Rano ruszyłem z Mucznego.
Jest pochmurno, a w nocy padało, dlatego namiot zwijałem niestety na mokro.
Podchodzę na Bukowe
Berdo. Błoto, ślisko, na górę wszedłem nieźle umazany.
Na górze widoki
mokre, ale ….. idzie się!
I nie narzeka się!
Mijam grupki turystów idących w przeciwną stronę.
Nie ma innej możliwości – jest dziewiąta dziewięć: - wyszli z Wołosatego. Taki kawał drogi przeszli, a
zebrało im się na gadanie namiętne.
Są widoki.
Mgliste, pochmurne, groźne, lecz jednocześnie
niecodzienne.
A oni, sądząc z usłyszanych urywków, gadają o smutkach.
Kto jest na co chory…. Coś o pracy…. Że ktoś
złamał sobie coś……
Czemu tak wielu ludzi jest przypartych potrzebą gadulstwa?
Wiem, są chorzy na słowotok.
Ale mnie to wisi.
Przede mną trudne, bo mokre zejście do Przełęczy Goprowców.
Przyczyna gadulstwa?
Ludzie boją się ciszy, bo boją się siebie.
Ok – porozumiewać się trzeba, lecz jeśli już
mówię, powinienem pamiętać o pierwszym przykazaniu – zwięzłość kolego i
koleżanko!
Nie wspominam tu o nagminnym wystękiwaniu co
chwila yyyyyy.... oraz o tym, że cisza jest dobrem wspólnym.
A ona – ta cisza, potrafi się w człowieka wbudować.
Są sprawy nieuniknione, albo inaczej: - niezależne
od nas. Na przykład pogoda, albo starzenie się.
Tu pozostaje tylko pełna akceptacja, bo
przykładowo w smugę cienia wpadamy już.... dość młodo.
Patrzę na ludzi, którzy chcą jakby przelicytować
przeciwnika – stawiają opór rzeczywistości i przez tę szamotaninę starzeją się
skokami.
Trochę się wypogodziło.
Widok z Krzemienia w stronę Tarnicy.
Docieram do szałasu. Nadpływa mgła, robi się ciemno, ponuro wręcz. Nic to, jeśli się akceptuje każdą pogodę, bo ona przecież nie będzie inna niż jest.
Można coś zjeść oczywiście niespiesznie.
W trakcie jedzenia przebija się słońce. W takim pięknym miejscu jestem dzięki pogodzie sam ..... no cudnie jest!
Odmawiają zgody na to co jest.
Mnie to wisi, jednak tym ze Smutnej Poczekalni tylko krok do stetryczenia, do tak częstego
narzekania na młodych.
Każdego dnia ginie w mózgu i to nieodwracalnie,
kilka tysięcy neuronów, dlatego po pierwsze primo: - tak ważne są wszelkie hobby i
głód wiedzy, tudzież każda forma gimnastyki umysłowej.
Po
drugie primo: - unikajmy schematu, wyjeżdżonej koleiny życia. Zróbmy co pewien
czas coś nowego, nieco szalonego nawet, nie bójmy się ryzykować (jednak nie
jeździmy na rowerze z granatem w kieszeni) – takie działanie jest tym dla
mózgu, czym wysiłek fizyczny na powietrzu dla ciała.
Ruch fizyczny zastąpi wiele lekarstw, natomiast
żadne lekarstwo nie zastąpi racjonalnego wysiłku fizycznego.
To strona fizyczna.
Jeśli chodzi o to co w głowie ...... To jedyna maksyma: - nie zgłupieć!
Tu mam na myśli tzw. „pozytywne myślenie”.
Nie przepadam za tym terminem, bo stykam się z wieloma osobami w starszym
wieku, które pod tym hasłem oddają się samooszukiwaniu.
Jeden z
drugim krzyczy: - jak dobrze, jak dobrze!
A naprawdę myśli: - brrr! Śmierć nadchodzi! Ależ ja się jej boję!
I po co tak?
Zerkam w górę. Tam będę podchodził. I w tej chwili tylko to się liczy.
P.S - Nie mam zamiaru nikogo pouczać.
To były refleksje osobiste, być może mylne, bo mokrość dookólna dopiero się suszyła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz