- Jestem Czarnoksiężnikiem
i potrzebuję ucznia. Jeśli chłopak się zgodzi i będzie słuchał nauk przez
siedem lat, wtedy opanuje wspaniałe rzemiosło - wypowie tylko jedno słowo - na
stole pojawi się strawa. Da jeden znak, a kieszenie będą pełne pieniędzy.
I tak oto syn wdowy, jeno po krótkiej wymianie spojrzeń
z matką, choć bał się okrutnie, nie mówiąc ani jednego słowa, poszedł na naukę do Czarnoksiężnika. A nauka była niełatwa i żmudna.
Mijały lata. Któregoś dnia, Czarnoksiężnik wręczył uczniowi pęk kluczy i wyjawił, że wyjeżdża na rok. Dodał, że chłopcu wolno buszować do woli po całym
ogromnym domu, atoli nie wolno mu otworzyć pewnych drzwi, pomalowanych
dla odróżnienia na czerwono. Jeśli poważy się otworzyć zakazane drzwi, zginie.
Po wydaniu owych poleceń, Czarnoksiężnik wyjechał. Był dobrym psychologiem, jak to zwykle
bywa z magami i przygotowywał ucznia wiele lat do egzaminu. Te lata były
konieczne, aby chłopak przyzwyczaił się do trwałego dobrobytu, tudzież poczuł
dumę z posiadania wtajemniczenia. Jednocześnie był już na tyle rozumny, że
wiedział, iż może przekreślić wieloletni wysiłek i dotychczasowe wyrzeczenia,
gdy złamie zakaz.
Uczeń był w wielkiej rozterce, aliści w końcu użył
klucza i zakazane drzwi otworzył. Zobaczył za nimi pięknego, białego konia
stojącego po kolana w gnoju. Przejęty widokiem, odruchem serca sprzątnął pomieszczenie, po
czym wyczyścił zwierzę.
Nagle w komnacie pojawił się błysk i z bańki świetlnej
wyszedł Czarnoksiężnik.
Adept struchlał potężnie, spodziewając się kary, coś
go nawet boleśnie ścisnęło za gardło, azaliż szybko zdiagnozował rzecz jako
neoanginowy ból gardła, bo każdy ból gardła to neoanginowy ból gardła, czyli sprawa całkiem błaha.
Stoi więc chłopak i dziwi się wielce, gdyż Czarnoksiężnik jest uśmiechnięty od ucha do ucha i rzecze:
- Oto w świecie Magii narodził się nowy
mistrz i jesteś nim ty, mój drogi uczniu! Zdałeś egzamin!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz