Holownik przeciąga prom na drugą stronę Wisły. Potem z powrotem. Popołudnie późne, więc mały ruch. Niewiele się dzieje, bo niby co ma się dziać? Jak rzekł był klasyk: - Trzeba co pewien czas zmniejszyć tempo.
Pogapiłem się na zwoje liny cumowniczej. Bezmyślne gapienie się bywa ożywcze dla rozumu.
Usiadłem na ławeczce, popatrzyłem na wschodnią stronę i przypłynęły niewesołe myśli. W 1945 roku miejscowość nazywała się Schiwenhorst. Wiosną na mierzei wiślanej zaczęły się ciężkie walki, a na wyspie w ziemiankach koczowało kilkadziesiąt tysięcy niemieckiej ludności cywilnej, plus znaczna ilość wojska. W kwietniu wyspa była już otoczona. Ok. gehenna ludzi, ale przecież to Niemcy zaczęli.
Minęły lata - dawny wróg okazał się przyjacielem, a przyjaciel wrogiem.
Jest maj 2023 - minął rok pełnoskalowej wojny, którą Kacap narzucił naszym słowiańskim braciom. Ukraińcy walczą dzielnie i giną. Giną za siebie, ale i za nas. A u nas co? Polscy faszyści podnoszą głowy - akurat teraz przypomnieli sobie o Wołyniu.
Stąd jest niecałe 50 km. i już Kacapia. Blisko.
Wróbelki ćwierkają przy swojej misce.
Woda chlupie, siedzę zaparkowany w słońcu, niby sielsko jest, tylko te myśli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz