w dół wąwozu, gdzie płynęła
rzeka. Później przeleciał przez przepiękne sady oliwne, zmieniając
liście ze szmaragdowych w srebrne. Wzniósł aż do pasa spódnicę
pięknej dziewczyny, wywołując chichoty, które trwały przez chwilę.
Potem zdmuchnął kapelusz z głowy małego dziecka, a ono pobiegło
za tym kapeluszem, śmiejąc się radośnie.
Zażądałem, aby wiatr przyszedł do mnie z powrotem, ale on
tylko wypełnił wąwóz huraganem śmiechu. Kiedy stałem się niebieski
na twarzy od wykrzykiwania rozkazów i usiadłem, wrócił i delikatnie
dmuchnął mi w twarz. To była wolność!
Podczas, gdy nie istniał człowiek, który mógłby być dla mnie
wzorem do naśladowania, znalazłem mój ideał w wietrze. Nie możecie
zobaczyć wiatru, ale kiedy dmucha z furią, czujecie się zaatakowani.
Bez względu na to, za jak ważnych i potężnych się uważacie, nie
jesteście w stanie wypowiedzieć wojny wiatrowi. Co możecie zrobić?
Przebić go mieczem? Porąbać siekierą? Splunąć na niego? On tylko
rzuciłby tę ślinę z powrotem w waszą twarz.
Czym jeszcze mógłby stać się człowiek, co dałoby mu wolność
ruchu i siłę, która pozwoliłaby mu uwolnić się na zawsze od ograniczonej
natury ludzkiej, która pozwoliłaby mu być we wszystkich
miejscach na raz, która uwolniłaby go od śmierci?
Wiatr stał się dla mnie najwyższą istotą, ponieważ był nieśmiertelny,
wolny i pasjonujący. Nie miał granic ani formy. Był magiczny,
wolny i śmiały. Taki byłby w istocie najbliższy opis Boskiej esencji
życia. Wiatr nigdy nie sądzi człowieka. Wiatr nigdy nie opuszcza człowieka.
Wiatr, jeśli go zawołacie, przyjdzie do was w postaci miłości.
Takie właśnie powinny być cechy ideału......
Wiszące grona i data na Polandzie 20
Wiszące grona w interwale daily.
To określenie wydaje się być wynalazkiem autora, a formacja została opisana w książce Marka Marcinowskiego - Sukces na giełdzie.
Na pytanie dlaczego średnia 55 działa, odpowiedź mamy na obrazku. Inwestorzy są wzrokowcami. Na MA 55 jest opór. Świece znajdują się więc pomiędzy dwiema średnimi: MA 18 i 55.
55 to liczba fibo.
Jest tylko mały dyskomfort, bo zachód rośnie, a Poland spada. Lub odwrotnie się zdarza. Przykładowo cztery lata temu, Wig 20 miał dołek 18 lutego ( Udało mi się tam trafić z Zaporą ) Zachód natomiast spadał jeszcze prawie trzy tygodnie. Dlatego daty zwrotu dla Forexu (Euro/USD) Daxa i Wigu 20 są często inne.
Daty abonamentu na Wig 20 na luty, marzec i kwiecień, będę rozsyłał 31 stycznia wieczorem.
To określenie wydaje się być wynalazkiem autora, a formacja została opisana w książce Marka Marcinowskiego - Sukces na giełdzie.
Na pytanie dlaczego średnia 55 działa, odpowiedź mamy na obrazku. Inwestorzy są wzrokowcami. Na MA 55 jest opór. Świece znajdują się więc pomiędzy dwiema średnimi: MA 18 i 55.
55 to liczba fibo.
Jest tylko mały dyskomfort, bo zachód rośnie, a Poland spada. Lub odwrotnie się zdarza. Przykładowo cztery lata temu, Wig 20 miał dołek 18 lutego ( Udało mi się tam trafić z Zaporą ) Zachód natomiast spadał jeszcze prawie trzy tygodnie. Dlatego daty zwrotu dla Forexu (Euro/USD) Daxa i Wigu 20 są często inne.
Daty abonamentu na Wig 20 na luty, marzec i kwiecień, będę rozsyłał 31 stycznia wieczorem.
Loda?
O Pani snów moich!
Gdy Cię pierwszy raz ujrzałem to mi stanął!
I stał do tej pory
obraz Twój przed oczami moimi..........
Kap, kap, kapie...........
łza z oka mego!
Myślisz Pani, że mam małego?
O nie, wielkiego mam!
Ducha w sercu moim!
I dziś przychodzę,
z wielkim i dużym... postanowieniem
żeby wsadzić Ci głęboko......
na palec pierścionek zaręczynowy!!!
Listy do samego siebie
Sprostowanie: To Wall Street przebił sufit, a DAX tylko wystrzelił.
Czytelnicy pytają, czy blog bierze udział w corocznym
konkursie blogów?
NIE BIERZE UDZIAŁU.
Dlaczego? Dlatego, bo:
- Niby kto ma
oceniać te „listy do samego siebie” – Zbyszka?
Grupa debili? (Panie
Boże – wybacz!)
- W większości są
tu zamieszczane teksty Osho. Kto ma je oceniać?
Chrześcijanie?
- Jakie kryteria
należy przyjąć dla oceny czegoś, co trudno ocenić?
Kryteria ustalone
przez zakute pały?
Czy ja ludzi nie lubię? Nie lubię ciemnogrodu. Unikam takich ludzi jak zarazy, i super jest.
Najlepszym podziękowaniem dla autora są maile i komentarze
od Czytelników. Oraz liczba wejść na stronę.
W ubiegłym roku nieopatrznie poddałem bloga konkursowi.
Zdaje się, że blog zajął jakieś wysokie miejsce w rankingu. Ale próbowano mnie
„przystrzyc”: - pisz bardziej przyzwoicie, nie używaj „wyrazów”.
Mam duszę
buntownika, od razu się wkurwiłem! Jestem wolnym człowiekiem, więc nie uznaję
żadnych warunków.
Jeśli ktoś próbuje wcisnąć mnie w schemat – po chwili ma
puste miejsce zamiast mnie……
Czasami
ta „chwila” trwa całe lata......
Tak było w
moim pierwszym i drugim małżeństwie. To cierpienie było i niewolnictwo. Zdałem
sobie sprawę z tego po wielu latach, czyli bardzo późno. Gdy przeżyłem już pół
życia. Bo błędne kody w mojej głowie nadawały: - zapierdalaj, podpieraj się
nosem, bo tak trzeba! Rozwód? – Nie wypada…….Trwaj w tej niewoli i nie swoim
świecie. W nagrodę możesz narzekać i od czasu do czasu się upić.
Wyjść z tej
niewoli, na którą pozwoliłem, nie było łatwo. Skoczyłem, nie mając skrzydeł?.
Skrzydła wyrosły mi w locie?
Nieprawda.
Książkę Barbary de Angelis przeczytałem już u mojej
partnerki, gdy odzyskałem Wolność.
- Skrzydła
urosły mi, zanim powiedziałem żonie, że odchodzę z domu.
- Skrzydła
urosły mi dzięki kobiecie, w której się zakochałem. Fruwałem już dzięki nim.
- Kilka
dni przed odejściem z domu PALIŁEM MOSTY.
Tak było mi łatwiej. Kilku bliskim znajomym powiedziałem
mianowicie, że odchodzę od żony, że się zakochałem.
Już tylko został do zrobienia ten ostatni ruch.
Jak myślałem
wtedy? Myślałem: - każda chwila bez kobiety, którą kocham, jest chwilą
straconą!
Potem przyszedł czas na rozwód. Niby drugi w moim życiu, a
pierwszy raz zawsze najtrudniej. Ale niełatwo było. Pytano mnie kiedy rozwód.
Tłumaczyłem się, że za chwilę. Paliłem MOSTY ponownie. Wyprzedzałem fakty tylko.
Jeszcze rozwodu nie było, nie złożyłem nawet pozwu, a mówiłem że już, tylko -
tylko. Zaraz rozwód będzie.
Kłamałem? Według kryteriów społeczeństwa – tak było. Kłamałem.
Zgadza się.
A według moich kryteriów? Paliłem MOSTY. Tak wiele osób dopytywało
się o ten rozwód.
A co to, kurwa, ludzi obchodzi? Z butami w czyjeś życie? Ja za grzeczny byłem…..
Rozwód należy do spraw osobistych. Bardzo osobistych. Dziś,
na zapytanie kiedy rozwód będzie, opierdolił bym delikwenta. Kiedyś tłumaczyłem
się, i kłamałem.
Właściwie nie spieszyło mi się. Niby do czego? Żeby papier
mieć?
Partnerka we mnie
zwątpiła. W ten mój rozwód. A rozwód przebiegł zupełnie bezboleśnie. To była
tylko kwestia decyzji, że już to robię. Sam, z własnej woli. Pozew = rozwód. Takie proste.
Owszem, ciążyło
wspomnienie pierwszego rozwodu. 12 spraw było, ciągnęło się ponad rok, i
adwokaci skórę ze mnie ściągali. Dwóch miałem. Moja pierwsza żona starała się
udowodnić moją winę i dostawać z tego powodu alimenty na siebie do końca swoich
dni. Miałem warsztat tworzyw sztucznych wtedy…..Było, minęło.
Teraz mam
Wolność, mogę spotykać się z kim chcę, grać na Japan 225 CFD - co właśnie w tej
chwili robię, jest 3.00 w nocy, bo spać mi się nie chce. Mogę planować wycieczkę do kręgów
kamiennych w Odrach, planować przejście
pięciuset kilometrów po Bieszczadach, potem jakieś morza ciepłe, i takie tam….
wtorek, 29 stycznia 2013
Ach...jak ja kocham Daxa! Nie da na nim stracić! - na nim można tylko zyskać.
( gdy rozumiesz fale) ( i średnie) ( i stosujesz coś jeszcze)
Boże, daj mi pogodę ducha, abym
( gdy rozumiesz fale) ( i średnie) ( i stosujesz coś jeszcze)
Boże, daj mi pogodę ducha, abym
godził się z tym, czego zmienić nie mogę,
odwagę, abym zmieniał to, co zmienić
mogę, i mądrość, abym zawsze potrafił
odróżnić jedno od drugiego.
odwagę, abym zmieniał to, co zmienić
mogę, i mądrość, abym zawsze potrafił
odróżnić jedno od drugiego.
Marek Aureliusz ( żył 2 tysiące lat przed nami ), czyli....Gość!
Wyrwij się z nieszczęścia
To nie powinno być trudne - przerwać cierpienie, poczucie
braku nadziei. To nie powinno być trudne, bo przecież nie chcesz czuć się źle.
Chyba więc kryje się za tym coś bardziej skomplikowanego. Ta komplikacja
polega na tym, że od najwcześniejszego dzieciństwa nie wolno ci było okazywać
radości, czuć się szczęśliwym. Kazano ci być poważnym, a powaga łączy się ze
smutkiem. Musiałeś robić to, czego nie chciałeś robić. Byłeś bezradny, słaby,
zależny od ludzi; musiałeś robić, co ci kazali. Robiłeś to niechętnie,
kiepsko, będąc temu przeciwnym. Byłeś zmuszony robić tyle rzeczy wbrew sobie,
że stopniowo jedno stało się jasne: wszystko, co jest ci przeciwne, jest
słuszne, a to, co nie jest ci przeciwne, jest błędne. I powoli całe to wychowanie
napełniło cię smutkiem, zakłóciło twój stan naturalny.
Stanem naturalnym jest radość, tak samo jak stanem naturalnym
jest zdrowie. Kiedy jesteś zdrowy, nie idziesz do doktora, aby pytać: Dlaczego
jestem zdrowy? Nie ma potrzeby zadawać pytań dotyczących zdrowia. Ale kiedy
jesteś chory, pytasz natychmiast: Dlaczego jestem chory? Co powoduje moje złe
samopoczucie?
I zajrzyj sobie w majtki, może tam jest przyczyna? Nasypało ci piachu?- Wytrząśnij!!!
To całkowicie słuszne, by pytać, dlaczego jest ci źle. Ale
nikogo nie pytaj, dlaczego czujesz się wspaniale. Zostałeś- zostałaś- wychowany w chorym
społeczeństwie, w którym poczucie szczęścia bez powodu poczytywane jest za
szaleństwo. Jeśli uśmiechasz się bez powodu, ludzie pomyślą, że brak ci piątej
klepki - bo inaczej z czego byś się tak cieszył? A jeśli odpowiesz: „Nie wiem,
po prostu czuję się szczęśliwy", twoja odpowiedź upewni ich tylko, że coś
jest z tobą nie tak.
Jeśli jednak czujesz się kiepsko, nikt nie będzie się
dziwił. Takie samopoczucie uznawane jest za normę; każdy tak się czuje. Nie
jest to niczym niezwykłym. Nie robisz nic dziwnego.
Podświadomie umacnia się w tobie przekonanie, że nieszczęście
jest stanem naturalnym, a szczęście - nienaturalnym. Poczucie szczęścia musi
mieć powody. Poczucie nieszczęścia ich nie potrzebuje. To przekonanie powoli
wsiąka w ciebie coraz głębiej - do krwiobiegu, do kości, do samego szpiku -
chociaż jest czymś, co obraca się przeciwko tobie. Zostałeś zmuszony do
swoistej schizofrenii; zostało ci narzucone coś, co jest przeciwko twojej
naturze. Zostałeś oderwany od samego siebie, by stać się czymś, czym nie
jesteś.
DAX
Kocham Daxa. Bo jak go nie kochać? Kasę daje!
Dax – niemiecki jest. I co z tego?
Tak….pamiętam. Niemcy przyszli do domu mojego.
Matka w Ravensbruck wylądowała szybko. ( A syn wyuczony jest, wie, że brakuje
u umalut, tych dwóch kropek nad u)
Nie patrzmy na niższe….
Tylko na wyższe…..
A gdzie to wyższe jest? - Tam, gdzie kasa! Bo gdy zarabiasz, wtedy
grają w tobie Trąby anielskie! Czyli dobre to jest!
( Niech się dzieje według wiary twojej)
Zarobisz…możesz to przeznaczyć na cel szczytny!......
Lecimy na Niemca…….( powiedziała Wanda )
Mieczysław Pawlikowski, wybitny aktor, grał między innymi
Onufrego Zagłobę.
W czasie wojny był bombardierem w dywizjonie 300 nocnych
bombowców. Potem jednym z załogi dywizjonu 301. Latał na zrzuty nad terytorium
Polski. Napisał książkę: „Siedmiu z Halifaxa J”. Każda wyprawa była dramatem, a opisywał je z
wielką pasją.
Pisał też wiersze.
Oto jeden z nich…
MODLITWA PRZED LOTEM NA NIEMCY
Kazałeś, Panie, gdym był chłopcem małym,
Miłować ojca i matkę moją – miłowałem.
Kazałeś, Panie,
kochać kraj mój rodzinny: dom,
ziemię, niebo i wszystko – kochałem.
Kazałeś w bliźnim
widzieć brata swego i jego miłować jak siebie – miłowałem.
Kazałeś nie zabijać – nie zabijałem, i nie kraść – nie
kradłem.
Kazałeś dzielić
się z bliźnim napojem i jadłem, i lewy policzek nastawić,
Gdy cios padnie w prawy – nastawiałem.
Aż oto bliźni przyszedł mordować i kraść.
I bić po twarzy, i zdzierać świętości z moich ołtarzy.
A ja wtedy
….uszedłem (bo bałem się paść)
Stchórzyłem.
Moja wina, moja wielka wina.
W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego
Daj mi dziś walczyć o prawo powrotu.
Nie zachowuj mnie ode złego, lecz zło ślij przed twarz i
karz
Mnie, jeśli ma dzielność zawiedzie.
Chcę wrócić do ruin domu mego,
Chcę nogi ściskać mieszkającej tam biedzie
Chcę prosić ją, by mnie pod dach swój spalony przyjęła.
Więc nie zachowuj mnie ode złego, lecz zło ślij przed twarz
I karz mnie, jeśli nienawiść do wrogów zawiedzie.
Zapal we mnie ODPŁATY SAKRAMENT
I tak zostaw płonący
AMEN
Anglia – lipiec 1944
Nogi
Potoczny wizerunek kobiety wyolbrzymia niewątpliwie pozycję
nóg. Eksponuje je sztuka: bulwersujący naszych dziadków kankan bazował właśnie
na demonstrowaniu, gdzie to te nogi się u kobiet kończą.
A tak naprawdę, to przecież nogi idą na bok, co trafnie
uchwycił młody bohater przedwojennej powieści „Strachy” Marii Ukniewskiej,
mówiąc do bohaterki: -„Gdybym był bogaty, kupiłbym te pani nogi i…..rozrzucił
je na boki!”
To nie oznacza, że
my obaj kobiece nóżki lekceważymy. Przeciwnie. Lubimy na nie patrzeć…..Istnieje
cała teoria erotyczna, która wyrokuje o pobudliwości kobiety wedle tego, co ona
robi z nogami podczas miłości. Czy je zgina, czy prostuje? Czy rozkłada, czy
zwiera? Czy zamierają one w ekstatycznym bezruchu, czy przeciwnie, ożywia je
konwulsyjny dygot? Mowa nóg (partnerki) - to cenne sygnały dla mężczyzny.
Tam, gdzie nogi u
kobiety przechodzą w brzuszek, nosi ona majteczki……Otóż technika zdejmowania
przez kochanka tej części garderoby kobiecej, stanowi zwyczajowy sprawdzian
jego fachowości, bo wiąże się to z faktem, że sama kobieta do tej błahostki, iż
ma jeszcze na sobie majtki, przykłada znaczenie mistyczne.
Może i nie bez pewnych racji. Jako zabezpieczenie cnoty niby
one wątłe, ale w praktyce utrudniające – zdjąć trzeba.
A czasami
trudno, gdyż w tym momencie odżywają w kobiecie atawistyczne obawy i z reguły
panie, które już się pogodziły z sytuacją, zaczynają rozpaczliwie wierzgać
kończynami.
Przy analizowaniu
tej sytuacji zwykli mężczyźni prezentują dwie sprzeczne szkoły:
- Pierwsza szkoła prezentuje pogląd, że dla uniknięcia tej
irytującej epilepsji, kobiety powinny zdejmować majtki same.
- Drudzy nie wytrzymują nerwowo, szarpiąc nieszczęsne
koronki.
Zarówno jedna i druga szkoła pozbawia nas prawdziwej
rozkoszy, jaką jest perwersyjnie spowolnione a osobiste zsunięcie majteczek z
ochotnie pomagających w tym kobiecych nóg. Tak! – ona się śpieszy! Ty masz
czas!
Tyle, że do
takiego aktu poddaństwa trzeba umieć kobietę doprowadzić. Najpierw
elegancja….Miła kobiecemu sercu delikatność słów, a potem pocałunków, sprawia,
że kobieta po prostu także chce, także pożąda! Nie zgodziła się na używanie jej
ciała – ona tego pożąda!!!
Skracanie wstępnego rytuału miłości nie tylko opóźnia lub
utrudnia rozpoczęcie, ale i zuboża całą zabawę. W niej gra w dotyk wewnętrznej
części ud ma także wymierną skuteczność.
Właśnie!
Nie ordynarny obmac, lecz pełne wyczucia zapoznawanie się ze
sobą dwóch naskórków – do tej czynności kobiece nogi są jakby stworzone. I te
smukłe, i te bardziej toporne, i idealnie strzeliste, i obajnowate.
Wszystkie jednakowo drżą, gdy czują na sobie dotyk męskich
palców. Więc trochę podotykajmy. Zanim je rozrzucimy na bok….Wtedy stają się
istotnie mniej przydatne.
Zaakceptuj madrość ciała
Ciało
ma wielką mądrość - pogódź się z nią. Pozwól mu podążać za jego własną
mądrością. Kiedy masz chwilę czasu - po prostu odpręż się. Nie kontroluj
oddechu, nie przeszkadzaj. Przyzwyczajenie do ingerowania wrosło w ciebie tak bardzo,
że nie możesz bez niego nawet oddychać. Jeśli zwrócisz uwagę na oddech, to
natychmiast zauważysz, że zaczynasz weń ingerować: zaczynasz brać głębokie
wdechy albo pogłębiasz wydech. Nie ma potrzeby się wtrącać. Pozwól oddechowi
być taki, jaki jest - ciało wie dokładnie, czego potrzebuje. Jeśli potrzebuje
więcej tlenu, będzie oddychać głębiej, jeśli potrzebuje mniej tlenu, będzie
oddychać płycej.
Po prostu zostaw to ciału! Przestań ingerować.
Jeśli gdziekolwiek poczujesz napięcie, zacznij powoli rozluźniać to miejsce.
Relaksuj się wtedy, kiedy siedzisz, odpoczywasz, a później - kiedy coś robisz
(zamiatasz podłogę albo pracujesz w kuchni czy w biurze). Utrzymuj ten stan jak
najdłużej. Działanie nie musi być przeszkodą w tym, byś poczuł się odprężony.
I tu właśnie leży piękno, ogromne piękno tego, co robisz. Twoja praca będzie
miała posmak medytacji.
Tymczasem
ludzie za wszelką cenę dokonują niepotrzebnych wysiłków. Niekiedy ten ich
wysiłek stanowi barierę, staje się problemem, który sami tworzą.
---- "W
czasie burzy śnieżnej powstało wielkie zamieszanie w centrum miasta.
Mułła Nasredin próbował pomóc pewnej tęgiej kobiecie
wcisnąć się do wozu. Po wielu próbach popychania, wciskania i kilku upadkach
na lód powiedział jej wreszcie, że nie jest w stanie pomóc jej wsiąść. Kobieta
krzyknęła: „Wsiąść? Ja próbuję się stąd wydostać!"-----
Tylko popatrz... Są rzeczy, które stracisz,
jeśli próbujesz je przeforsować. Nigdy nie popędzaj rzeki, ale także nie idź
pod prąd. Rzeka płynie do morza na swój własny sposób - po prostu się
przyłącz, stań się częścią tej podróży. To doprowadzi cię do spełnienia.
Relaksując
się, posiądziesz wiedzę; nie relaksując się, nigdy jej nie zdobędziesz.
Relaksacja staje się drzwiami do najwyższej wiedzy - oświecenia.
PS. Proste ma być! Ciało czegoś potrzebuje? Daj mu to.......
Moje ciało. I twoje
Pytanie: Nie lubię
siebie, a zwłaszcza swojego ciała
Jeśli
masz jakieś konkretne wyobrażenia odnośnie wyglądu ciała, będziesz się
zadręczać. Ciało jest takie, jakie powinno być. Jeśli masz jakieś inne
wyobrażenia - pozbądź się ich, bo nie przestaniesz się zadręczać.
Oto
ciało, jakie masz, ciało, jakie zostało ci podarowane. Korzystaj z niego... i
bądź zadowolony. A gdy zaczniesz je kochać, poczujesz, że się zmienia, bo kto
kocha swoje ciało, ten o nie dba, a troska ta ma ogromne znaczenie. Ze względu
na nią nie napychasz się nadmiarem jedzenia, ale też nie głodzisz się. Słuchasz,
jakie potrzeby ma twoje ciało, słuchasz jego wskazówek - czego pragnie i w
którym momencie. Kiedy dbasz, kiedy kochasz, stajesz się dostrojony do ciała,
a ono automatycznie zaczyna być w porządku. Jeśli nie lubisz swojego ciała,
powodujesz konflikt, ponieważ stopniowo coraz bardziej obojętniejesz na ciało.
Kto dba o swojego wroga?
Nie będziesz go oglądał, będziesz go unikał.
Przestaniesz słuchać jego wskazówek, a twoja niechęć będzie narastać.
Ty
sam stwarzasz cały ten problem. Ciało nie wymyśla problemów; stwarza je umysł.
Jest to więc wymyślone przez umysł. Żadne zwierzę nie cierpi z powodu wyglądu
swojego ciała, żadne zwierzę... nawet hipopotam! Żadne nie cierpi - są absolutnie
zadowolone, bo nie mają umysłów, które wytwarzałyby takie problemy; w innym
przypadku hipopotam myślałby: „Dlaczego ja tak koszmarnie wyglądam?"
Po
prostu odrzuć wyobrażenia! Kochaj swoje ciało - to twoje ciało, to prezent od
Boga.
Masz
się nim cieszyć i o nie dbać. A kiedy dbasz, to gimnastykujesz się, jesz,
śpisz. Troszczysz się o wszystko, bo to przecież twój instrument, tak jak
samochód, który myjesz, w którym zwracasz uwagę na każdy szmer, aby wiedzieć,
czy nie dzieje się coś złego. Dbasz o każde zadrapanie na karoserii. Zadbaj też
o swoje ciało, a ono stanie się dla ciebie doskonale piękne - bo takie jest!
Jest cudownym mechanizmem, tak skomplikowanym, pracującym tak wydajnie, że
działa przez siedemdziesiąt lat bez zarzutu. Śpisz czy czuwasz, wiesz o tym,
czy nie wiesz, ono funkcjonuje i to tak cichutko! Nawet jeśli nie dbasz o nie i
tak działa, obsługuje cię. Każdy powinien być wdzięczny swemu ciału.
Zmień
po prostu swoje nastawienie, a zobaczysz, że w ciągu sześciu miesięcy twoje
ciało zmieni kształt. To jak wtedy, gdy ktoś zakocha się w kobiecie - można to
zauważyć - ona natychmiast pięknieje.
Być
może nie dbała zanadto o swoje ciało, ale gdy zakochał się w niej mężczyzna,
natychmiast zaczyna o nie dbać. Godzinami wystaje przed lustrem... bo ktoś ją
kocha! Tak samo będzie, jeśli pokochasz swoje ciało - niebawem ujrzysz, że
zaczyna się zmieniać. Jest kochane, zadbane, potrzebne. Jest tak delikatne, a
ludzie tak okropnie się z nim obchodzą. Zmień swoje podejście, a sam się przekonasz!
poniedziałek, 28 stycznia 2013
Annabell
Zważywszy raczej dramatyczne aspekty sprawy Axelroda, z
początku mogło się wydawać niemożliwe, abym o niej zapomniał. Ale ostatecznie –
wyjąwszy spotkanie przed wypchanym słoniem w muzeum, i kaptur umieszczony na
mojej głowie – wszystko to nie różniło się tak bardzo od innych oficjalnych i
nieoficjalnych eksperymentów, w których brałem udział. Wiele z nich miało
dramatyczne momenty.
Większość przeprowadzono w ścisłej tajemnicy i mój
tygodniowy rozkład zajęć wypełniony był w całości taką właśnie pracą.
Czy mogłem
zapomnieć o humanoidach z Księżyca i wzniesionych tam konstrukcjach?
No cóż, szanse, że istnieją, były jak 50 do 50! Tak, jak we
wszystkich eksperymentach PSI, istniała też możliwość, że ulegam własnej
wyobraźni i fantazjom.
Nie było informacji zwrotnej, która
pomogłaby mi rozwiązać ten problem w ten, czy inny sposób. Ponieważ nasze
działania polegają zazwyczaj na sprzężeniu, z reguły mamy możliwość
potwierdzenia naszych spostrzeżeń.
Są jeszcze dwa
inne subtelne zjawiska, ale bardzo istotne. Pierwsze ma związek z faktem, że
większość ludzi zapomina, lub unika wszystkiego, co nie pasuje do powszechnie
akceptowanej rzeczywistości – ich rzeczywistości.
Drugie zjawisko
wiąże się z tym, że większość ludzi nie zaprząta sobie głowy myśleniem o
Księżycu. Zdają sobie sprawę z tego, że on tam jest i na tym się kończy.
Unikają zbyt częstego myślenia o Księżycu.
W latach 1975
-1976 wspomnienie o sprawie Axelroda wycofało się w głębsze rejony mojej
psychiki. Jednakże sprawa nie była zakończona.
W lecie 1976
roku zaczął się drugi rozdział tej sprawy.
Otrzymałem wówczas przesyłkę, w prostej kopercie, bez adresu
zwrotnego, czy chociażby stempla pocztowego, ale ze znaczkami.
W kopercie była
książka. Jej tytuł był dość frapujący: „Na księżycu jest ktoś jeszcze” – autor
George Leonard. Przeczytałem książkę w czasie następnych kilku godzin. Później
czytałem ją jeszcze dwa razy.
Najwyraźniej, gdy
miałem moją supertajną wizytę u Axelroda, wiedział on już, że książka ma wyjść
i dlatego ciekawiło go, czy znam autora.
Leonard uzyskał zdjęcia Księżyca od NASA. W końcu są one
własnością publiczną, ponieważ większość prac NASA opłacana jest z naszych
podatków.
„Co wie NASA –
głosił podtytuł książki – i czego nie ujawnia”.
Niezwykle ostrożnie, rozsądnie i logicznie George Leonard
przestudiował wszystkie dane (włączając w to oficjalne fotografie NASA i
zdjęcia zrobione przez astronautów), aby udowodnić swoją teorię istnienia
wysoce zaawansowanej cywilizacji „podziemnej”, która pracuje na powierzchni
Księżyca – w kopalniach i fabrykach, oraz ma bardzo dobrze rozwiniętą
komunikację.
Książkę Leonarda
wypełniały weryfikowalne dane, oficjalne fotografie i szkice konstrukcji, jakie
odtwarzał na podstawie zdjęć.
Muszę przyznać, że
wróciłem do moich rysunków i spędziłem tydzień porównując je ze zdjęciami i
szkicami George’a Leonarda. Podobieństwa były zaskakujące.
W ten oto sposób, tajemniczy Axelrod dostarczył mi
sprzężenia zwrotnego, tak, jak obiecał.. Nie miałem bowiem żadnych wątpliwości,
że to od niego pochodziła ta niezwykła przesyłka.
Ale czy książka
Leonarda mogła być rzeczywiście uznana za materiał potwierdzający?
Jeśli nie całkowicie, to przynajmniej w pewnym stopniu tak.
Weźmy pod uwagę sprawę księżycowych konstrukcji.
Jak wskazywał Leonard, jedno z najlepszych zdjęć, jakie
wykonali astronauci z Apolla 12 w trakcie swej podróży dookoła Księżyca,
ukazuje tzw. Super Szyby (zdjęcie NASA 71-H-781), które są bardzo podobne do
struktur obecnych na innym zdjęciu ( NASA 6-H-1923), wykonanym pięć lat
wcześniej.
Astronauci z
Apolla 14 (1971) najwyraźniej OCZEKIWALI, że zobaczą Szyb, lub coś podobnego.
Kiedy tak się stało, nazwali ową konstrukcję „Annabel” i była ona:
„Dokładnie taka, jak ta, którą widzieliśmy wczoraj. Musi być
wysoka na ponad dwa kilometry. Widzieliście to?! Jasne flary rozbłysły w
ciemnej części krateru, tuż poniżej „Annabel”. Och, kamery, teraz nas tylko nie
zawiedźcie!”
(ta wypowiedź pochodzi z książki, którą dostałem i znajduje
się na stronie 54)
Wydaje się, iż
na Księżycu stoi wiele „wież” i jest wokół nich równie dużo zamieszania.
Jak odkryłem później ( kiedy rozpocząłem moje badania
Księżyca na serio), we wczesnych latach sześćdziesiątych NASA wysłała na orbitę
Księżyca wiele sond, które miały przygotować
misję Apollo.
Ujawniona
fotografia NASA, oznaczona jako Księżycowy Orbiter III-84M bardzo wyraźnie
ukazuje dwie struktury wznoszące się w rejonie Sinus Media.
Pierwsza z nich znana jako „Odłamek”, wznosi się ponad
powierzchnię Księżyca na wysokość około dwóch i pół kilometra.
Obok jest inna
struktura, znana jako „Wieża”. Fotografowano ją cztery razy z różnych
wysokości. Wznosi się na wysokość około ośmiu kilometrów i zwieńczona jest
czymś, co wygląda na dwa złączone ze sobą sześciany. Formują one ogromną
koronę, szeroką na ponad półtora kilometra.
Książka Leonarda
Po dokładnym przestudiowaniu książki Leonarda, przez
następne dwa tygodnie nie byłem pewien, czy mam spać, czy czuwać. Wszystkie
moje umysłowe i biologiczne funkcje były zakłócone.
Bardzo mocno liczyłem na to, że książka ta poruszy wszystkich
mieszkańców Ziemi, ale większość ludzi, do których się zwracałem, po prostu
uśmiechała się i mówiła, że autor ma prawo mieć swoje zdanie, a wyjaśnienie tej
sprawy musi być w „rzeczywistości” inne, bardziej logiczne.
Nawet niektórzy
specjaliści od UFO, których znałem, nie interesowali się tym. Takie reakcje
uważałem i uważam, za niezwykle konsternujące i tajemnicze.
Jak się okazało
większość ludzi po prostu nie mogła sobie poradzić z implikacjami wynikającymi
z książki Leonarda. Rzecz w tym, że oni nie CHCĄ o tym słyszeć.
A mnie
interesowały owe implikacje. Bo jeśli Obcy są na Księżycu, to pojawienie się
ich na Ziemi nie powinno stanowić dla nich zbyt dużego problemu.
Dlatego
podświadomie uwierzyłem w to, że tu, na Ziemi, możemy mieć sąsiadów, którzy nie
są z Ziemi!
Oraz, że niektóre
z naszych urzędów i organizacji mogą rzeczywiście pozostawać pod pozaziemskimi
„wpływami”.
Zacząłem rozumieć
dlaczego grupa Axelroda, jeśli nie byli to Obcy ( co czasem też przychodzi mi
do głowy), stosowała tak daleko posunięte środki ostrożności, a nawet uciekała
się do różnych podstępów.
Wkrótce jednak
wessało mnie z powrotem gorączkowe tempo życia i prac badawczych. „Zapomniałem”
o wszystkim, a jeśli jeszcze o tym myślałem, to była to raczej myśl, że książka
Leonarda stanowi swego rodzaju potwierdzenie moich obserwacji i że to dobrze,
że miałem okazję się z tym zapoznać.
Fundacja Wyższej Percepcji
W sierpniu i wrześniu 1976 roku podróżowałem wielokrotnie
pomiędzy SRI a Los Angeles. Jeździłem do krainy La-La, aby kontynuować studia,
które podjąłem pełen nadziei na zwiększenie swojego zrozumienia wyższych
funkcji ludzkiego umysłu.
Miałem przyjaciół
w krainie La-La i przebywając tam, mieszkałem w domu jednego z nich. Konrad
posiadał wiele nadzwyczajnych umiejętności – czułem iż jest swego rodzaju
nieskomplikowaną „starą duszą”, która w pewien sposób egzystuje poza
współczesnym społeczeństwem., w tak dramatyczny sposób odciętym od mądrości.
Konrad wydawał
się absorbować informacje za pomocą telepatycznej osmozy. W wielu sprawach był
elokwentny, ale jednocześnie bardzo wyluzowany. Miał też subtelne poczucie
humoru. Innymi słowy, przebywanie w jego towarzystwie było przyjemnością.
Pozostawałem
również w kontakcie ze wspaniałą badaczką, dr Shaficą Karagullą oraz jej
współpracownicą, dr Violą Neal. Dziś obie już nie żyją,
Shafica była
lekarzem neuropsychiatrą, która zerwała z głównym nurtem psychiatrii, by
założyć Fundację Wyższej Percepcji.. W 1967 roku opublikowała swą słynną
książkę: „Przełom w kreatywności”.
Viola była z kolei godnym uwagi jasnowidzem. Jej medialne
mapy ludzkich biopól i diagnozy chorób robiły wrażenie na wielu lekarzach.
Viola i Shafica
okazały się dla mnie bardzo miłe. Obszar wiedzy jaką reprezentowały wydawał się
wręcz nieskończony.
Miałem wrażenie, że
ich świadomości funkcjonują na wyższych zakresach częstotliwości. Stamtąd obie
patrzyły w dół – na gmatwaninę przeciętnego ludzkiego żywota.
W tej gmatwaninie postrzegały różnorakie spiski, wznoszące
niewidzialne mury, aby więzić i niszczyć ludzkie zdolności.
Poza tym, obie
panie prowadziły badania w ramach licznych programów naukowych, które
obejmowały parapsychologię, tajne projekty rządowe oraz kontynuację prac
współczesnych mistyków i okultystów.
Zachowywały jednak
ostrożność w dzieleniu się informacjami, ponieważ , jak twierdziły – takie
postępowanie szkodzi reputacji, a w ekstremalnych przypadkach zagraża nawet
życiu i zdrowiu.
Interesowały się
moją pracą, ale w sposób nieco paranoiczny, że względu na swoje powiązania z
badaniami rządowymi, prowadzonymi w Instytucie Badawczym Stanforda. Oznaczało
to, że bardzo ostrożnie wypowiadały się na temat tajnych operacji i uważały, by
NIE powiedzieć za dużo.
Ja oczywiście
chciałem wiedzieć jak najwięcej, ponieważ Karagulla nie należała do grona
entuzjastycznych tropicieli tajemnic rządowych. Jej wiedza była autentyczna.
W młodości pracowała na Środkowym Wschodzie dla wielu
oficjalnych agencji wywiadowczych i BYŁA
obeznana z międzynarodowymi programami CIA.
Chcąc wejść
głębiej w krąg tajemnic, odkryłem, że jeśli wleję w ów niezwykły duet trochę
dobrego wina, małomówność obu kobiet zmaleje i zaczną opowiadać swobodniej o
tym, co mnie interesuje.
Mieszkając u
Konrada zaplanowałem kolejny zamach na ich małomówność. Konrad był entuzjastą
rządowych tajemnic i zwolennikiem teorii spisku (tak jak ja), dlatego zapytałem
go, czy zechciałby zorganizować u siebie obiad dla całej naszej czwórki.
Ponieważ dobra
kuchnia była zarówno jego, jak i moją pasją, postanowiliśmy zaplanować
doskonałe menu i zrobić odpowiednie zakupy, wśród których znalazłoby się też
kilka butelek dobrego wina.
Subskrybuj:
Posty (Atom)