Studnia Ofiarna 7
Davalos Hurtado
Eksploracja Studni
Ofiarnej wcale się na tych nurkowaniach nie skończyła. Teraz Studnia czekała na człowieka, który
wypompuje z niej całą wodę i wydobędzie do imentu wszystko, co zostało jeszcze
na dnie. I w końcu doczekała się, ale opiszmy rzecz po kolei. Najpierw zmarł Thompson,
a Studnią zainteresował się Davalos Hurtado, amerykanista, pasjonat
archeologii, ale przede wszystkim poszukiwacz skarbów.
- Nie mogłem
uwierzyć, że konsul Thompsom przy pomocy swojego prymitywnego sprzętu zdołał zbadać
wszystkie warstwy mułu dennego – powiedział Hurtado.
I do eksploracji cenote zastosował metodę badań pod nazwą Port Royal.
Czemu
taka nazwa? Powód prosty: - 7 czerwca 1792 roku silne trzęsienie ziemi w ciągu
kilku godzin zatopiło Port Royal –
piracka spelunka Nowego Świata zapadła się w morze. Razem z nią zatopiły się
liczne skarby. Na ich poszukiwanie wyprawiła się grupa uczonych z USA. I tu
właśnie ekipa wypróbowała nową metodę wydobywania skarbów z dna morskiego przy
pomocy urządzenia ssącego. Rezultaty były więcej niż obiecujące. A mówiąc dokładniej, to było bingo!
I oto nad
cenote znowu przybywa ekspedycja poszukiwawcza. I jak się okaże nie
ostatnia. Teraz odbędzie się przecedzanie tej części mułu, która jeszcze
została do przecedzenia. Odbędzie się to przy pomocy urządzenia ssącego, które zdało egzamin w Port Royal. Urządzenie działało jak odkurzacz - rura zasysała muł który tryskał na platformę zrobioną z gęstej siatki.
Hurtado
zaprosił także do współpracy nurków z miejscowego klubu sportów wodnych. Od
czasów Thompsona minęło kilkadziesiąt lat i teraz nurkowie zamiast
pięćdziesięciokilogramowych skafandrów używali lekkich akwalungów. Meksykańscy
nurkowie są w stanie, jak się okazuje, dotrzeć w najgłębsze zakamarki dna i to
pomimo kłębiącego się wokół nich gęstego mułu. Te zakamarki, do których nie
jest w stanie dotrzeć gruba rura pompy ssącej, to są najciekawsze miejsca dla
poszukiwań, chociażby tylko z powodu ciężaru nie tylko złota.
Już pierwszy dzień poszukiwań przynosi niezwykle
odkrycie – znaleziono trzydziestocentymetrową figurkę bóstwa Majów, wyrzeźbioną
w czystym kauczuku. Takich gumowych figurek bogów, ludzi i zwierząt, wydobyto
potem kilkadziesiąt. Czego nie wydobyli nurkowie, wydobyło na sito urządzenie
ssące. Przez dwanaście godzin na dobę, a nawet dłużej, pompa wypluwała muł na
sito, z którego Indianie razem z Hurtado
wybierali – niczym rodzynki – to wszystko, co tysiąc lat wcześniej wrzucili do
wody kapłani Majów i pielgrzymi. Pompa na zmianę z nurkami, pracowała przez
cztery miesiące i bez urazy, ale wyrobów ze złota i nefrytu znaleziono
oficjalnie dosłownie tyle, co na lekarstwo. Wręcz podejrzanie mało. Właściwie
same drobiazgi, a z rzeczy godnych wzmianki jeszcze jeden nóż ofiarny, tym
razem z rękojeścią, ze złotej blachy, pokrytej hieroglificznym napisem.
Znając życie, nie należy się jednak takim mizernym
rezultatom poszukiwań dziwić – oto gwałtownie budził się rynek
kolekcjonerów-inwestorów, gotowych płacić każdą cenę za artefakty Majów. A Hurtado jako rasowy poszukiwacz skarbów przecież głupi nie był.
Ociupinka filozofii.
Altruizm? Tak, ale do pewnej granicy.
Przecież ktoś w swojej głębi duszy może naszym poświęceniem pogardzać. Tak mówi
moje osobiste doświadczenie. A pomiędzy „altruizm” a „oddaj wszystko” to tylko
znak równania. Oddaj wszystko to według mnie ciężka choroba psychiczna. Azaliż
z każdej choroby można się wyleczyć, trzeba tylko chcieć.
To nic nie oddawać, a
tylko brać? Absolutnie nie! Trzeba się miarkować. Przecież każdy wcześniej, czy
później umrze - nic ze sobą nie zabierze, bo trumna nie ma kieszeni. I każdy ma jeden żołądek. Co pewien czas piszę: - Dają? Bierz! Jeśli ktoś coś ci daje,
bierz, bo inaczej obrazisz darczyńcę. Zdarza się, że tym dającym jest Los. Wtedy bierz! Przez duże B bierz,
oraz natychmiast. Bo po pierwsze primo obrazisz darczyńcę. A po drugie primo
obrazisz Darczyńcę Wyjątkowego. Tego
od Sygnałów Życiowych. Podsumowując
sprawę: - Czytelniku! Niezależnie od tego kim jesteś - nie daj się jebać! Jebać
w chwili obecnej można tylko PiS!
Miloslav Stingl w swojej książce „W
pogoni za skarbami Indian”, wydanej w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku,
przytacza swoją rozmowę z Hurtado,
gdy ten szykował się do wyjazdu z Chitzen
Itza. Szykował się i opowiadał Stinglowi,
że ma pomysł osuszenia Studni.
Osuszenia chociaż na pewien czas. Ówczesna technika już pozwalała na podobne
przedsięwzięcie. Takie osuszenie – wyjaśniał - pozwoliłoby na określenie wieku
poszczególnych warstw – stratygrafię. Mówił o stratygrafii, a oczy mu pałały i
oblizywał się.
Hurtado atoli zmarł
przedwcześnie z jakby nie do końca wyjaśnionej przyczyny i nie dane mu było
wprowadzić w czyn swego pomysłu osuszenia
cenote. Jednak to się wydarzyło – dokonał tego ktoś inny, ale to już temat
na inną bajkę.
Dziś woda w Świętej Studni
Śmierci w Chitzen Itza -
starożytnym mieście Majów, potomków Atlantydów, jest krystaliczna, mułu już nie
ma. Dziś to święte kiedyś miejsce jest atrakcją turystyczną.
Profanacja? Bo ja wiem? Zawsze kiedyś przychodzi
jakieś Nowe, któremu stare musi
ustąpić. Kto się nie zmienia, ten przegrywa - rzekła Czerwona Królowa.
Na naszych oczach dzieje się przecież tak wiele. Zmiany nawyków i mentalności społecznej są nieuchronne, a wirus miłościwie nam panujący tylko sprawę przyspiesza. Tendencja, która pojawiła się na zachodzie Europy, dotknie w niedalekiej mam nadzieję przyszłości również polskie
kościoły: - zachowane zostaną niektóre cenniejsze budynki, w nich będą muzea, albo sale koncertowe ze względu na akustykę, a na tablicy pamiątkowej
nasi potomkowie przeczytają: „Budynek
zabytkowy nazywany kościołem, w którym kilkaset lat temu tak zwani katolicy
odprawiali swoje rytuały religijne wznosząc modły do posągów i obrazów”.