Lubię takie rozmowy. Niespieszne, szczere do bólu, w których każde słowo ma wagę....Jeden mówi, drugi słucha. Potem ten film kultowy według Stachury - Siekierezada, moje praktyki na Mazurach z Wydziału Leśnictwa, i teksty: -"Najgorsze kobiety, to te, które mają wąskie usta...moja ma wąskie usta. - (Ludwig Benoit)." Jeszcze raz Stachura...
- Spałem w wagonach stojących na bocznicy.....Obudziła mnie ta sama sprzątaczka co wczoraj,
przedwczoraj i trzy dni temu. Przychodzą tu o szóstej posprzątać wagony, umyć,
wytrzeć szyby od środka, pozamiatać w korytarzach i w przedziałach, bo ta
wielka myjka, co tryska wodą z mydłem i pod którą się przepuszcza wagony,
wymyje je tylko od zewnątrz. W środku muszą posprzątać sprzątaczki. Potem
przyjeżdża lokomotywa i zabiera skład, żeby go podstawić na jakiś tor przy
umówionym peronie, gdzie już czekają ludzie, żeby wsiąść i zająć dobre miejsce albo
jakiekolwiek.
Obudziła mnie lekko, dotknęła mi ręki leciutko i
patrzyła, jak otwieram oczy i jak znowu zamykam, bo zobaczyłem, że to ona, i
spać mi się chciało bardzo. Wczoraj nie mogłem długo zasnąć. Myślałem długo o
jednej rzeczy, która jest taka niezmierzona, że można by całe życie nic nie
robić, tylko o tym myśleć. I to już by była kropla w morzu. I to też by nic nie
dało. Myślałem o płynięciu czasu. A potem ta myśl. Ta myśl potem zawrotna, że
może istniałem w czyimś marzeniu, w czyjejś tam głowie marzącej, kiedy mnie
jeszcze nie było, kiedy mi jeszcze było daleko.
— No wstań już.
Usiadłem z zamkniętymi oczami ciągle. Jeszcze małą
chwilę.
— Tak mi się nie chciało cię obudzić, bo tak spałeś
ładnie, śmiałeś się przez sen, to znaczy, miałeś taką minę śmiejącą, że aż nie
mogłam cię obudzić. Dobre pięć minut tu siedzę i widzę.
Otworzyłem oczy. Ale musiałem wciągnąć w to wolę
wyćwiczoną, żeby je otworzyć, taka mnie senność niewoliła.
— Wczoraj, jak przyszłam, spałeś całkiem inaczej.
Miałeś zaciśnięte zęby, przedwczoraj też, od razu cię obudziłam. Na pewno ci
się coś niedobrego śniło. Ale nie pytałam co, żebyś sobie nie przypominał
niepotrzebnie.
Poprawiłem sobie włosy palcami i zacząłem rozcierać
nogi i ręce na krzyż, bo zdrętwiałem dosyć, ale normalnie. Ranki już chłodne
wstawały od dawna. W pociągach jeszcze nie palili. Jakby palili, to zawsze by
tego ciepła trochę zostało w wagonach. Ale jeszcze nie palili. I były tylko
resztki małe i zwiewne tego ciepła, co ludzie ci zostawili, którzy jechali tym
pociągiem. Kiedy przychodziłem na noc, czułem je jeszcze wyraźnie. Niezbadane
są drogi.
— Zmarzłeś, bidaku. Ścierpłeś.
— Trochę. Za to wypocę się przy taczkach.
— Byłeś wczoraj w robocie?
— Byłem.
— Dobrze. To dobrze. Ale co z tobą będzie? Jak ty
chcesz tak dalej?
— To będzie, co ma być. Dam sobie radę. Niech się pani
nie martwi.
— Jak ja mam się nie martwić, jak widzę taką ludzka
krzywdę, jak marnieje po wagonach człowiek, jak ja mam...
— Idę. Do widzenia.
— Poczekaj. Poczekaj. Już nic nie będę mówić ani pytać.
Przyniosłam ci trochę chleba ze słoniną.
— Pani ma dla siebie?
— Mam, mam.
— Niech pani pokaże.
— Masz. Widzisz.
Jadłem, a ona patrzyła na mnie, jak jem.
— Usiądź — powiedziała.
Usiadłem. Nie wiem, jak ona w niektórych chwilach na
mnie patrzy. Zupełnie jakimiś nie swoimi oczami. Coś się wtedy z nią dzieje.
Jakieś fale w nie przypływają. Ona sama chyba nie wie, co to jest. Bardzo ładną
ma twarz wtedy, chociaż nie jest młoda, tylko starsza.
Zjadłem, wytarłem usta przedramieniem, podziękowałem
bardzo grzecznie i powiedziałem, że idę się trochę umyć i że będę już leciał.
Nic nie powiedziała. Zamknąłem cicho przedział, nie mówiąc: „do widzenia",
nic nie mówiąc, nie mówiąc też: ,Jeszcze Polska nie zginęła", tak jak
mówiłem do niej ze śmiechem, żeby ją rozweselić, kiedy się żegnałem, idąc do
roboty. Zamknąłem cicho przedział, nic nie mówiąc. Bo nie chciałem jej
przeszkadzać. Bo widziałem, że te fale ciągle w niej przepływają i było jej
chyba dobrze.
Poszedłem do ubikacji, nalałem trochę wody z konewki
do zlewu, który zatkałem papierem, i zacząłem się myć, to znaczy płukać ręce i
twarz zimną wodą półlodowatą, ale która jeszcze nie zamarzła. Mrozu jeszcze nie
było i nie zauważyłem jeszcze też przymrozków porannych, szronu, suchego
wiatru, co ścina. Ale patrzeć niedługo. Patrzeć niedługo, jak szron oblecze
poranki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz