Na chmury to można patrzeć i
patrzeć.
Pierwsza noc na 686 zimna.
Okryłem głowę ręcznikiem, gdy obudzony zimnem w środku w nocy nie mogłem
namacać czapki.
Rano nastąpił popas jagodowy,
a potem zszedłem po wodę do potoku.
Gęsta i wysoka bieszczadzka łąka ocieka wodą. Kiedy znalazłem
się na dole (700 metrów) buty były całkiem mokre i spodnie także mokre do
pasa. Położone na namiocie już po godzinie wyschły - wystarczył sam wiatr bez słońca.
Celebruję śniadanie, parzę miętę. Wreszcie bób
zjedzony, jajka na twardo także zjedzone, teraz kolej na śmietanę i ser biały. No
i wreszcie ugotuję grochówkę.
Na horyzoncie pojawia się konieczność wyprawy do Baligrodu po tygodniowy zapas jedzenia, ale to dopiero pojutrze.Wyszło słońce - zostawiam gospodarstwo do popołudnia i idę odwiedzić Kalnicę.
- Nie obawiasz się kradzieży?
- Nie obawiam się, wokół tylko zwierzęta, tu nie ma ludzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz