Nie ma przypadków – pojawił się wątek kamieni
szlachetnych. Dziś urywek z książki „Syberyjskie diamenty”. W niej znajduję taki oto opis wyprawy (lata
pięćdziesiąte ubiegłego wieku) rosyjskich geologów do Jakucji, w rejony miejsca zwanego Wanavara nad Podkamienną Tunguską (Okolice katastrofy Tunguskiej):
„Oddział Sokołowa
prowadził stary myśliwy – Ewenk Jegor
Kaplin. Podobny był do Indianina:
- na czole czarna opaska, na ramieniu szeroki, ostry nóż przywiązany do
półtorametrowego drzewca.
W tajdze Kaplin
czuł się jak w domu, bo też tajga była jego leśnym domem. Urodził się w tajdze
i spędził tu całe życie, nigdzie nie wyjeżdżając. Można było zawiązać mu oczy i
przenieść o sto kilometrów – powróciłby w to samo miejsce niezawodnie, jak
gdyby prowadzony kompasem.
Zdolności myśliwskie Kaplina, jego znajomość tajgi, zwyczajów ptaków i zwierząt –
wszystko to sprzyjało szybkiemu posuwaniu się oddziału naprzód. Jegor prowadził oddział nie sam: - wraz
z nim podróżowała cała jego rodzina – żona
Anastazja i trzech synów – Stiopka,
Sańka i Antoszka.
Anastazja gotowała geologom strawę, a Stiopka, Sańka i Antoszka zajmowali się renami – ładowali na nie bagaże, karmili, paśli po nocach. Właściwie robili to Sańka i Antoszka, bo Stiopka, najmłodszy spośród nich – miał wszystkiego pięć lat – siedział na renie mocno przywiązany do siodła.
Pewnego dnia Stiopka zaginął. Było to tak: - Sańka i Antoszka paśli w nocy reny i w dzień w czasie marszu zasnęli w swych siodłach. W ich ślady poszedł też Stiopka. Zasnął tak mocno, że nie obudził się nawet, gdy gałąź strąciła go z siodła. Stiopka spadł na ziemię, gdzie spał dalej, a karawana poszła naprzód.
Nieobecność chłopca spostrzeżono dopiero
wieczorem, kiedy zatrzymano się na nocleg. Anastazja
chciała natychmiast wyruszyć na poszukiwanie syna, ale Jegor jej nie puścił.
- W nocy
trzeba spać – powiedział spokojnie, pykając fajkę - Stiopka już dawno śpi. Położył się na pagórku i śpi, po cóż budzić
człowieka?
Rano Kaplin
wysłał na poszukiwanie Stiopki dwunastoletniego
Sańkę i czternastoletniego Antoszkę.
– Ja nie
mogę jechać - powiedział do Sokołowa,
kiedy ten zaproponował mu, by także udał się na poszukiwania – nie mogę, przecież jestem w pracy.
Pod wieczór
Stiopka, żywy i cały został dostarczony do oddziału. Sańka i Antoszka spotkali Stiopkę
mężnie maszerującego śladami karawany i zalewającego się gorzkimi łzami.
- Czegóż on
płakał? – zapytał Sokołow.
- Zgubił
czapkę – odpowiedział Sańka – i bał się że mama będzie się gniewać.
Anastazja śmiejąc się i płacząc
tuliła syna, a Jegor wyraził swoją
radość na surowy sposób Ewenków:
- Niepotrzebnie ganialiście reny – powiedział do synów pykając nieodłączną fajkę – noce są jasne, ślady widoczne – Stiopka sam by nas dogonił za parę dni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz