Astronomia Finansowa - Daty Zwrotu na FOREX i kontrakty terminowe
Astronomia Finansowa wykorzystywana do skutecznej gry na FOREX, kontraktach terminowych i ETF. Daty zwrotne wielokrotnie udowodniły swoją moc. Można dzięki nim osiągnąć wolność finansową.
czwartek, 3 lipca 2025
Wszystko jest Liczbą - Kabała na GPW
poniedziałek, 14 kwietnia 2025
Bal u Rafała
Wakacje!
Siedem liter.
O siódemko boska,
Jak piękna,
Jak rozkoszna
Każda twoja zgłoska.
Jak ze złota szczerego
Każda twa litera,
Tyle w tobie radości,
Ze aż dech zapiera.
I sądzę,
Że zbyteczne
Są wszelkie oracje.
Ladies and
Gentelmen,
Niech żyją
Wakacje!
Nostalgiczna Warszawa o zachodzie z praskiego brzegu.
Aktualności z Ogrodu Saskiego.
Ostatni spacer po Puszczy Kampinoskiej.
Każdego posługującego się własnym rozumem, powinno zastanowić, czemu Pis nie szanuje Polskich Noblistów? Tak było z Miłoszem, Szymborską i tak jest z Olgą Tokarczuk. Atak na tę ostatnią polegał nawet na nawoływaniu do niszczenia jej książek.
Noblistom bowiem nie da się wmówić, że Pis to
jakaś wyimaginowana „elita”, a nie zwykłe niedouki, tudzież pospolite chamstwo
(i złodziejstwo).
Jako że zaraz mamy wybory, przypomnę jeden
ponadczasowy „Lepiej” Wisławy
Szymborskiej.
Lepszy
permanentny zwis niż prezydent rodem z pis
Dzięki sfałszowanym za pomocą pegasusa wyborom, pisiory wprowadziły do pałacu figuranta i wspólnie niszczyli Polskę przez kolejne 4 lata - mieli więc 8 lat MONOPOLU. Chyba starczy? Tym bardziej, że czas zrobił się mocno niepewny – oto odchodzi w niebyt dotychczasowy porządek świata. Jeszcze niedawno wydawało się, że sytuacja z poniższego obrazka ma szanse się spełnić, natomiast dziś możemy mieć wątpliwości.
Na drugą turę wyborów wysyłam intencję „Bal u Rafała” i zgodnie z zasadami zapominam o tym aż do 1 czerwca.
Azaliż byłbym niesprawiedliwy nie wspominając o ewidentnym osiągnięciu Trumpa – dzięki wojnie celnej mamy ożywczą zmienność na wszystkich rynkach finansowych, czyli żniwa dla daytraderów, jednak głównie dla trumpistów – bo tu wchodzą w grę ciężkie miliardy, jako że to oni decydują kiedy i co ogłoszą. Inwestorzy się burzą, twierdząc, że to ewidentna manipulacja rynkami. Mam inne zdanie, wyjawię je jesienią, a dziś zachowam dla siebie, jako że jestem już w "nastroju wyjazdowym".
Życzę
Czytelnikom Wesołych Świąt i udanych wakacji. Wpisy na blogu tradycyjnie ustają
do października - do zobaczenia być może w zupełnie innym świecie. Chwała
Ukrainie!
piątek, 11 kwietnia 2025
Bajka o garncarzu i królu
Zwołał pewien król wszystkich mędrców z królestwa i dał im do rozwiązania zagadkę: - Co jest najgorsze na świecie?
Długo dumali mędrcy, kiwali głowami, ale na
pytanie odpowiedzieć nie potrafili. Zdenerwował się wtedy król i kazał i
wygnać, sam zaś ruszył do miasta, aby poszukać człowieka, który potrafi
odpowiedzieć na to pytanie.
Spotkał na rynku garncarza sprzedającego swoje
garnki.
- Dzień
dobry, garncarzu – powitał go król.
Garncarz ukłonił się nisko i pozdrowił króla.
- Długo już
wykonujesz swój zawód? – zapytał król.
- Od
dzieciństwa, miłościwy panie. Nie sieję, nie orzę, a mimo to nieźle utrzymuję
swoją rodzinę – usłyszał odpowiedź.
- Dobrze
jest żyć na świecie, ale zdarzają się też czasem nieprzyjemności. Powiedz no mi
człowieku, co jest najgorsze na świecie?
- Trzy
rzeczy są najgorsze
– miłościwy panie – odparł chłop.
- Pierwsze
zło to złośliwa żona, drugie to zawistny sąsiad, a trzecie to kiepski rozum.
- A co z
tych rzeczy jest najgorsze? – nie ustępował król.
- Najgorszą
rzeczą jest kiepski rozum. Od złośliwej żony i zawistnego sąsiada zawsze można
się uwolnić, ale kiepski rozum ciągle towarzyszy człowiekowi, choćby nie
wiadomo dokąd uciekał.
- Dobrze
odpowiedziałeś człowieku, wyglądasz na mądrego. Poproś mnie teraz o coś w
nagrodę.
- Miłościwy
królu – daj mnie jedynemu prawo lepienia i sprzedawania garnków w promieniu stu
kilometrów, a będę ci bardzo wdzięczny.
Król zgodził się na prośbę, a żeby jeszcze
bardziej pomóc garncarzowi, rozkazał każdemu dworzaninowi, który przyjdzie na
zamek, przynieść z sobą jeden garnek.
Nie
minęło wiele czasu, a garncarz został bez towaru – sprzedał prawie wszystko, co
miał. Prawie, ponieważ został mu jeden garnek. Postanowił poczekać na kupca,
który kupi i ten ostatni.
Pod wieczór przyszedł na zakupy stary, bogaty
dworzanin.
- Ile chcesz
za ten garnek? – zapytał.
- No od
ciebie, dworzaninie nie wezmę wiele, tylko 50 marek.
Zdenerwował się stary dworzanin i krzyknął: - Głupi jesteś, taki garnek jest wart najwyżej
jedną markę!
- Nie
sprzedam go taniej – upierał się chłop.
Dworzanin o mało nie pękł ze złości. Wyzywał sprzedawcę
i zachowywał się tak nieprzyzwoicie, że w końcu zdenerwował chłopa i ten rzekł:
- Teraz nie
sprzedam ci go za żadną cenę!
Przestraszył się wtedy dworzanin. Wkrótce powinien
być na zamku, atoli bez garnka nie miał po co iść.
Co tu robić? – przemyśliwał. Rozkazów królewskich musiał
słuchać, a innych zaś garncarzy w promieniu stu kilometrów nie było. Zaczął
błagać, proponował już pięćset marek, ale chłop był nieugięty. Gotów był już obiecać
nie wiadomo co, ale wszystko na próżno.
Sprzedawca
namyślił się w końcu i rzekł - zgodzę się
pod jednym warunkiem: - jeżeli pociągniesz mnie w moim wózku na królewski
zamek, a będziesz miał na głowie ten ostatni garnek, to dam ci go bez pieniędzy.
Nie miał dworzanin innego wyjścia, jak tylko przystać na ten warunek.
Zdarzyło się akurat, że król z całym dworem był na zamkowym dziedzińcu i wielce się zdziwił na widok przedziwnego zaprzęgu.
Zapytał: - Hej
garncarzu! A kogo to nająłeś do ciągnięcia?
- Kiepski rozum,
miłościwy panie – odparł chłop.
Stary dworzanin usłyszał te słowa i okropnie się rozzłościł.
Opowiedział królowi o swojej rozmowie z garncarzem i zażądał jego ukarania.
- Przecież
to wszystko twoja wina – powiedział król - po co poszedłeś na zakupy tak późno i jeszcze dałeś się przy tym okpić?
Wydaje mi się, że garncarz lepiej wypełni
twoje miejsce na dworze, ty zaś możesz wyuczyć się jego zawodu. A ty,
garncarzu, chodź do mnie na służbę.
czwartek, 10 kwietnia 2025
Timothy Tradwell
Pisałem o facecie zakręconym wilkami, nazywał się Shaun Ellis. Gość napisał książkę. Mieszkał razem z wilkami półtora roku!
Inni pasjonują się niedźwiedziami. Dziś post o takim pasjonacie.
"Równie fascynujące, co same niedźwiedzie, jest życie ludzi, którzy poświęcają całe lata, by poznać ich zwyczaje. Werner Herzog nakręcił w 2005 roku dokument zatytułowany Grizzly man.
Opowiedział w nim historię jednego z takich
fascynatów. Timothy Tradwell przez 13
lat z rzędu spędzał cztery wakacyjne miesiące na Alasce.
Alaskańska populacja niedźwiedzi liczy sobie 35 tysięcy sztuk. Tradwella przywoził i odbierał swoim wodolotem Willy Fulton, lokalny pilot. Zaprzyjaźnili się przez te wszystkie lata. Tradwell wyskakiwał z hydroplanu, brał swój namiot i sprzęt, a potem zaszywał się w krzakach z daleka od ludzi. Ruszał najpierw do rozległej doliny, którą nazywał sanktuarium. To znane miejsce wśród obserwatorów niedźwiedzi.
Potem przemieszczał się w górę potoku, w rejon, który nazwał niedźwiedzim labiryntem. Zwierzęta polowały tam na pstrągi, co samo w sobie jest ciekawym pokazem zwinności tych niemałych przecież drapieżników. Tradwell obserwował grizzly w ich naturalnym środowisku, a po powrocie odwiedzał szkoły, opowiadając nieodpłatnie o ich życiu.
W
Stanach stał się celebrytą. W pewnym momencie zaczął rejestrować swoje
poczynania kamerą wideo. Te nagrania prowadził przez pięć lat i zebrał ich
ponad sto godzin. To z nich Herzog
skomponował swój film, a miał w czym wybierać, bo Tradwell nagrywał wszystko: - przyjazne spotkania z lisami, którym
nadawał imiona i bawił się w chowanego.
Agresywne starcia samców grizzly w walce o dominację. Cieszył się jak dziecko każdym kontaktem ze zwierzętami. Zagłębiał się również we własną psychikę, kreował wizerunek jedynego słusznego obrońcy niedźwiedzi, ale widać było w tym walkę, osamotnienie, osobiste problemy wynikające z życia między ludźmi. To od nich uciekał na Alaskę. Eskapady trwały do momentu jego tragicznej śmierci.
Otóż Tradwella pożarł jeden z samców, z
którym filmowiec „nie zdążył się oswoić”. Zostało tylko nagranie dokumentujące
śmierć, którego Herzog nie pokazuje,
oraz ramię Tradwella z zegarkiem.
Reżyser odzyskał zegarek od służb ratowniczych i w
jednej ze scen wręcza go przyjaciółce Tradwella.
Grizzly są bardziej agresywne od
europejskiej odmiany niedźwiedzia brunatnego. Herzog w roli narratora przyznaje, że Tradwell „przekroczył pewną niewidzialną granicę”, nie zachował
dystansu. Mało tego, on wchodził w bezpośrednie kontakty z niedźwiedziami,
nawet dotykał drapieżników. Przyjaciele i ludzie, którzy go poznali, mówią, że
zachowywał się tak, jakby sam chciał zostać jednym z niedźwiedzi, a Herzog zrobił świetną robotę, nie oceniając
go, tylko pokazując, jaki był".
Książka „Zanim wyjedziesz w Bieszczady”.
środa, 9 kwietnia 2025
Kosmiczne struny
Część kosmologów (Richard Gott z uniwersytetu w Princeton) zakłada istnienie strun kosmicznych. Uważają, że mogą to być „drogi szybkiego ruchu” do podróży w przeszłość. Twory nazwane strunami należą do zjawisk reliktowych, powstałych wkrótce po Wielkim Wybuchu. Zgodnie z tą teorią w fazie gwałtownej inflacji kosmosu w pierwszych ułamkach sekundy, nie wszystko przebiegało gładko, tudzież równomiernie. Obliczenia wskazują bowiem, że wraz ze zmianą pola przy przejściu w rozszerzanie wszechświata, w odseparowanych od siebie regionach zwanych domenami, powstawały zniekształcenia czasoprzestrzeni.
A
dokładnie przydarzały się one w miejscach styku domen, na skutek negatywnej siły ciążenia. Zniekształcenia
te, takie swoiste „nici”, przyjmowały postać bardzo cienkich, nieskończenie
długich strun. Kosmolodzy przyjęli dla nich średnicę (uwaga!) jednej tysiąc
miliardów miliardów miliardowej centymetra.
Pomimo
tej niewyobrażalnej cienkości, jeden kilometr takiej nitki miałby wagę całej Ziemi. Do tego tę niezwykłą „nić”, ciągnącą
się przez 10 miliardów lat świetlnych, teoretycznie dałoby się ścisnąć w kulkę
o wielkości mniejszej od atomu! Kulka byłaby mniejsza od atomu, a jednocześnie
miałaby wagę supergromady galaktyk!
Aż ciężko
sobie to wszystko wyobrazić. Niektórzy kosmolodzy przypuszczają wręcz, że
galaktyki mogły w ogóle powstać tylko dzięki energii grawitacyjnej tych pętli
strunowych, a w nich miałyby się jakoby do dziś zachować nietypowe, supergęste pola
energetyczne młodego wszechświata.
Według Gotta, struny kosmiczne do tego stopnia zniekształcają
czasoprzestrzeń, że mogą być wykorzystane
przez Wehikuły Czasu do, jak
pisałem, podróży w przeszłość. Oto kiedy dwie równoległe struny „pędzą” z
szybkością podświetlną w przeciwnych kierunkach, wówczas statek kosmiczny
powinien najpierw poruszać się wzdłuż tej biegnącej w przód, po czym
„przeskoczyć” na strunę przejeżdżającą obok, ale pędzącą w tył. Po kilku takich
„przesiadkach” można byłoby zalecieć w mocno daleką przeszłość i jednocześnie ominąć
tak zwany „paradoks babci”.
Czytam o tych dywagacjach i wydaje się, że są to rzeczy wręcz fantastyczne, albo „zupełnie niepojęte, jak mówi pismo święte”. Jednak idee powyższe są poparte obliczeniami i przypominam, że to co wczoraj uznawaliśmy za utopię, dziś staje się praktyką.
Pojawia się odwieczna dwoistość: - z jednej strony geniusz ludzki wygląda na nieograniczony (Korona Stworzenia), lecz przeczy temu rzeczywistość z drugiej, która w najlepszym wypadku wskazuje na Planetę Małp.
wtorek, 8 kwietnia 2025
Wilki - Kazimierz Nóżka
Autora filmiku zna każda osoba związana z Bieszczadami.
Kazimierz opowiada: - Był 23 grudnia, w domu panowała już świąteczna gorączka – wypieki, sprzątanie, krzątanina. Nie do końca mnie to pobudza. Spodziewałem się śniegu, więc zjadłem śniadanie i ruszyłem samochodem w teren. Jak zawsze zabrałem aparat, ale i statyw, co nie zawsze mi się zdarza, bo jednak on przeszkadza w poruszaniu się po lesie.
Śnieg spadł tak jak przewidziałem, a im wyżej wchodziłem, tym było go więcej. Śnieg delikatnie zlatywał z drzew, trochę wiało. Zauważyłem pierwsze tropy jeleni, a potem pojedynczy trop wilka. Od razu się pobudziłem. Potem doszedł następny trop wilka i kolejne. Myślę sobie: - „Wataha gdzieś tu maszeruje”. Zwykle trudno ocenić liczebność, bo one stawiają łapy w śladzie poprzednika, tak im się lżej idzie, to nie jest udawanie. Szedłem dalej, śnieg zaczął mocniej padać, a ja kierowałem się w stronę znajomej wychodni skalnej.
Gdy się tam znalazłem najpierw zobaczyłem ruch na dole – to były dwa niedźwiedzie. Ustawiłem statyw, włączyłem film. Powiększyłem i byłem już w stanie rozpoznać, że to moja znajoma niedźwiedzica Aga. I w tym momencie zrodził się we mnie niepokój, bo widziałem tylko jedno młode, a ona przez ostatnie miesiące chodziła z dwójką – Lesiem i Grzesiem. Kiedy przypomniałem sobie tropy wilków, dotarło do mnie, że coś jest nie tak.
W pewnym momencie młody niedźwiedź ruszył i szybkimi skokami zmierzał prosto pod strome zbocze na którym stałem. Niedźwiedzica ruszyła za młodym, ale to po dobrej chwili, zniknęli mi z pola widzenia. Pomyślałem: - „Cholera, szkoda że to tak krótko trwało”. Lekko ustał ten mroźny wiatr. I wyobraź sobie, nagle słyszę jakieś dziwne odgłosy, jakby szczekanie, kwiczenie, jakby dziki. Coś się dzieje i zaczyna narastać. Wzmaga się ten hałas, rwetes. Aparat mam cały czas w pogotowiu, na statywie….. Słyszę sapania, jakieś ciężkie oddechy i w pewnym momencie widzę, jak z tego zbocza, na które pobiegł niedźwiadek z matką, galopują dwa niedźwiadki, a kilkanaście metrów za nimi, w śniegu, niedźwiedzica. A za nimi wilki, jeden, drugi, trzeci, piąty. Niedźwiadki dobiegły do jakiejś jodełki, jeden próbuje się na nią wdrapać. Niedźwiedzica dołącza do nich i wyraźnie coś im przekazuje, żeby odpuściły tę wspinaczkę i uciekały. Posłuchały. A ona zbiega jeszcze trochę niżej i odwraca się w stronę wilków, natomiast niedźwiadki zasuwają w tym czasie prosto w moim kierunku. Pierwszy był strach, potem myśl: - „Czy nagrywa się? Bo tu się dzieją takie rzeczy!”
Niedźwiedzica stoi, wilki próbują ją okrążyć, panuje ciągły ruch. Wilków przybywa. Zrozumiałem, że z tą niedźwiedzicą może być problem, że pierwszy raz nie wiem, jak to się może potoczyć. Wtedy pomyślałem, że muszę coś zrobić….
Emocje są takie, że pierwszy okrzyk jakby się sam ode mnie odrywa i po tym wrzasku spostrzegłem, że niedźwiedzica stoi, a wilki się rozpierzchają, poza jednym, który został, ale o tym przekonałem się dopiero później, kiedy zauważyłem go w kadrze. Stoi jak murowany, minuta, dwie, to na pewno. Wataha się rozbiega po okolicy, a niedźwiedzica odwrócona, rusza w moją stronę. Czuję, że jest niesamowicie pobudzona. Niedźwiadki są pode mną, a ona mnie zobaczyła, bo nie jestem za niczym schowany. Wystarczy jej parę skoków i będzie po Kazku. Kiedy wykonuje jeszcze jeden krok, krzyczę ponownie, bo żartów nie ma. To jest niedźwiedzica, która działa w obronie swoich młodych.
Po tym drugim okrzyku ruszyła lekko w dół stoku, po chwili widzę te małe. Wyskakują spod skały, ale już nie udaje mi się ich nagrać, bo jestem skupiony na wilku, który dość długo obserwował całe zdarzenie. Potężny basior. Był kompletnie zdezorientowany tym, co się stało. Coś przerwało polowanie i chyba analizował, co takiego.
Kiedy niedźwiedzie uciekły, a ten wilk stał na dole i przemyśliwał, obejrzałem się, a tam stały może jeszcze ze trzy wilki z tyłu, za mną. Mogło ich być dużo więcej. (to chyba w tym momencie słyszymy ciche westchnienie pana Nóżki – Jezu…).
Pewnie gdy zajmowałem się kadrem, one stały obok. Później ten potężny basior ruszył niby w moją stronę, ale bardziej w kierunku swojej watahy, przechodził bardzo bliziutko. Mocne przeżycie. Te niedźwiedzie zniknęły mi z pola widzenia, wilki również. Zapanowała cisza, emocje opadły. Zrobiło mi się niesamowicie zimno. Okazało się, że cały jestem spocony. Marzłem z sekundy na sekundę, ale powiem ci, że stałem tam jeszcze może ze dwadzieścia minut.
Wątpię, żeby podobne przeżycie było mi dane po raz drugi. Jeżeli ktoś coś podobnego przeżył, to były jednostki w skali świata. Niesamowite spotkanie.
PS. Sławny film na youtube – „kazimierz nóżka wilki”
poniedziałek, 7 kwietnia 2025
Trzecie życzenie Lema
Moje trzecie życzenie przewyższa nieziszczalnością, oba poprzednie. Były one w porównaniu z nim zwykłą dziecinadą.
Otóż życzę sobie otworzyć pewnego ranka oczy, aby
przekonać się, że wszystko, co się mnie i światu przytrafiło od mojej matury,
było sennym koszmarem. Wyśniłem drugą wojnę światową, obozy koncentracyjne,
okupację Polski i innych krajów, „ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej”, konferencje
rozbrojeniowe, Klub Rzymski, debaty atomowe, kryzysy, itp.
Nic
z tego nie zaszło, bo było tylko senną zmorą. Dlatego po przebudzeniu odczuję
prócz ulgi także wstyd, żem przypisał ludzkości tyle zaciekłości morderczej i
świństw. Jakże się zawstydzę, że mieli rację ci, którzy od dawna pomawiali mnie
o mizantropię i sadystyczne cechy charakteru, które przejawiły się w moim śnie.
Zarazem
stwierdzę z radosnym wzruszeniem, że wszystko, czego uczyli mnie moi
nauczyciele gimnazjalni o szlachetnej naturze człowieka, było najczystszą
prawdą.
Kraków, luty 1980.
P.S. – Stanisław Lem był Żydem. Urodził się we Lwowie w roku 1921. W czasie wojny przeżył okropne rzeczy. Śmierć zaglądała mu oczy wielokrotnie.
piątek, 4 kwietnia 2025
Złoto króla Midasa
Pewnego razu król Midas poprosił Hermesa o złototwórczą moc. Pragnął, aby wszystko to, czego się dotknie, przemieniało się w złoto. Nie dopowiedział azaliż, że ma to być rozumiane jako alchemiczna formuła świętości.
I działo
się:
- Midas ujął
chleb, a chleb zamienił się w złoto.
- Chciał się
napić wody – woda także stała się złotem.
Król cierpiał, dokuczało mu pragnienie, tudzież
głód, a zamiast pełni, zaczął doznawać pustki, lęku, upokorzenia. A są to stany
nieciekawe, właściwe zarówno dla nędzarzy, jak i głupców.
Od tego miejsca na plan pierwszy wybijają się
morały: - oto Midas przekonał się, że wszedł w stan degeneracji, ponieważ chciał
„uświęcić” chleb i wodę. A stan złota
w odniesieniu do tych rzeczy jest przecież profanacją. Samo poszukiwanie
skarbu, jak i jego zdobycie jest zdrowe, atoli pod warunkiem, iż nie staje się
totalne i bezmierne, czyli gdy nie tracimy trzeźwości i we właściwym momencie
potrafimy wypuścić skarb z rąk. Natomiast przyspawanie się do skarbu zawsze
jest przekleństwem. Wszak rodzimy się goli i tacy umieramy – nie da się niczego
materialnego zabrać na drugą stronę Tęczowego
Mostu. Czyli ukazuje się znana klasyczna trumna, która nie ma kieszeni.
W przypadku Midasa
chleb i woda są taką samą alegorią, jak w Ewangelii
osioł wyciągany ze studni pomimo szabasu,
a w legendzie o św. Wojciechu to
wdowi grosz, który przegina szalę z górą srebra. Próba uświęcenia rzeczy już
świętych objawia aspekt rakotwórczy, albowiem cały świat jest już święty, przez
sam fakt, że jest.
Zdrowe
podejście do ogólnie zwanych dóbr materialnych powinno polegać na świadomości
istnienia „wyłącznika”. Zarobiłem – czas na korzystanie z tego. Niestety wiele
osób nie potrafi, albo nie chce w sobie tego wyłącznika znaleźć.
W innej
wersji tej baśni Midas oprócz złota
kocha także córeczkę. I dzieje się, że w chwili, kiedy przytula ową, ona także przemienia
się w złoty posążek.
W końcu Midas
wychudzony jak szkielet i umierający z pragnienia dotyka sam siebie i staje się
złotym posągiem.
Ktokolwiek znajdzie ten posąg i dotknie złotego Midasa, sam przemieni się w bryłę złota.
A więc
także ciało jest jak woda i chleb. Ciało bowiem nie chce wiecznotrwałości.
Mędrcy mówią, że każdy niechciany ciąg zdarzeń
można odwrócić z pomocą prawidłowej modlitwy, czy tylko precyzyjnego sformułowania
myśli.
Natomiast
o niechcianej wiecznotrwałości ciała traktuje także inna, tym razem odwrócona
opowieść: – oto artysta o imieniu Pigmalion
wyrzeźbił w marmurze kobietę. Była tak piękna, że zakochał się w niej całą
duszą i ubłagał bogów, aby ją ożywili. I stało się – rzeźba ożyła – stała się
śmiertelną kobietą o imieniu Galatea.
Byli bardzo szczęśliwi oboje.
Czy Hermes
zadrwił z chciwca Midasa?
Niekoniecznie. To sam Midas
sprowadził na siebie przekleństwo z powodu jednego primo:
- Wysłał niedokładną myśl.
Po czasie jednak zrozumiał swój błąd, dlatego poprosił
powtórnie, a Hermes miłosierny dał mu
możliwość uwolnienia się od złototwórczej
mocy: - i wtedy mógł zmyć z siebie tę negatywną moc poprzez zaczerpnięcie
wody ze strumienia.
Jednak
nie było to wszak łatwe – nie mógł nawet jedną kroplą zamoczyć otrzymanego
dzbana. Midas biegł uszczęśliwiony po
wodę, dopóki nie stanął nad krawędzią urwiska – w dole huczy i pieni się
potok. Midas opuszcza się po skale,
czepia się korzeni, ślizga po błocie, wreszcie staje na oślizgłym głazie. Nie
wolno mu upaść, ani upuścić dzbana.
Delikwent wytrzymał próbę, poddał się
samodyscyplinie, ponieważ uwierzył w tajemniczą nadrzędną odwracalność procesów
rządzących światem, podobną do wdechu i wydechu. Zmył w końcu z siebie tę
fatalną moc pragnienia bogactwa bez granic. Hermes
bowiem nie wymierzył mu kary, On jedynie ściśle spełnił pragnienie.
Pierwsze życzenie Midasa
ingerowało w prawa bytu, drugie przywracało harmonię. Bogowie spełniają
życzenia, aby z nas drwić – to aforyzm oddający lenistwo w przyglądaniu się
treści życzenia. To my sami drwimy z jakiejś części naszego ja – z części, która nie chce przyjąć stanu złota, rozumiejąc, że to dobre nie
jest. Nie lubimy fatygować się poznawaniem głębszych krain duszy, wolimy szukać winnego poza sobą i przypisywać winę Hermesowi, choć w rzeczywistości to
tylko nasz osobisty problem, a nie jakiegoś bóstwa.